Dominik Kiepura – Rodzi się Poeta

***

Z wiadomych mi dziejów moja pamięć umie
wyjść poza dostępne jej oczom obszary
i ciąć sierpem lotu jak kruk i wyglądać
nad obcych dziedzin wymowne figury
czy bystra jest jak kruk – tego nie wypowiem
wiem, że przynosi obumarłe kształty
które nim rzuci na łóżko w proch się zamieniają
i dumna z siebie, łeb podnosi czarny
skrzydła rozpościera i kracze szyderczo
a potem sama znika, w cudzy śmiech przechodząc.

Kolba chrzęści i dzwonią o asfalt
wypadłe ze spotniałych gładkich rąk naboje
obraz się kirem czerwonym powleka
rozmywa się miasto rozstrzelane Gwiazdą
i w punkt zmienia tętniący siecią czujnych ognisk
z domów poszczerbionych pieśń cicha podnosi
ducha człowieczego i winduje w zodiak
by błądził w odpocznieniu, nie szukając pomsty.

Turkot opon. Rozdają gdzieś mleko. Niemowlę urodzone
jeść się domaga. Stronę białą zapełnia maczek pisma
dzwoni maszyna, rechot rubaszny grubej w jadłodajni
z szyneczką raz, wrzask, krzeseł szuranie.
Ktoś niedbałym gestem, musi, ważny człowiek
podobnych sobie pozdrawia, gdzieś się jeszcze tłuką
o zapis w wyroku lub o kromkę chleba
a wszystko razem w brulion z szorstką okładeczką
zamyka chłopiec śliniąc gruby palec. I jęzor wywleka.

Spada głowa z mosiądzu, w tombak obleka się biskup
poluźnił krawat szef sztabu w katowni
wiruje granatowa kiecka w groszki trupio białe
robotnica o ciele mocnym rozdaje hojnie młodość
uczy się sztuki walki niski bokser w Kielcach
co nigdy nie zdobędzie pucharu, wcześnie umrze.
Ktoś ginie przygnieciony spadającą gałęzią
Toczy się kanka po zupie od przedwczoraj
nawiedzone wiadro tańczy w ślepej kuchni
stolica się na gwiazdkę ubiera w aniołki
i rodzi się narzecze z mowy znanej ludziom
co zaimek -my- do rangi mitu wnosi
i człowieka o rękach ogromnych umieszcza
między świątkami z drewna w kapliczce opodal.

Literat bez wątroby z nudów lampę strąca
i pluskwę uśmierca, wieczór komuś psując
tkanin co się nie mną mężatki poszukują
by z nich po nocach kwietne cuda zrobić
wąsy cicho rosną cierpliwie przystrzygane
drobnicę z gałęzi pali się na zrębie
huczy odległych pociągów tyraliera
i rzuca się w noc cierpkie tnąc powietrze.

Ojciec słynnego później komendanta
za handel habasem głowę z mięsa traci
nie podawszy ręki dorosłemu synu
o poranku co zawsze będzie mu ostatnim.
Wieszają gdzieś poetę rękami z mgły i wódki
do wtóru basowi gitara przygrywa
poleczki znajomej nostalgię zmęczoną
i w dymie z komina znowu kraj się widzi
i krzyczy i mdleje, krzyżem wywyższony.

Czołgi tańczą oberka do ruskiej muzyki
kroi ogórka kozikiem sołdat niedomyty
bałamuci wiosna głodny lud roboczy
i styropian trzeszczy, kiszki hymn wygrały.
Przynosi po niewczasie zapach dzikich traw
muzyka przywieziona w plecakach z miast nadmorskich
traci dziewictwo blada, zbyt poważna Panna
tym razem już na dobre. I rodzi się Poeta.

.

Dominik Kiepura

..

O autorze:

Dominik Kiepura – ur. w 1988 r. Studiował psychologię na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Debiut książkowy: ”The Best Off”, wraz z Grupą Literacką Et Cetera. Publikował w prasie polskiej i brytyjskiej. Od 2013 roku mieszka w Londynie. Pracuje jako pisarz i tłumacz literatury angielskiej i polskiej oraz jako bibliotekarz.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments