“Zwiastowanie” i “Teleologia miłości” – 34 rocznica zamachu na Papieża

Screenshot 2015-05-13 08.07.28

Należę do generacji, która miała szczęście być świadkiem wyboru Karola Wojtyły na następcę św. Piotra i triumfalnego powrotu papieża Polaka do ojczyzny w 1979 roku. Każdy z uczestników tych historycznych wydarzeń pielęgnuje w sobie osobiste wspomnienie i pamięć o charyzmatycznej obecności Papieża. Przypomnijmy sobie, co zostało nam już ofiarowane i czego nigdy nie powinniśmy pozwolić sobie odebrać. Może także warto przybliżyć nasze doświadczenia tym, którzy nie pamiętają, oraz młodzieży, która nie ma pojęcia, z jak wielkiej ciemności wyprowadził nas Ojciec Święty. Komunistyczne władze pomniejszały rangę papieskich homilii do jednowymiarowego religijnego nauczania. Transmisje telewizyjne były nadawane lokalnie, by głos Papieża nie był słyszany w innych regionach kraju, a także po to, by jak największą liczbę ludzi zatrzymać w domu przed telewizorem. Szerzono pogłoski o niebezpieczeństwach przebywania w tłumie, podawano “statystyki”, ile zgonów spowoduje wielki upał i milionowe zgromadzenie. Fachowcy z telewizji sprawnie montowali obrazy, tak by nie było widać młodzieży i ludzi młodych. Stwarzano wrażenie, że na papieskie msze przychodzą głównie księża, zakonnice i starcy. W rezultacie, by na bieżąco brać udział w nauczaniu Karola Wojtyły, należało nasłuchiwać zagłuszanych audycji Radia Wolna Europa z Monachium. Kulminacyjnym momentem papieskiej pielgrzymki do ojczyzny była msza na krakowskich Błoniach. Byłem jednym z kilkuset porządkowych, zorganizowanych przez krakowską kurię, w większości studentów, którzy mieli dbać o to, by pielgrzymi łatwo odnaleźli drogę do swoich sektorów. Zbiórka była wieczorem, w przededniu mszy. Pamiętam długą, ciepłą noc, podczas której wydawało się, że nikt w mieście nie śpi – tak wielkie było napięcie i oczekiwanie. Od świtu zaczęliśmy wpuszczać ludzi do sektorów. Pielgrzymi nadciągali nieustannie, nie tylko z Krakowa i okolic, ale z całej Polski. Przychodzili z dworców, otwartych całą noc kościołów, domów i prosto ze szlaku. Na długo przed przybyciem Papieża wydawało się, że Błonia wypełnione są po brzegi. Był to jeden z tych dni w życiu, kiedy nie czuje się zmęczenia, ani głodu. Byliśmy jedynie spragnieni – nadziei, wiary i odrobiny wolności. Kiedy pojawił się papieski samochód, udało mi się stanąć na skraju drogi, wytyczonej pomiędzy sektorami, którędy miał przejechać “papamobil”. Przyznaję: chyba nie było to miejsce, gdzie miałem spełniać swoją funkcję, ale jak się okazało, była to jedyna w moim życiu okazja znalezienia się w bezpośredniej bliskości papieża. Kiedy Jan Paweł II zbliżył się, błogosławiąc, przyklęknąłem na chwilę, by zaraz zobaczyć, jak oddala się, niknąc w tłumie wiwatujących. I od tego momentu, kiedy był z nami – mieliśmy nadzieję, odzyskiwaliśmy wiarę, byliśmy wolni. Nie namiastką wolności, ale wolnością pełną, bez granic. Której już nigdy nie byli nam w stanie odebrać – sekretarze partyjni, naczelnicy wydziałów paszportowych, funkcjonariusze milicji i SB, urzędnicy aparatu przemocy. Wracałem z Błoń wzruszony, zmęczony, zakurzony i szczęśliwy. W otaczających Błonia uliczkach stały szeregi ciężarówek, wypełnione uzbrojonymi zomowcami. Nie miało to większego znaczenia. I kiedy myślę o minionych latach, latach papieskiej katechezy i odkłamywania historii, wydaje mi się, że minęły tak jak moment, w którym Papież przejechał tuż obok, zostawiając nas na kolanach, olśnionych i uczłowieczonych. Wkrótce potem napisałem wiersz. Zaglądam do niego po ponad trzydziestu latach z niepokojącym uczuciem, że nadal jest aktualny. Sztukę manipulacji doprowadzono do perfekcji, podlewając ją iluzją demokracji i erzacem wolności.

 

Zwiastowanie

„Mówię w imieniu wszystkich,
których prawa gdziekolwiek na świecie
są zapoznawane i gwałcone”
JAN PAWEŁ II

Mamie

tak mocno całuje ziemię tak leniwą
tak bardzo mocno całuje ziemię tak kapryśną
to ona tylko
nie mogła nadążyć
nie poszła za Nim
nie uniosła ciężaru
bezsilnej modlitwy
Ojcze nasz któryś jest z nami
błogosław nadzieję
która wyparła
z naszych oczu
starczy cień

mam dwadzieścia cztery lata dyplom języka obcego tak bardzo
w kieszeni głowę na drewnianym karku tak wrażliwą na środki
uśmierzania przekazu tak boli mnie szyja i chciałbym odwrócić
oko kamery od tej ściany odrapanej od tych twarzy wybranych
od tej zamazanej przestrzeni pokażcie to co widać tak dobrze
z głębi zamglonej historii każdy obraz wybrany przez słońce

przybyłeś gdzie Chrystus (podobno)
tak dobrze się czuje
jak na swoim
jak na krzyżu
gdzie wszystkie drzewa
nawet najmłodsze
majà tysiàc lat
gdzie ptaki w sennych klatkach
odlatują do nieba
Franciszka z Asyżu

kiedy płaczę nie pamiętam wszystkiego
Twoje słowa wypierają obumarłe komórki naszego ciała
Twoje słowa wypierają obumarłe komórki naszej wiary

ptak rozwija welon skrzydeł
z naszych szpitali
wybiegają cudownie uzdrowieni
chronicznie obłąkani
chorzy na co dzień

ta droga doprowadzi do mnie ta droga ten paradoks cywilizacji
daleka droga rozpisana na Twój donośny głos daleka droga do
naszego ucha zagłuszona złośliwym sumieniem

Twój głos jest donośny
wystarczajàco donośny
aby odkryć Ziemię
gdy ucichnie śpiew mikrofonu
podniesiemy pieśń ciszy
mówią że śpiewasz
i błogosławisz
ten stary
wysoki krzyż

mam dwadzieÊcia cztery lata i dobrą orientację w burzy fal radiowych
niech patron żeglarzy ma w opiece obłąkane statki
niech patron żeglarzy ma w opiece niepewne żagle
niech patron żeglarzy ma nas w opiece

módlmy się o biały żagiel
z apostołem który płynie
w tłumie pielgrzymów
prowadzàc ich do
opuszczonych domów
między granice które
trzeba przemilczeć
między zaciśnięte wargi
milczącego człowieka

jestem tu po raz pierwszy
w Krakowie mam dwadzieścia cztery lata
w Paryżu mam dwadzieścia cztery lata
mam dwadzieścia cztery lata tak daleko
tam gdzie spotkałem
wszystkich ludzi Êwiata
tam gdzie słyszałem
wszystkie dzwony świata
tam gdzie przeszedłem
wszystkie drogi świata
tam gdzie spotkałem
całą wolność świata
który czeka
na Twój powrót

czerwiec 1979

Aleksander Rybczyński

.

Teleologia miłości

.

Wyobraź sobie niemłodego już człowieka

który poświęcił swe życie wszystkim

rodzajom pracy. Wyobraź go sobie

podczas wędrówki w górach

z prostym uśmiechem na jasnej twarzy.

Widzisz: oto postępuje w górę

krok za krokiem stopień za stopniem

zbliża się do nieba.

 .                                     Zachowaj w pamięci

ten obraz a tymczasem popatrz gdzie indziej.

.

Z więzienia w innym górzystym kraju

ucieka chyłkiem (ale czy wystarczająco

chyłkiem?) młody mężczyzna o ciemnej

twarzy i zaciętych błyszczących oczach.

Życie wcześnie zaczęło go krzywdzić.

Teraz uchodzi z kraju unosząc ze sobą

jedynie przenikliwą roślinkę zemsty

którą starannie pielęgnuje.

.

Dalej historia potoczy się sama

skoro pierwszy impuls został jej nadany.

.

Niemłody człowiek o jasnej twarzy

zaszedł już bardzo wysoko.

Często odwiedza różne ziemie

które całuje i zostawia na nich trwały ślad.

Młody mężczyzna z twarzą ciemną

od determinacji też często zmienia

miejsca pobytu. On również pozostaje

w bliskiej styczności z ziemią.

Można powiedzieć że zaciera własne ślady.

Zachowaj ich obu w pamięci.

.

Zwinny gołąb a może synogarlica

przecina drogę słońca na lazurowym niebie.

Jest pięknie. Senna jaszczurka pośród mchów

wygrzewa się na parującej skale.

Jeszcze nic się nie stało. Trwa dzień.

.

Niemłody człowiek pracuje dla dobra.

Młody mężczyzna odpoczywa w luksusowym hotelu.

Kształt dobra (o ile żywi jakieś przeświadczenia

w tym względzie) musi jego zdaniem

mieć całkowicie odmienny charakter.

Tego jednak nie próbuj się dowiedzieć.

.

Ale oto ich ścieżki krzyżują się.

Dotykają stopami jednej ziemi

wyciągnięte ręce wskazują różne nieba.

Łączy ich zrodzona z wiary żarliwość.

Dzieli nienawiść dzieło chytrego rozumu.

Dzieli ich jeszcze odległość: tych kilkanaście

metrów które pocisk pokonuje natychmiast.

Padają strzały.

.                           Pada również niemłody człowiek

frasobliwy teraz i dyskretnie broczący krwią.

Młody mężczyzna o poszarzałej nagle twarzy

nie okazuje takiej powściągliwości w ruchach.

Przeciska się przez oniemiały tłum

próbuje uciekać.

.                             Na próżno. Nie może

uciec przeznaczeniu. Ich drogi

już się połączyły. Będą żyć obaj ale pozostaną

w niewielkim oddaleniu. Słychać płacz

modlitwę okrzyki przerażenia.

.

Niemłody człowiek stara się uśmiechnąć.

Ofiara spełniona miłość znów zatriumfuje.

Nie zna jeszcze imienia młodego mężczyzny

który nacisnął spust ale już wie

że cierpi dla przemożnej namiętności

zdolnej unicestwić wszystko i odrodzić.

On wie najlepiej że tę pustoszącą broń

skierowali weń ci którzy

kochają go bardzo.

.                               Czy rozumiesz?

.

Waldemar Żyszkiewicz 

(1982)

 

 
 

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=j2bTXcG1Nqc]

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments