Dariusz Muszer – Przedwojenne ploty o Strzelcach Krajeńskich

Ploty 02

Z cyklu: Notatki na blankietach

Każda mieścina ma swoich cudaków i ekscentryków. Ubarwiają oni dość monotonne życie na prowincji i stanowią przedmiot niekończących się opowieści, anegdot czy plotek. Tak było, jest i zapewne będzie. Nie inaczej mają się sprawy w Strzelcach Krajeńskich, które do drugiej wojny światowej nazywały się Friedeberg Nm.

Fritz Priegnitz popełnił sympatyczny artykuł pt. „Friedeberger Originale” („Strzeleccy oryginałowie“), który zamieszczony został w książce „Erinnerungen an Stadt und Land Friedeberg Nm.“ („Wspomnienia o mieście i ziemi strzeleckiej“), wydanej nakładem własnym przez organizację kościelną w Berlinie w 1974 roku. W pracy tej znalazłem wiele zajmujących, niekiedy nawet zabawnych ploteczek z przedwojennych Strzelec i okolicy.

Miał Dobiegniew swojego Piaskowego Juliusza, który zaopatrywał gospodynie w piasek do posypywania izb; miało Drezdenko Johanna Kroka, co z wysoko postawionymi osobistościami i z żandarmem żył w stałym zatargu i przypisywał im całe zło tego świata. Tamże mieszkał również Oskar-Cygan, który własny dom wynajął Cyganom, a ci – jak to w ich zwyczaju – prawie cały rok byli poza domem, czyli wędrowali. Również i w samych Strzelcach nie brakowało dziwaków i oryginałów.

Wyczyny i diabelska złośliwość kupca Neumanna były powszechnie znane. Przeprzęgał on konie u wozów zatrzymujących się przed jego sklepem i pokładał się z uciechy, gdy zaprzęgi, miast w kierunku rynku, toczyły się w kierunku Turmstraße (Sienkiewicza). Pewnego razu jeden z jego terminatorów tak go nagabywał, że kupiec miał wszystkiego dość. „Chłopcze – powiedział – daj mi wreszcie spokój. Idź do okna i wystaw przez nie tyłek w kierunku Richtstraße“ (Bolesława Chrobrego). Po kilku chwilach młodzieniec wrócił. „No i co na to ludzie powiedzieli?“ – zapytał kupiec. „Pozdrawiali mnie słowami: dzień dobry, panie Neumann!“.

Neumannów było w Strzelcach na pęczki i dlatego wielu z nich otrzymało przydomki, aby łatwiej było rozpoznać, o którego chodzi. I tak, Neumann wykonujący zawód hydraulika nazywany był Blaszanym Karlem; inny zaś, elektryk, Piorunem-Neumannem. Wykonującego zawód kąpielowego, grubego Neumanna, o którym chodziły słuchy, że tak po prawdzie nie potrafi właściwie pływać, przezywano Aniołem Kąpieli.

Dynastia Schulzów również obfitowała w przydomki. Pewien Tunka-Schulz (trudny do jednoznacznego przetłumaczenia przydomek, ale powiedzmy, że Moczek-Schulz) odziedziczył przezwisko po ojcu, który nad Jeziorem Górnym płukał swoje farbowane materiały. Inny Schulz po wielu wysiłkach (członkostwo w 17 związkach i stowarzyszeniach) otrzymał wreszcie upragniony tytuł Konrektora (współrektor, współzarządca szkoły), z którego szybko okoliczna ludność zrobiła Kornrektora (półrektora). Wyraz „Korn” ma po niemiecku wiele znaczeń, m. in. ziarno lub żyto, a w mowie potocznej w niektórych regionach oznacza również wódkę pędzoną ze zboża; aby zachować grę słów, przerobiłem współrektora na półrektora, choć równie dobrze można by go nazwać „rektorem żytniówką”.

Niegdyś duża Strzelecka Kapela Miejska znacznie uszczuplała w okresie przedwojennym. Do zespołu należał m. in. pewien poczciwy mistrz szklarski o przezwisku Balon, który grał na fagocie. Był on bardzo przewrażliwiony na punkcie swojego przezwiska. Nawet przypadkowy ruch głowy w górę jednego z kolegów powodował, że fagocista przerywał grę w środku koncertu, pakował instrument do pudła i nadęty jak balon opuszczał salę. Biedaczysko ciągle wietrzył, że inni chcą stroić sobie z niego żarty.

W Café Lemke od czasu do czasu można było usłyszeć muzykę. Kawiarnia doliczała wtedy dodatek muzyczny do kawy i ciastek. Pewien pracownik kolejki wąskotorowej niekiedy grywał tam w zastępstwie na pianinie. Był prawdziwym postrachem gospodarzy. Sam mówił o sobie, że do grania używa opatrunku gipsowego. I rzeczywiście: po jego występach artystycznych zwykle trzeba było pianino oddawać do naprawy, gdyż klawisze były popękane.

Kapitan Drżąca Szpada był przybyszem, eksportem z Kostrzyna nad Odrą; dopiero kiedy przeniesiono go do rezerwy, kupił ziemię i osiedlił się w pobliżu Strzelec. Opowiadano o nim wiele anegdot, między innymi i taką: Kapitan kupił w mieście drzwi i postanowił je dostarczyć do domu. Z niewiadomych (a być może wiadomych) powodów nie skorzystał z transportu konnego, tylko przywiązał drzwi sznurkami do własnego grzbietu i ruszył w kierunku swoich dóbr. Nagle zobaczył, że drogą toczy się powóz, w którym siedziało zaprzyjaźnione z nim małżeństwo. Niewiele się zastanawiając, rzucił się do przydrożnego rowu i przykrył drzwiami. Co wydarzyło się dalej, musimy sobie sami dośpiewać.

Nadwornym błaznem mieszczan z Friedeberga był Josef Filsers, który nawet w zimie walcował po mieście… na bosaka. Przyznano mu tytuł honorowego przewodniczącego Związku Wschodnioniemieckich Gimnazjalistów, co pozwalało mu na to, aby w czasie dorocznych wycieczek miejscowego gimnazjum maszerował przed kapelą, podawał rytm i podśpiewywał sobie: „I-ta-ta, i-ta-ta!“ Zaśpiew ten stał się przyczyną jego przezwiska – Itat. Żadna zabawa szkolna nie mogła się obyć bez niego. Był wodzirejem i kuplecistą, tyle że jego kuplety mocno trąciły myszką; np. śpiewał „O, jak dobrze być żołnierzem…“ albo „Z czasów młodości, z czasów młooodości dźwięczy mi bezustaaaannie pieśń…“.

Również przedmioty martwe miały swoje przezwiska. Np. zegar widniejący na fabryce filcu był Łaskawą Panią, zaś kolejce wąskotorowej okoliczna ludność nadała miano Małej (też: Cichej) Friedy. Nazwa ta pochodziła od imienia żony starosty, za którego czasów kolejkę wybudowano. Również z wąskotorówką związany jest pewien dowcip, który wielokrotnie obiegał miasto: Krótko po wyruszeniu ze Wschodniego Dworca pociąg zatrzymał się na wysokości owczarni. Jakiś dowcipniś wykrzyknął: „Wszystkie barany wysiadać!“. Inny zaś dodał: „A wszystkie woły siedzieć na miejscu!“.

I tą głęboką myślą chciałbym zakończyć swoje ploty o przedwojennych Strzelcach Krajeńskich. Na więcej, na szczęście, zabrakło mi miejsca.

.

Dariusz Muszer

.

O autorze:

screenshot-2016-10-21-14-14-46

Dariusz Muszer, ur. 1959 w Górzycy na Ziemi Lubuskiej. Prozaik, poeta, publicysta, eseista, dramaturg i tłumacz. Autor kilkunastu książek. Pisze po polsku i niemiecku. Mieszka w Hanowerze.

fot. autora – Hanna Rex

 

.

www.dariusz-muszer.de

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments