Jan Tomkowski – Żaglowce literatury: „Święta Maria”

Po świecie błąkają się nie tylko statki-widma, budzące nadzieje albo grozę żeglarzy. W pewnych sytuacjach cierpliwy czytelnik może wziąć do ręki książkę wiodącą żywot widma, zawieszoną na granicy bytu i nicości.

Jestem dosyć dziwacznym miłośnikiem książek. Od czasu do czasu przypominają mi się powieści czytane w dzieciństwie – pochłaniane nie wiadomo po co, z niejasnych przyczyn, czasem bez zrozumienia, może z obowiązku, może w nadziei, że pilna lektura zapewni mi lepszy stopień na okres. A może z innych powodów, znacznie bardziej zagadkowych.

Niejasna myśl staje się obsesją i oto zamiast czytać pachnące klejem i farbą drukarską nowości, zaczynam szukać jakichś podniszczonych tomów z pożółkłymi stronicami. Zaczynam szukać i nie zawsze znajduję. Wiele bibliotek pozbyło się już przecież niechcianych skarbów, przypominających natrętnie o czasach, które minęły,

No, bo kto czytałby dziś jeszcze powieść Dwaj kapitanowie Wieniamina Kawierina – dwa tomy liczące w sumie prawie tysiąc stron? Czytałem tę książkę jeszcze w dzieciństwie i postanowiłem ją odnaleźć, może jej treść skojarzyła mi się z esejem Brodskiego, którego ojciec pracował, zdaje się, w Muzeum Marynarki Wojennej w Leningradzie? A może nagle, w którymś ze snów, z lodowatego morza wynurzył się kapitan Tatarinow, popatrzył z wyrzutem i zapytał, czemu jeszcze go nie odnalazłem? I czy to takie trudne w dobie internetu, satelitów wiszących nad naszymi głowami, lodołamaczy o napędzie atomowym?

Czytałem tę książkę przed laty i zapamiętałem z niej uwięziony w lodach Arktyki okręt. Był to szkuner „Święta Maria”, śliczny, elegancki, zapewne dwumasztowy i prawdopodobnie wyposażony w dodatkowy silnik, bo przed I wojną światową budowano takie właśnie żaglowce. Załoga – chyba nie więcej niż trzydzieści osób, zapasy żywności: solone mięso i ryby, konserwy, worki z mąką, nawet orzechy. Zabrano na pokład sprzęt do wypraw polarnych, radiotelegraf zostawiono niestety na brzegu, bo nie znaleziono radiotelegrafisty, który potrafiłby go obsługiwać! Po nabożeństwie i uroczystym pożegnaniu, biały szkuner wziął kurs na północ a potem… Ślad po nim zaginął.

Tajemnicę „Świętej Marii” i jej kapitana próbuje wyjaśnić główny bohater i narrator powieści: sierota, wychowanek domu dziecka, ambitny uczeń szkoły lotniczej, a wreszcie kapitan lotnictwa morskiego. To jeden z tych bezinteresownych marzycieli, którym Arktyka wydawała się „krainą cudów i bajecznych przeobrażeń”. Duchowy potomek Verne`a, którego nieustraszeni podróżnicy także przemierzali tysiące kilometrów w upale i mrozie, by odnaleźć zaginioną ekspedycję, a przy okazji zapełnić białe plamy na mapach.

Wokoło dzieje się wielka historia, bolszewicy dokonują przewrotu, trwają czystki stalinowskie, lotnicy sowieccy wybierają się do Hiszpanii, gdzie trwa wojna domowa, a wreszcie wybucha II wojna światowa, która komplikuje losy i ujawnia prawdziwe charaktery ludzi. Ale wszystko to właściwie nieważne – nawet zatopienie niemieckiego krążownika to tylko epizod sprzyjający ostatecznemu wyjaśnieniu tajemnicy. Opuszczając uszkodzony samolot bohater Dwóch kapitanów trafia wreszcie na ślad kapitana Tatarinowa, przy zwłokach dzielnego marynarza znajduje jego dziennik. Zapomniany odkrywca Ziemi Północnej trafia na karty podręczników i monografii naukowych, oszust zostaje ukarany, choć nie strzałem w tył głowy ani nawet zsyłką do łagru.

W tej powieści wszystko jest znane i łatwe do przewidzenia, ale obraz uwięzionego w lodach szkunera, dryfującego w kierunku stałego lądu, pozostaje w naszej pamięci. Kapitan Tatarinow dokonuje bardzo prostego rachunku, z którego wynika, że na dalszy rejs nie wystarczy żywności. I wtedy postanawia opuścić okręt.

Dzieje rosyjskiej marynarki to w dużej mierze historia klęsk i katastrof, w ostatnich latach symbolizowana tragedią okrętu podwodnego „Kursk”, ale i wcześniej tonęły statki rybackie, pasażerskie, handlowe. Nie o wszystkich wiemy, bo władze wschodniego imperium starały się zawsze ukrywać tego typu nieszczęścia, unikając wyjaśnienia ich przyczyny. Rosyjscy marynarze zawsze słynęli z dumy i niefrasobliwości, często także nieprzeciętnej odwadze towarzyszył kompletny brak profesjonalizmu, no i pogarda dla śmierci – w tym kraju życie ludzkie nigdy nie miało zbyt wysokiej ceny. Właściwie w powieści Kawierina jest trochę podobnie. Ekspedycja kapitana Tatarinowa znika nam z oczu, a w zakończeniu możemy popatrzeć na grób dzielnego dowódcy.

Nie wiadomo więc, co stało się ze „Świętą Marią”, tym delikatnym białym szkunerem, opuszczonym przez załogę, zamienionym w statek-widmo, którego cień straszy może jeszcze polarników wędrujących po lodowych krach…

Jan Tomkowski

O autorze:

Screenshot 2015-03-21 15.32.13

Jan Tomkowski  (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments