Łukasz Suskiewicz – DIABEŁ I MESKALINA

Suskiewicz-Mikroelementy_rgb

Mikroelementy napisane zostały w czasie środkowoeuropejskim, a wybrzmiewa w nich i europejski wschód, i trochę reszty świata. To opowieści z krainy, której mieszkańcy zostali obrabowani i sami siebie okradli z wszystkiego: z miłości, z pieniędzy, z przyszłości, z wiary, a przede wszystkim z nadziei. Swoje życie oparli na obojętności i rezygnacji. Przyznaję, niezwykły i niecodzienny opowiadacz z tego Łukasza Suskiewicza! Wprost oderwać się nie mogłem od jego książki, w pogoni za kolejnym opowiadaniem, za kolejną postacią przechadzającą się po piekle samotności. Bo tym razem piekło to nie inni, piekło to my sami. I tylko w piekle czujemy się jak w domu.

.
Dariusz Muszer

..

Łukasz Suskiewicz – DIABEŁ I MESKALINA

..

Jest ich dwóch. Mają zepsute zęby. I w pierwszej chwili chcesz się wycofać. Ty, biały chłopak, syn lekarki i architekta, absolwent uczelni, gdzie zapoznano cię z aforyzmami Schopenhauera, wolisz nie obcować z postaciami o zepsutych zębach. Lecz ów pierwszy odruch (jak pokażą dalsze wydarzenia – słuszny) przezwyciężasz i przez chwilę czujesz się jak ci ekstremalni reporterzy, którzy upajają się nastrojem zbombardowanych miast i towarzystwem poranionych dzieci.

Udajesz, że czujesz się równy z tymi dwoma i nic was nie dzieli, chociaż oni mają zepsute zęby, a ty czytałeś Tatarkiewicza w samolocie. Rozmawiacie, jeden z nich ma na imię Miguel, drugi Roberto, i koniecznie chcą wiedzieć, skąd przyjechałeś. Z jakiś względów jest to dla nich ważne. Jeszcze nie domyślasz się – z jakich. Chcesz im kupić piwo (ty, wielki podróżnik, pijesz z autochtonami), lecz stanowczo odmawiają. Piją tequilę.

Barmanka mówi do nich coś po hiszpańsku, czego nie rozumiesz. Pokazuje na ciebie, a tamci dwaj mówią do niej podniesionymi głosami. Teraz też zamawiasz tequilę. Tamci dwaj namawiają, abyś zamówił taką z robakiem, mówią, że robak jest nasycony pejotlem, jednak nie wierzysz im (załóżmy, że jesteś inteligentny). Mówią, że turysta, który odwiedza ich kraj, powinien napić się tequili z robakiem i spróbować pejotlu.

Jesteś już bardzo pijany i wychodzisz na dwór. Zapominasz plecaka i Roberto po niego wraca, czym mimo wszystko cię zaskakuje. Barmanka, kiedy wychodzicie, mówi jeszcze raz do tamtych dwóch, lecz nie rozumiesz nawet pojedynczych słów. Pokazuje na sufit, na ściany, na ciebie. Kilka bezdomnych psów biega po ulicy. Mówisz: psy… Ale tamci dwaj zaprzeczają, mówią: nie psy… szczury… Znowu robisz się czujny i nie wierzysz im, mówisz: nie jestem aż tak pijany. To chyba skłania ich do tego, że wyjmują papierosa z marihuaną, którego nazywają grifa, i zaciągają się tak, że kiedy wypuszczają dym, znikają w jego kłębach. Gdy podają papierosa tobie, pociągasz, co rozśmiesza ich do łez, śmieją się, klepią cię po ramionach i mówią: jesteś daleko od domu, gringo… Jednak ty, odważny podróżnik, odpowiadasz: bywałem dalej… Co rozśmiesza ich jeszcze bardziej. Pytają: byłeś na Tajwanie, gringo, albo w USA… Widziałeś kiedyś takie szczury?

Gdy wypalacie papierosa do końca, prowadzą cię ulicą, na której nie widzisz nikogo, tylko te dzikie psy, o których oni mówią: szczury. Chociaż ty oczywiście wiesz, że nie ma szczurów tej wielkości. Pytasz, czy jest tu jakiś hotel… lub pensjonat…

Jednak Miguel i Roberto odpowiadają, że jest zbyt wcześnie, by iść spać, że jeszcze można wiele zrobić takiej nocy jak ta. Taka noc powinna być wykorzystana do końca. Do samego końca, powtarzają. I znowu się śmieją. Wtedy (chyba po tym papierosie) śmiejesz się razem z nimi. Śmiejecie się wszyscy w trzech, pośrodku ulicy, na której oprócz was nikogo nie ma. Jak trzej obłąkani.

Kupujecie placki kukurydziane od kobiety, która smaży je na chodniku. I powtarza się to, co zdarzyło się już w barze, chcesz zapłacić za swoich nowych przyjaciół, gdyż twoi nowi przyjaciele nie wyglądają na takich, co leżą na pieniądzach, lecz odmawiają, mówią: zapłacimy za siebie, gringo. Jesteś bardzo hojny, gringo. Jesteś prawdziwy amigo.

Placki kukurydziane popijacie piwem, które kobieta trzyma w wiadrze z lodem. Jest środek nocy, a mimo to zalewasz się potem. Tamci dwaj znowu się śmieją i mówią: to dobre piwo, lepsze niż kawa. Tym razem nie śmiejesz się z nimi. Denerwuje cię, że nie rozumiesz, o czym mówią; mimo wszystko czujesz się inteligentniejszy i lepszy, do czego naturalnie nigdy się nie przyznasz, gdyż jest w tobie dziwna ambiwalencja: z jednej strony bratasz się z ludźmi biedniejszymi, lecz jednocześnie, na poziomie fundamentalnym, lokujesz siebie wyżej.

Miguel i Roberto proponują, abyś spróbował meskaliny, mówią, że nie ma takiej meskaliny w Europie. Taka meskalina, jaką ci proponują, jest tylko tutaj. Tutaj, mówią, ma związek z religią. Tutaj, gdy zażywasz meskalinę, spotykasz Boga. Możesz z nim rozmawiać. Możesz zadawać mu pytania. Na pewno masz dużo pytań do Boga, gringo.

Rozglądasz się wokoło i widzisz tylko walące się chałupy i śmieci (takie same, jak w Europie: ulotki reklamowe i siatki z supermarketów). Więc jak, pytają Miguel z Robertem, chcesz spróbować lokalnej meskaliny, czy nie, gringo? Jest z  kaktusów, które nie rosną w miastach. Trzeba wiedzieć, gdzie szukać takich kaktusów.

Nie mówisz, że się zgadzasz, tylko wykonujesz nieokreślony gest, jaki może znaczyć wszystko, jednak tamci dwaj interpretują go jako akceptację i wyciągają woreczek z białym proszkiem. Usiłujesz sobie przypomnieć, co wiesz o meskalinie, co czytałeś w tych wszystkich ćpuńsko – awanturniczych powieściach, czy meskalina to proszek czy płyn, czy nie powinieneś dostać nasączonego papierka?

Miguel i Roberto wkładają brudne palce w proszek i nacierają dziąsła. Robisz to samo. Udajesz, że robiłeś to tysiące razy, lecz jesteś przerażony. Wyobrażasz sobie mikroby, jakie zgromadziły się za paznokciami tych troglodytów. Miliony bakterii za każdym ze szponów, do jakich twój europejski (delikatny) organizm nie stworzy przeciwciał i zapewne każda z nich może cię zabić.

Idziecie ulicą. Roberto i Miguel krzyczą: to wspaniała meskalina, gringo! Po tej meskalinie dzieją się rzeczy niebywałe, można po niej doświadczyć czegoś nadzwyczajnego! Ale teraz pokażemy ci coś lepszego, teraz pokażemy ci coś, czego zwykle turyści nie widzą. Pójdziemy do miejsca, gdzie turyści nie chodzą. Chcesz, gringo?

Znowu nie odpowiadasz, tylko wykonujesz nieokreślony gest, jaki może znaczyć wszystko, może znaczyć zaprzeczenie, ale może też znaczyć akceptację. Więc idziecie, a oni krzyczą dalej: lubisz dziewczyny, prawda gringo? Czy wolisz mężczyzn? Co wolisz, gringo, dziewczyny czy mężczyzn? Z mężczyznami można porozmawiać, prawda gringo?

Wchodzicie do lokalu bez szyldu, gdzie widzisz kilka kobiet w samej bieliźnie. Pytasz: to chcieliście mi pokazać – burdel? Jednak Miguel i Roberto śmieją się i mówią: nie, gringo, nie to chcieliśmy ci pokazać. To, co chcemy ci pokazać, będzie później. Tutaj napijmy się tequili. I to my, gringo, za nią zapłacimy. Widzisz jeszcze, jak szepczą sobie do ucha, jak najpierw Miguel szepcze do ucha Roberta, a następnie Roberto szepcze do ucha Miguela. Miguel wychodzi do toalety, a Roberto pyta, czy podobają ci się dziewczyny, czy są piękne?

Jedna z nich, mniej więcej w twoim wieku, podchodzi i mówi do Roberta, który po angielsku zwraca się do ciebie: to tylko dziesięć dolarów, masz tyle, gringo? Więc dajesz dziewczynie dziesięć dolarów, które ona składa na cztery i chowa w staniku, jak archetypiczna dziwka z serialu. Idziesz za nią w głąb lokalu, do niewielkiego pokoju, w którym jest tylko materac. I wyobrażasz sobie wszystkich tych, którzy na tym materacu leżeli, w wyniku czego postanawiasz zrobić to na stojąco. Dziewczyna bierze do ust, lecz nic z tego nie wychodzi. Mówisz do niej: meskalina; jednak jest tak obojętna, tak zaabsorbowana sobą, że uważasz, iż nie rozumie. Patrzy na twojego flaka i mówi po angielsku (zapewne jedno z trzech znanych jej słów): death. Zdejmuje stanik i bawisz się jej piersiami, co nie pomaga, więc wracacie do lokalu.

Z Roberto i Miguelem jest trzeci facet, który nie jest tak śniady jak oni. Wskazują na niego i mówią: to Xavier. Witasz się z Xavierem, który nic nie mówi, tylko wymienia z tamtymi dwoma spojrzenia. Roberto i Miguel tłumaczą mu: gringo chce dowiedzieć się więcej, chce zrozumieć.

Co chce zrozumieć?, pyta Xavier.

Chce zrozumieć nasz kraj, mówi Miguel.

Xavier zachowuje się tak, jakby ta odpowiedź coś wyjaśniała.

Gdy wracasz z toalety, Miguel klepie cię po plecach i mówi: jesteśmy przyjaciółmi, prawda gringo?

W toalecie spojrzałeś w lustro. Nie poznałeś sam siebie. Rozpływałeś się jak woskowa maska. I masz myśl, że z jednej strony właśnie tego chciałeś, przyjechałeś na drugi koniec świata, aby stracić kontrolę. Z drugiej strony – boisz się tracić kontrolę. Już chcesz, żeby wróciła. By wszystko było bezpieczne i poukładane. Chciałbyś tracić kontrolę, lecz tylko na krótkie i kontrolowane momenty.

Wówczas Roberto, Miguel i Xavier proponują, że pokażą ci diabła. Chcesz wiedzieć, co mają na myśli mówiąc „diabła”, jednak nie odpowiadają jednoznacznie. Mówią: to coś bardzo, bardzo złego, coś, czego będziesz się bał, gringo.

Pytasz: czy to jakieś zwierzę?

To coś znacznie gorszego niż zwierzę, odpowiadają. Nie ma zwierząt tak strasznych jak to, co chcemy ci pokazać, gringo. Zwierzęta tak naprawdę nie są straszne. Boją się nas bardziej niż my ich.

Zbieracie się do wyjścia. Dziewczyna, z którą byłeś w pokoju, chce ci coś powiedzieć, podbiega do ciebie, jednak mówi wyłącznie po hiszpańsku, którego znasz nie więcej niż pięć słów, i w tym co mówi, nie wyławiasz żadnego z tych, które znasz. Jest bardzo wystraszona, więc pocieszasz ją, mówisz: dobrze, dobrze, będzie dobrze… Chcesz jej powiedzieć, że zwykle ty nie…, że to tylko meskalina, lecz inna kobieta ciągnie ją z głąb lokalu, a Miguel i Roberto wołają cię od drzwi.

Wychodzicie na zewnątrz. Xavier pokazuje na gruchota zaparkowanego na zewnątrz (trochę podobnego do dużego fiata) i mówi, że trzeba jechać. Jesteś zmęczony i chcesz poszukać hotelu. Meskalina już nie wywołuje żadnej euforii, tylko zmęczenie. Mówisz: diabła mogę zobaczyć jutro. Lecz nie pozwalają ci odejść, wciągają cię do auta, a twój plecak (w którym masz laptopa i aparat) wrzucają do bagażnika. Nie masz dość determinacji, by się przeciwstawić, chociaż masz świadomość, że powinieneś. Xavier prowadzi zachowawczo, mimo że ulice są puste. Słuchacie ambientu, podobnego do muzyki z lotnisk. Wyjeżdżacie z miasta i drogi są nieoświetlone. Zatrzymujecie się przy bramie, którą Xavier otwiera, i wjeżdżacie do środka. Jest tam stary dom, w którym, jak zauważasz, nie świeci się żadne światło. Prowadzą cię do wnętrza. Stoicie naprzeciw siebie. Miguel i Roberto zapalają papierosy, Xavier zasłania okna. Miguel pyta: chcesz jeszcze trochę meskaliny, gringo? Myślisz o tej dziewczynie z burdelu. Zastanawiasz się, czy będziesz umiał tam wrócić. Roberto otwiera drzwi, które prowadzą do piwnicy. Widzisz tylko pierwsze dwa stopnie, dalej jest ciemno.

Łukasz Suskiewicz

Prezentowane opowiadanie pochodzi ze zbioru Mikroelementy, który ukazał się w 2016 roku nakładem Wydawnictwa FORMA.

..

O autorze:

 

Screenshot 2016-08-11 23.23.42

Łukasz Suskiewicz – urodzony w 1977 roku. Mieszka w Częstochowie. Wydał powieści: Egri Bikaver (2009) i Zależności (2015).

 

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments