Jan Tomkowski – Tęskniąc do symfonii

Doczekaliśmy się w naszej internetowej witrynie pierwszego, jakże obiecującego cyklu. Moje stare płyty Grzegorza Kozyry poświęcone zostały suitom rockowym, a więc muzyce bliskiej przynajmniej paru pokoleniom fanów. Co dziwniejsze – muzyce, która chyba się nie starzeje.

Odcinków, o ile mi wiadomo, ma być co najmniej pięćdziesiąt, ale może cykl się rozrośnie.

Sięgnąłem przy okazji po płytę ze swoich zbiorów, to na pewno nie najambitniejsza składanka zatytułowana po prostu Golden Rock Suites. Dwa srebrne krążki, a na nich same rarytasy. Iron Butterfly, Rare Earth, Pink Floyd, Deep Purple. Jest tu nawet Child in Time, moim zdaniem rockowy hit, a nie suita, ale ostatecznie wszystko jedno, skoro ten wspaniały dziesięciominutowy utwór ciągle porywa i zdumiewa. Nie ma Focus ani King Crimson, ale oczywiście każdy ma własne upodobania, istnieją ponadto prawa autorskie, no i nieubłagany czas nagrania – suity rockowe są niestety (a może na szczęście) długie albo bardzo długie.

A przy okazji – ileż wspomnień!

Mieliśmy po piętnaście albo szesnaście lat, a potem oczywiście trochę więcej, coraz więcej, niestety więcej i więcej, a z wiekiem rosły nasze ambicje. Bunt – wbrew opinii poety Stanisława Grochowiaka – wcale się nie ustateczniał, tylko nabierał siły i coraz bardziej określonego kierunku. Dojrzewając, mieliśmy coraz więcej wątpliwości i były one coraz poważniejsze. Czy mogły je wyrazić krótkie trzyminutowe utwory, dynamiczne, ale pisane według schematu: przygrywka, zwrotka, refren, zwrotka refren, wyciszenie?

Szczęśliwy, kto w owych czasach miał magnetofon albo chociaż gramofon. Najbiedniejszym pozostawało radio. A tam nadawano bardzo mało muzyki, zwłaszcza na falach długich i średnich (radio z UKF kosztowało znacznie więcej). Kto chciał posłuchać przebojów, musiał polować, siedząc z uchem przy odbiorniku.

Najwytrwalsi nie gardzili nawet audycjami w rodzaju „Od symfonii do piosenki”, gdzie emitowano najpierw całość albo część symfonii, potem trochę muzyki kameralnej, czasem uwerturę albo operową arię, a na końcu jedną jedyną wytęsknioną pioseneczkę. Czekało się więc godzinę na te chwilę szczęścia, gryząc niecierpliwie palce i zaklinając w duchu: żeby tak Skaldowie albo chociaż Czerwone Gitary, żeby nie Irena Santor…

Symfonii słuchało się po cichu, bez zainteresowania, bo nikt nie zaciągnąłby nas wówczas do filharmonii, gdzie na pewno nie umielibyśmy się zachować ani ubrać jak należy, ale…

Może komuś zaświtała jednak myśl, że to pokolenie też chce mieć swoje symfonie? Że wytarte dżinsy, kuse spódniczki i długie włosy wcale nie wykluczają wielkich marzeń, że nie są przeszkodą, by ogarnąć i zmienić świat, a przynajmniej ujrzeć parę spraw na nowo.

Myślę, że tak właśnie narodziła się suita rockowa – muzyka nie do tańca i nie do zabawy, choć oczywiście znam takich, co starali się żałośnie podrygiwać słuchając Epitaph… Ale to były nieszczęsne wyjątki.

By uświadomić sobie różnicę, posłuchajcie wczesnego Niemena i porównajcie z Bema pamięci żałobnym rapsodem, który jest oczywiście suitą rockową, jedną z najwspanialszych. I ciągle wywołującą niesamowite wzruszenia…

Jak każde arcydzieło.

Jan Tomkowski

 

O autorze:

Screenshot 2015-03-21 15.32.13

Jan Tomkowski  (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments