Dominik Kiepura – Wieczór poezji

***

Pochylony nad ziarenkiem piasku
Jestem z nim sam w dziwacznym potrzasku
Bo z żadnej z jego rozlicznych właściwości
Nie biorę na serio i do wiadomości

Przyjmuję tyle, że jest i że musi być
I że jest po to aby po nim iść.
Lecz dlaczego ja nad nim pochylam się smutny,
Czy jestem bardziej ludzki, może mniej okrutny?

I oto widzę pochyloną postać
Człowieka co sam sobie nie potrafi sprostać
Więc wymyśla piasek i teorię piasku
I jak salamandra wije się w potrzasku.

A przecież wystarczyłoby dotknięcie ręki
Bez gestu wyższości, znikomości, męki
Prosty smak dotyku, czysta barwa dźwięku
Świat jako element, a nie zadra w sercu.

Lecz jest między nami granica straszliwa
Grek ją w Crotariosie rzeczą nazywa
A ma ona i mię, jedno z imion masek:
W moim dialekcie zwie się ona piasek.

Wiem i widzę, że oto jest zło
Że na t o powiedzieć samo tylko: t o
T o już za dużo, to jest wielki grzech
To nasza głupota – słowo znaczy: pech.

Nie można milczeć nad kamieniem,
Nie można kamienia zbywać milczeniem
A jednak milczę i w ten właśnie dysonans
Wplatam moją ciszę, kiedy myślę o nas.

 

Wieczór poezji

Sam ze sobą mierzę się na rękę
i wypowiadam nieodparte groźby
to bezbłędnym ciosem koryguję szczękę
to przechodzę gładko do łagodnej prośby.

Choć siedzę mocno i napinam nerwy
coś przede mną w szybie już majaczy tam
i zbity z tropu bez cienia rezerwy
stwierdzam, że nie jestem tak zupełnie sam.

Jest jeszcze jeden piszący nad kartką
lecz bardziej blady i cały z ciemności
bo taki towarzysz nie jest sprawą miałką
siedzą wszak naprzeciw dwie nieskończoności

Gdy ze wzburzenia już niemal szlochamy
czym męskiej dumie wstyd niesiemy chyba
wyjątek pewien wyskakuje z ramy
dotąd niewidoczna i milcząca szyba.

I znów piję lecz już sam milczący
I pierwsze słowa przewiercają mózg
i chmura dymu odpływa niechcący
ujawniając ślady nieopatrznych rózg.

A więc naprawdę wiem tylko o sobie
że moja głowa nie jest z zimniej stali
a odbicie w lustrze jest odbiciem w słowie
zostaje na skórze, lecz znika – w oddali.

Stawiam wszystko na znak zapytania:
I podbijam stawkę do większej od życia:
– co zdaje się być ważne dla sztuki pisania –
że na dobre zniknął ten facet z odbicia.

X 2010

 

Bez udziału śmierci

Czego szuka śpiewem w ogrodzie ptak
Z którego śpiewu
Pozyskuję sobie

Jakimi słowami wymawia mnie znak
Że dzięki niemu
Oddaję tobie

Dokąd po mnie się wlecze
Janowska droga
W początek?

Z kim tak się żegna cichy odwieczerz
Z nocy wynikła
Jasność – W y j ą t e k

Dotąd daj mi dojść bez udziału śmierci

 

***

 

Jeśli pozwolisz jedną jeszcze rękawiczkę
Wkołokrąg oczu pozwól
Dla mnie to są lekcje nieocenione
I dla skłonnie przybyłych

Oni są dobrzy serdeczni są
To jest wielkie szczęście ich
Do domu spokojni wrócą
Pełniejsi ode mnie

Jeszcze jedną rękawiczką podejmę
Ciężar jeden podźwignę
Jednym spojrzeniem obejmę
Obraz ostatni

Pieśń obiecania wyśpiewam

 

***

 

Jeśli kiedyś zabłądzę aż pod bramy nieba
to powiem, że przyszedłem po to, co wszyscy zgubili
uśmiech wariatki głaszczącej swoje koty
nadzieję pewnej starej kobiety, która w odpustowe święto
czekała na dzieci
i chętnie rozdałaby nieporadne owoce swojej pracy
gdyby któreś z dzieciaków zainteresowało się jeszcze drewnianymi konikami
po spojrzenie tego samotnego mężczyzny,
który zawsze o tej samej porze wypijał piwko pod sklepem
po skowyt kundli za swoimi zmarłymi opiekunami
po płacz dziecka nakarmionego kwaśnym mlekiem odrzucenia
po leworęczność mojego kolegi z II b, przez którą wycierpiał to, co wycierpiał
po modlitwy umierających na raka miłości
po kwaśne pomarańcze z Chin od pewnej dystyngowanej damy
po mały pakunek zgubiony przez tę kobietę
z walizkami zawsze gotowymi do drogi
po bilet na jej samolot do Zjednoczonych Emiratów Obłędu
po kiwającą się medytację mojej babki
po wszystkie muchy uratowane z topieli we wszystkich zupach świata
po westchnienia samotnych nauczycielek, które mimo wieku
starają się z całych sił być wspaniałomyślne
po wszystkie bohaterskie czyny na które zabrakło medali
i po bucik Pana Jezusa zgubiony podczas gry w piłkę
za który dostałby może lanie, gdyby akurat nie był Bogiem

 

Dominik Kiepura

.

.

O autorze:

Dominik Kiepura – ur. w 1988 r. Studiował psychologię na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Debiut książkowy: ”The Best Off”, wraz z Grupą Literacką Et Cetera. Publikował w prasie polskiej i brytyjskiej. Od 2013 roku mieszka w Londynie. Pracuje jako pisarz i tłumacz literatury angielskiej i polskiej oraz jako bibliotekarz.

.

.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments