Jan Tomkowski – Mój pamiętnik literacki [23]

literacki-23

Wydawało mi się zawsze, że wierność ma coś wspólnego z samotnością. Oczywiście, w potocznym rozumieniu wierność to po prostu brak zdrady, a może i pokusy skłaniającej nas do zmiany raz dokonanego wyboru. Ale ja nie myślałem wcale o sferze erotyki, narzucającej się z całą oczywistością. Zakładałem, że istnieje tylko jeden rodzaj wierności – wierność wewnętrzna, wierność wobec własnego „ja”, w każdej chwili zagrożona przez czynniki zewnętrzne, a także naszą słabość.

Symbolem takiej wierności mógł być nawet Don Juan, przeżywający mnóstwo przygód miłosnych, a przecież niebywale konsekwentny, bez lęku zmierzający ku swemu przeznaczeniu. Dla mnie był to zresztą Don Juan z wiersza Baudelaireʼa, a może także bohater poematu Byrona, powracający zwykle jako figura godna pożałowania w twórczości naszych „poetów wyklętych”, takich jak Włodzimierz Stebelski.

Prawie pięć lat po esejach o samotności przyszła kolej na eseje o wierności – jak i poprzednio, wierność była w nich raczej przewijającym się dyskretnie motywem, a nie głównym tematem. Tym razem ograniczyłem się w zasadzie do interpretacji tekstów polskich pisarzy. „Don Juan we mgle” podsumowywał przecież dwie dekady mojej działalności historycznoliterackiej, pokazywał moje zainteresowania skupiające się na dokonaniach autorów XIX i XX wieku. Manifestował również przywiązanie do klasyki, coraz częściej negowanej przez rozmaitych reformatorów, oceniających arcydzieła polskiej poezji i prozy z perspektywy nowych prądów intelektualnych (a raczej pseudointelektualnych) oraz rynkowej dominacji pięciominutowych bestsellerów.

Zaczynałem więc przekornie od „Pana Tadeusza”, którym zajmować się będę chyba przez całe życie. Przypominam sobie, że Jan Parandowski rozpoczynał swój dzień od lektury paru stronic poematu Mickiewicza, a zimą czytał je zawsze przy świecy, by zachować klimat arcydzieła. Nie jestem aż taki pedantyczny, lecz co roku staram się napisać przynajmniej jeden tekst o „Panu Tadeuszu”, co daje mi pretekst do kolejnej lektury, podczas której odkrywam zawsze coś zupełnie nowego.

Po Mickiewiczu – Słowacki, pomniejsi romantycy i ich następcy, a dalej „Lalka”, „Nad Niemnem”, „Syzyfowe prace”, „Chłopi”. Taki wybór musiał zirytować rozmaite specjalistki od prozy lesbijskiej i inne dziwne postacie, czytające bardzo powierzchownie albo nie czytające w ogóle (nie macie nawet pojęcia, ile osób z naukowym tytułem nie czyta w ogóle książek!). Przyjęło się poza tym, że wymienione utwory to po prostu „lektury obowiązkowe”, z którymi rozstajemy się nie bez ulgi zaraz po ukończeniu szkoły. Po co wracać do Reymonta, Żeromskiego, Prusa, skoro na rynku jest „Pięćdziesiąt twarzy Greya” i tym podobne rarytasy?

Moje widzenie literatury XX wieku też nie mogło zadowolić owych wybrednych znawców. Wybaczyliby mi zapewne obecność esejów o Gombrowiczu, Hłasce, Leo Lipskim, ale na pewno nie zainteresowanie Marią Kuncewiczową, Józefem Mackiewiczem i Markiem Nowakowskim. Prozą tego ostatniego zajmowali się dotąd głównie recenzenci, uczeni akademiccy na ogół ją lekceważyli.

A ja pisałem nawet o „Nocach i dniach”. Przy okazji trzeciej czy czwartej lektury znalazłem – tak mi się przynajmniej wydawało – klucz do tej nie tylko obszernej, ale naprawdę niezwykłej powieści, której najważniejszym tematem nie jest być może ani historia rodziny, ani przeobrażenia społeczeństwa polskiego po powstaniu styczniowym. Bo „Noce i dnie” mają swoje utajone szyfry, których odczytaniu gotów byłem poświęcić kilka lat. Niestety, kiedy przekonywałem wydawców, że powieść Dąbrowskiej zasługuje na monografię – podobnie jak „Lalka” czy „Pan Tadeusz” – spotykałem się z reakcją tak niechętną, że zrezygnowałem. Nawet „Czytelnik”, ulubione wydawnictwo pisarki, nie chciał słyszeć o wydaniu takiego opracowania! A zatem gdybym książkę o „Nocach i dniach” mimo wszystko napisał, nikt by jej nigdy nie wydał. Esej zamieszczony w „Don Juanie” i słownik bohaterów dodany do jednego z wydań powieści to zaledwie zapowiedź moich nie zrealizowanych nigdy projektów.

Samotność i wierność złączyły się chyba najwyraźniej w poezji Zbigniewa Herberta, któremu poświęciłem krótki, ale ważny esej. W 2005 roku nikt nie mógł już mieć wątpliwości, że właśnie ten pisarz patronuje opisanemu przeze mnie na wstępie rodzajowi wierności. Ale przecież myślałem nie tylko o polityce…

Bo w gruncie rzeczy powinnością czytelnika jest systematyczne obcowanie z książką, której coś zawdzięcza – może pierwsze, młodzieńcze wzruszenia, może dobre rady udzielone przez autora, a może opinie, które skłaniają nas do sprzeciwu, prowokują do buntu. Wydawało mi się, że trzeba rozmawiać z pisarzami – żywymi i umarłymi, których dzieła zachęcają nas do nieustannego dialogu. Kończyłem więc „Don Juana we mgle” wezwaniem, które nie wszystkim przypadło do smaku:

„Dopiero obrastając komentarzami i nabierając coraz to doskonalszej postaci w kolejnych wydaniach, tekst nabiera znamion arcydzieła. Nawet wzgardzone przez potomnych interpretacje są dowodami pamięci i dowodami wdzięczności. I to one budują ostatecznie nieśmiertelność literackich dzieł.”

Zawsze byłem przekonany, że książki, wiedza o literaturze i życiu literackim to nie tylko lepiej czy gorzej spełniany wymóg edukacyjny, lecz fundament naszej kultury narodowej. Cała nasza tradycja pozostaje od wieków literacka, mamy ponadto bardzo „literackie” malarstwo i „literacki” film. Innej drogi chyba nie ma.

Aktem wierności jest przywiązanie do arcydzieł takich jak „Pan Tadeusz”, „Lalka” czy „Wesele”. Mam nadzieję, że aktem wierności, a nie przykrym obowiązkiem, narzucanym kolejnym pokoleniom.

Bądźmy wierni.

Czytajmy.

.

Jan Tomkowski

.

O autorze:

Screenshot 2015-03-21 15.32.13

Jan Tomkowski  (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.

,

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments