Wiesław Bober – Pieska historia

 

Wierny owczarek czuwał przy grobie ukochanego właściciela. Przez sześć lat

Ta historia obiegła światowe media kilka lat temu.

.

Miguel Guzman kupił owczarka niemieckiego swojemu 13-letniemu synowi Damianowi. Okazało się jednak, że Kapitan tak bardzo przywiązał się do Miguela, że nie mógł przeboleć jego nagłej śmierci. Argentyńczyk z Villa Carlos Paz zmarł w marcu 2006 roku. Gdy jego rodzina po pogrzebie wróciła do domu, zorientowała się, że pies zniknął. Szukaliśmy go, ale bez efektu – opowiadała wdowa po Miguelu, Weronika – Sądziliśmy, że ktoś musiał go potrącić i pies umarł. Jednak gdy następnej niedzieli poszliśmy na cmentarz, Damian spostrzegł Kapitana. Pies podszedł do nas warcząc i wyjąc, jak gdyby płakał.

Rodzina była zaskoczona, bo Kapitan nigdy nie był na cmentarzu. Gdy spróbowali zabrać go  z powrotem do domu, pies umknął. Dopiero po paru tygodniach dał się wyprowadzić z cmentarza, ale po spędzeniu kilka godzin w domu Miguela, tuż przed zapadnięciem zmroku uciekł z powrotem na cmentarz.

Weronika i Damian zrozumieli, że nie można robić nic na siłę i w ten sposób Kapitan zamieszkał przy grobie Miguela. Opiekują się nim pracownicy cmentarza i Damian często odwiedzający grób ojca.

.

.

Moja pieska historia – Pożegnanie ostatnie

.

Ta historia przypomniała mi, że dwa razy przeżywałem bolesne rozstanie z ukochanym psem, pierwszy raz cierpiałem kiedy jeszcze byłem nastolatkiem, wówczas wychowałem od szczeniaka owczarka – wilczura, nazwałem go Dżok.  Setki godzin poświęcałem na zabawy z psem po powrocie ze szkoły, a nawet zadałem sobie wiele trudu by z pomocą fachowej literatury psa dobrze ułożyć i wytresować na wiernego kompana. Mógłbym długo rozwodzić się o przygodach jakie przeżywałem w jego towarzystwie i za jego udziałem, ale to temat na inny czas, bardziej wspominam jednak ten trudny moment rozstania. Jako szybko usamodzielniający się nastolatek, coraz częściej wyrywałem się w podróże poza moje rodzinne miasteczko, a to powodowało konflikty z rodzicami, którzy niechętnie zajmowali się moim psem, aż w końcu wykorzystując moją planowaną podróż do stolicy wymusili na mnie, abym oddał psa na wieś do mojej ciotki. Bardzo długo się opierałem, ale w końcu uległem licząc na to, że po jakimś czasie odzyskam mojego pupila, gdy okaże się, że Dżok przy najbliższej możliwej okazji ucieknie z gospodarstwa i powróci do swojego Pana, jak na wiernego psa przystało. Aby ten plan ułatwić, podczas drogi doprowadzenia psa do nowego miejsca u Ciotki, pociąłem smycz i kilka swoich rzeczy na drobne kawałki rozrzucając jako ślady zapachowe na trasie od domu do wsi odległej o kilka km.  Moja pewność fortelu wynikała z wielu wcześniejszych prób i testów, kiedy to chowałem się przed psem  w najtrudniej dostępne kryjówki, a on mnie znajdował. Zwykle pies był przytrzymywany przez brata, a po komendzie szukaj, bezbłędnie szedł po tropie i mnie znajdował w ukryciu. Moje pożegnanie z Dżokiem, gdy już był doprowadzony do ciotki było bardzo długie i wylewne, a kiedy przygnębiony odchodziłem i słyszałem za plecami skomlenie a potem długie wilcze wycie, czułem do całego świata złość a i do siebie jeszcze większą jako zdrajcy wobec przyjaciela.  To uczucie wypaliło we mnie takie blizny, które nie goją się nigdy i pozostają traumą na całe życie.

Niestety nie przewidziałem w swojej naiwności, że Dżok oddany na gospodarstwo wiejskie zaraz po moim odejściu zostanie zakuty  łańcuchem do budy. Pies w nowej okrutnej sytuacji robił wszystko co w jego mocy aby się z tego łańcucha wyrwać, cierpiał okrutnie bowiem obroża wcinała mu się ostro w szyję. Po kilku dniach z tęsknoty i niepokoju udałem się do Ciotki by go odwiedzić, lecz widok pokrwawionej, otartej z sierści aż do skóry szyi, strupy i ogólny stan psa powalił mnie na kolana, chyba godzinę tak przed nim klęczałem i wypłakiwałem ten pieski los. Świat od tego dnia już był inny, okrutny. Nie pamiętam jak znalazłem się z powrotem w domu, ale pamiętam, że to były tygodnie zamknięcia się w sobie, straciłem zaufanie do własnych rodziców, a tej ciotki już nigdy więcej nie odwiedziłem.

Po wielu latach kiedy już byłem panem swojego losu, i miałem własną rodzinę, tęsknota do Dżoka skłoniła mnie do kupna drugiego psa. Mój nowy pies Aries -prezent dla córki miał prawdziwie pieskie, radosne życie. Był członkiem rodziny z całym przywiązaniem i miłością. Dobrze poukładany wilczur, otrzymywał ode mnie nadmiar dobroci, bo w ten sposób starałem się jakby odkupić błędy i krzywdę jakiej doświadczył mój poprzedni pies Dżok. Aries był z moją rodziną 13 lat, aż nadszedł ten dzień kiedy musiałem podjąć bolesną decyzję, aby jego życie zakończyć. Aries po długim leczeniu był w stanie cierpienia, choroba paraliżu i starcze niedowłady, wymagały jego uśpienia.

Myśli o jego cierpieniu i złowieszcze diagnozy weterynarza przekonały o nieuchronności tej decyzji. Nikomu nie życzę tego uczucia jakie mnie raniło, gdy prowadziłem go na śmierć. Pies jakby przeczuwając, przekornie tryskał wielką siłą chęci życia, dając pozory że jest w dobrej kondycji .

Z samochodu do gabinetu było zaledwie kilka metrów, a wydawało się że to kilometry. Najboleśniejsze było to jego pełne zaufanie do mnie kiedy już rozpoznawał miejsce w którym wcześniej dostawał serię zastrzyków. Ten ostatni śmiertelny zastrzyk weterynarz wykonał z taką swobodą i rutyną jak każdy inny. Tego wzroku Ariesa nie zapomniałem mimo nieostrości patrzenia przez moje łzy.

Ten wzrok, na to co kumulowało się w jego oczach nie znajduje tu na ziemi odpowiedzi, i nie był to wyraz ulgi. Poczucie sumienia i ta cienka granica między katem a ofiarą! Gdy usłyszałem od weterynarza, że to już koniec, nie uwierzyłem, to trwało sekundy. Gdy niosłem go do samochodu, wydawało się, że śpi, ale gdy już wyjmowałem skulone ciało z bagażnika samochodu, był sztywny jak rzeźba. Na takie sytuacje przygotowujemy się przez lata, a  i tak to był zaskakujący dramat.

Pożegnanie ostatnie, pochówek w towarzystwie całej rodziny zakończyłem sentymentalnie, grając na harmonijce smutny hejnał na cześć wiernego przyjaciela rodziny.

 

Wiesław Bober

Blog „S.O.S. Sentymentalni” wrzesień 2014.

.

O autorze:

Wiesław Bober – polski reżyser, scenarzysta, grafik, malarz, dekorator, autor projektów i oprawy plastycznej, głównie filmów animowanych. Absolwent poznańskiej ASP, na której ukończył Wydział Malarstwa, Grafiki i Rzeźby, oraz Wydział Animacji. Przedstawiciel nurtu eksperymentalnego.

Bardzo wysoko ceniony zarówno w świecie artystycznym, jak i filmowym, mający na swym koncie wiele sukcesów- ostatni – animacja do głośnego – nominowanego do Oskara filmu – „Twój Vincent”. Wiesław Bober jako artysta nie znosi uzależnień, dlatego ciągle sięga po nowe, coraz ambitniejsze zadania, w pełni utożsamiając się z teorią, że wszystko już było, zmienna jest tylko forma.

.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments