Robert Gawłowski – Barbaricum

z cyklu wiersze rzymskie

.

„Republika”

Republika słabnie, trwoni prawa i zasoby.
Z dnia na dzień pustoszeje skarb. Niczym
stają się godność, przyzwoitość, honor.
Więzi wypalone do cna. Dogasa wspólnota.

Konsulowie i pretorzy przemykają tak szybko,
że nie sposób spamiętać ich nazwisk i imion.
Pyskate stronnictwa judzą i judzą, a trybuni
i senatorowie ani myślą o racji stanu.

Chciwi kwestorzy nabijają kabzy. Gnuśne
legiony śpią. Edylowie mamią igrzyskami.
Apologeci przestali już składać ody, czują
niesmak, niemoc, nieuchronny koniec.

I zaiste, nie staje odwagi, nie staje sił,
prawego sumienia, charakteru. Retoryka
cuchnie fałszem, gramatykę zastąpiła tania
jatka: półsłówka, rechot, bębny i piszczałki.

Ostatni obywatele pokrzykują jeszcze coś
o etyce i estetyce, ale masy odmawiają
posłuchu. Troszczą się wyłącznie o swoje,
deklinują nieustannie: „meus, mea, meum”.

.

„Proskrypcje”

Słońce dopiero wschodzi. Lepidus staje w progu.
Jest zaspany. Ziewa, poprawia tunikę.
Wiąże zbyt luźne sandały.

Słyszy, że kamieniarz jeszcze pracuje. Dłuto jęczy
i skrzypi pod młotem. Imiona, nazwiska, adresy,
prawie wszystkie, są już na tablicach.

Paru z nich i jemu nieźle zalazło za skórę.
Najchętniej zrobiłby to sam. Ale teraz?
Skoro jest wyrok, wyręczą go inni.

I dobrze, bo coś go żre w trzewiach, a tu trzeba
zebrać ludzi, podzielić zadania i działać
zgodnie z planem.

.

„Oratorzy”

Mowy ich były plugawe. Słowa cuchnące
uryną. Znaczenia zamienione w łajno.

Pełne frazesów, inwektyw i kalumnii,
łajały się wzajem argumenty.

Niewiele, albo i nic, miały wspólnego
z zapomnianą sztuką retoryki.

Nie objaśniały, a zaciemniały. „Patria”
i „partia” znaczyły to samo.

Upadłe szkoły już dawno przestały uczyć
koniunkcji, alternatywy, implikacji.

Przetrwała tylko wrzaskliwa negacja.
Biegli w jej sztuce odwracali prawdy.

Co się mieniło niegdyś chlubą republiki,
zamienione w plwocinę czezło

pod językiem.

.

„Udręki kwestora”

Zliczał stan kasy i szacował wpływy. Nowe obmyślał
podatki. Pustoszało aerarium*. Prokuratorzy prowincji
fałszowali raporty księgowe. Część daniny zagarniali
dla siebie. Żebysz jeszcze udowodnić im te defraudacje,
dziurawy budżet się nie spina.

Jedyny ratunek przynieść może wojna. Konsulowie
ciągle obiecują i rozdają, czego nie ma. Budowa dróg
nadal nie ruszyła z miejsca, mrzonką są kolejne termy,
akwedukty, kloaki. Strach powiedzieć to głośno, ale
bankrutuje dumna republika.

Kredyty niespłacone od lat, rosną odsetki, a o stanie
armii lepiej nie wspominać. Burzą się legiony, żołd
niski, dociera ze zwłoką. I jakże tu myśleć o podbojach?
Zresztą, w którą się udać stronę? Przecież złupione
wszystkie barbarzyńskie ziemie?

Tymczasem nadchodzą kolejne igrzyska i znów trzeba
ruszyć kiesą. Czyż można odmówić ludowi? Obce banki
nie są już skore udzielić pożyczki. Robią uniki, zwlekają.
Tłumaczą, że pieniądz coraz bardziej pusty. A poza tym,
znów trzeba zniszczyć Kartaginę.

* Aerarium populi Romani (aerarium Saturni) – skarbiec państwowy
mieszczący się w świątyni Saturna na Forum Romanum w Rzymie.

.

„Nieubłagany”

Augusta poraziły nie obscena, a dokładne raporty
i dowody w sprawie.

Przez chwilę nawet lubił Owidiusza. A potem?
W ogień ciskał jego elegiami.

Jakżeż ów stamtąd jęczał: „Twój zarzut słyszę
i wciąż przebaczenia czekam.”

Niech tam sobie “Tomi stoi w upale”, niech tam,
„rozmywa się światło”.

.

„Barbaricum”

Niepostrzeżenie, bez wyraźnych znaków,
do głów i domów wchodziło
Barbaricum.

Świetne niegdyś castella, castra, palisady
zgniły i zapadły się w ziemię.
Nie ostał się limes.

Gardzili przeszłością. Liczyło się tylko teraz.
Fety, festiwale, lunaparki i lupanary,
nieustanna balanga.

O opornych mówili pogardliwie „homo reactus”.
Puste słowa biegały między nimi jak kury
z obciętymi głowami.

Mieszały się prawda i fałsz. Niewielu już potrafiło
je rozdzielić. Większością powodowała
żądza próżnej sławy.

Liczyło się, co złe i okrutne. Byli niby jedną płcią,
bez właściwości, bez wieku. I za wszelką cenę
szukali atrakcji.

Fascynowało ich Wielkie Nic i chylili czoła przed
Niczym. Swoje dusze żywili wyłącznie fikcjami
i wymyślną szpetotą.

Trudno powiedzieć, kiedy mądrości i wartości
zamienili na bzdury, tanią popularność
i finansowe piramidy.

Lekko i bezrozumnie osądzali, wszystkich i wszystko.
Nikomu nie chciało się nawet słuchać
jakichkolwiek innych racji.

Wszech wolność, wszechmoc, wszechwładza.
Żadnego umiaru i granic.

Oto ono.

.

Robert Gawłowski

 

ROBERT GAWŁOWSKI (1957) — poeta, dziennikarz, krytyk, autor sztuk teatralnych, słuchowisk radiowych i scenariuszy filmowych. Debiutował w roku 1977. Wydał m.in. zbiory poezji: „Nie ukrywajmy tego szaleństwa” — 1983, ”Ograniczony wybór” — 1984, „Marko Polo szuka nowej drogi” — 1984, „Marko Polo” — 1987, „Podróż chroniczna” — 1997, „Georg — ostatnie chwile, ostatnie błyski” — 1998 (poemat o Georgu Traklu) oraz manifest poetycki —” Książeczka o poezji” — 1997. 

.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments