Mariusz Wesołowski – OSTATNI PAPIEŻ?

Screen Shot 2018-01-22 at 10.46.57

Fragment papieskiej szopki na Placu Świętego Piotra w Watykanie, grudzień 2017 roku

 

Trzydziestego pierwszego grudnia 2017 roku papież Franciszek wyszedł z bazyliki świętego Piotra na plac tego samego imienia, aby pobłogosławić znajdującą sie tam szopkę w stylu neapolitańskiego presepio. Przypomnijmy, że ten oficjalny watykański żłobek wywołał już wcześniej sporą furorę między innymi ze względu na pierwszoplanową figurę prawie nagiego, muskularnego mężczyzny, która by nie była niczym niezwykłym w barokowej sztuce religijnej, lecz tu mogła – nie bez powodu – nasuwać skojarzenia homoseksualne.

W chwili przestąpienia przez papieża progu kościoła spoza bazyliki nagle wyfrunęło olbrzymie stado mew i zaczęło hałaśliwie okrążać szopkę, odlatując dokładnie w momencie nadejścia tam Franciszka.  Mewy to drapieżcy i padlinożercy, łakomi i oportunistyczni pożeracze odpadków. W niektórych przekładach Księgi Powtórzonego Prawa (Pwt, 14, 15) pojawiają się one na liście nieczystych stworzeń, a ich angielska nazwa, seagull, posiada fonetyczne skojarzenia z fałszem i przewrotnością. Nawet jeśli ich symbolika nie jest kompletnie negatywna, mewy zdecydowanie nie są augurami dobrych nowin.

Pontyfikat Franciszka poprzedziło uderzenie piorunu w kopułę Piotrowej bazyliki; o tym i innych omenach pisałem już wcześniej na łamach Polska Canada Zapomniana mądrość omenów. Wiarę w takie znaki można oczywiście uznać za czysty przesąd. Istnieje jednak również tak zwane proroctwo świętego Malachiasza. Zawiera ono, jak wiadomo, listę stu dwunastu papieży i tak się składa, że Franciszek jest właśnie tym sto dwunastym – a więc według Malachiasza ostatnim – następcą Piotra Apostoła.

Domniemana przepowiednia irlandzkiego mnicha z XII stulecia to prawie na pewno szesnastowieczne fałszerstwo. Czy jednak naprawdę potrzeba nam aż omenów i proroctw, by oczekiwać rychłego upadku stolicy Piotrowej? Przecież samo postępowanie Franciszka jest wystarczającą gwarancją takiego właśnie biegu rzeczy.

W jednym ze swych pierwszych publicznych wystąpień Bergoglio zachęcał katolicką młodzież: „Róbcie bałagan !” Nic też dziwnego, że bałagan – organizacyjny i nade wszystko doktrynalny – jest dominującą cechą Kościoła pod rządami Franciszka. Publicznie skompromitowani w aferach finansowych lub seksualnych prałaci pozostają na często czołowych stanowiskach; aktywni poplecznicy aborcji otrzymują najwyższe papieskie odznaczenia; prywatne listy Franciszka są arbitralnie uznawane za magisterium. Chytrze zakamuflowany przypis w tekście Amoris Laetitia sugeruje możliwość obejścia kategorycznego zakazu samego Jezusa, zaś oficjalna prośba kilku kardynałów o teologiczne uzasadnienie tej propozycji – tak zwane dubia –  spotyka się z upartym milczeniem Stolicy Apostolskiej. To zaledwie parę najnowszych przykładów panującego obecnie w Kościele chaosu, którego głównym instygatorem jest sam papież.

Mimo to wielu poczciwych lecz bardzo naiwnych katolików żarliwie popiera Franciszka. Uwodzi ich jego starannie kultywowana bezpośredniość, ostentacyjnie prosty styl życia, ciągłe podkreślanie miłości bliźniego. Współczesna psychologia nazywa to „efektem aureoli”, czyli bezkrytycznym traktowaniem zewnętrznych pozorów jako obiektywnych faktów. Dlatego dyktatorzy lubią publicznie całować niemowlęta, zaś w politycznie poprawnej nowomowie aborcja jest nazywana „planowaniem rodziny”, a sadomasochizm „stylem życia”.

Niewielu spośród chwalców Franciszka zdaje sobie jednak sprawę z tego, że jego pogarda dla pontyfikalnego splendoru oraz ideał „ubogiego Kościoła” są z gruntu… protestanckie. Niewielu z nich bierze pod uwagę fakt, że ubogi Kościół może dzielić z ubogimi tylko ubóstwo. Franciszkowe sentymenty kłócą się również ze zdrowym teologicznym rozsądkiem. Czy namiestnik Chrystusa na ziemi i następca świętego Piotra ma prawo udawać, że nie jest nikim wyjątkowym? Nawet tradycyjny papieski przydomek servus servorum Dei (sługa sług Bożych) nie sugeruje równości, tylko pokorę. Czy nauczyciel dobrze wypełnia swoją funkcję, gdy stawia się na równi z uczniami? Na osławione pytanie Franciszka „Kim jestem, abym miał osądzać innych ?” jedyna poprawna odpowiedź brzmi: „Jesteś skałą, na której opiera się Chrystusowy Kościół”. Taka źle pojęta skromność może mieć tylko negatywny wpływ na przyszłość papieskiego urzędu i całego Kościoła.

Fundamentalny absurd tej sytuacji najlepiej ilustruje Franciszkowa koncepcja Kościoła jako „polowego szpitala”. Ta zbyt łatwo chwytająca za serce metafora jest po prostu fałszywa. W poprawnie funkcjonującym szpitalu, nawet polowym, lekarze dokonują diagnozy na bazie solidnej medycznej teorii i przepisują metodę leczenia, która jest przede wszystkim skuteczna, ale niekoniecznie przyjemna. Natomiast w lazarecie Franciszka pacjenci najwyraźniej domagać się będą od doktorów-kapłanów uznania ich choroby za normalny stan zdrowia, oczekując pocieszających landrynek zamiast gorzkiej lecz zbawiennej pigułki. Płytko myślącym ludziom to się jednak podoba. Nie zastanawiają się oni nad oczywistym faktem, że kiedy Kościół zaczyna podążać za światem, to traci on swój sens i przeznaczenie, jeśli wręcz nie samą rację bytu.

Sentymentalni kibice Franciszka wywodzą się przeważnie ze środowiska tak zwanych „liberalnych” katolików. Interesującym zbiegiem okoliczności druga główna grupa popleczników Bergoglio stoi na dokładnie przeciwnym biegunie. Są nimi ultramontanistyczni „tradycyjni” katolicy, którzy – mimo kompletnej awersji do panującego obecnie w Kościele zamętu – mają skłonność do papolatrii, czyli kultu osoby papieża. Krytykowanie papieża stanowi dla nich grzech przeciw Duchowi Świętemu, chociaż taka opinia jest oczywistą herezją. Tak więc, paradoksalnie, Bergoglio znajduje poparcie tyleż na skrajnej lewicy, co na skrajnej prawicy „niepodzielnego” (w teorii) Ciała Chrystusa, oraz wśród kiepsko ukształtowanych w wierze mas szeregowych katolików.

Nie ma potrzeby rozwodzić się obszerniej nad destruktywnymi wypowiedziami i uczynkami Franciszka, gdyż  ich omówienie łatwo można znaleźć na licznych internetowych portalach. Wystarczy tylko stwierdzić, że nowa wielka schizma w Kościele jest dzięki nim zasadniczo faktem dokonanym. Rozważmy bowiem, co się zapewne wydarzy po śmierci Bergoglio. Jeżeli jego następca będzie podążał dalej tą samą drogą, Kościół przeobrazi się w pospolitą charytatywną organizację, powleczoną dla zachowania pozorów religii cienką warstwą nadprzyrodzonego lukru. A wtedy – jak to już nastąpiło w przypadku wielu kościołów protestanckich – porzucą go ci, którzy głęboko odczuwają prawdę słów Jezusa, że pierwszym i największym przykazaniem jest miłość do Boga, podczas gdy miłość bliźniego zajmuje ważne, ale drugorzędne miejsce. Jeśli zaś przyszły papież wróci do o wiele bardziej tradycyjnego kursu Jana Pawła II i Benedykta XVI, wtedy z Kościoła odejdą „liberałowie” oraz te prostoduszne masy, które tak bardzo podnieca anarchistyczny pontyfikat Franciszka.

I w pierwszym i w drugim przypadku, Jorge Maria Bergoglio będzie rzeczywiście ostatnim papieżem jednego, świętego, katolickiego i apostolskiego Kościoła.

Mariusz Wesołowski
Styczeń 2018 roku

Screen Shot 2018-01-22 at 10.51.35

                               

„Dym Szatana przedostał się do świątyni Boga” (Paweł VI 

(fotografia autora, maj 2008 roku)

 

 

DODATEK:

Ojciec Thomas G. Weinandy – LIST DO PAPIEŻA FRANCISZKA

 

Screen Shot 2018-01-22 at 10.54.38

 

Kapucyn ojciec Thomas G. Weinandy, obecnie w wieku 71 lat, jest jednym z najwybitniejszych katolickich teologów w Stanach Zjednoczonych. Wykładowca na wielu prestiżowych amerykańskich uniwersytetach oraz w rzymskim Gregorianum, zakończył swą akademicką karierę jako profesor Oxfordu. Opublikował samodzielnie osiemnaście książek, z których kilka zostało przetłumaczonych na język polski. Przez dziewięć lat był dyrektorem sekretariatu do spraw doktrynalnych konferencji biskupów Stanów Zjednoczonych. W roku 2014 papież Franciszek mianował go członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej przy Watykanie.

 

31 lipca 2017 roku ojciec Weinandy poczuł się zmuszony do napisania krytycznego listu do papieża Franciszka, przekład którego znajduje się poniżej. Nie otrzymawszy nań odpowiedzi przez następne trzy miesiące, ojciec Weinandy ogłosił list publicznie pierwszego listopada. W efekcie tego kroku konferencja biskupów USA zmusiła go do rezygnacji ze stanowiska konsultanta, potwierdzając tym samym słuszność przynajmniej jednego z zawartych w liście zarzutów.

 

* * *

 

Wasza Świątobliwość,

Piszę ten list w duchu miłości do Kościoła i szczerego szacunku dla papieskiego urzędu. Jesteś ziemskim namiestnikiem Chrystusa, pasterzem Jego trzody, następcą świętego Piotra i skałą, na której Chrystus buduje swój Kościół. Wszyscy katolicy, tak duchowni, jak świeccy, muszą spoglądać ku Tobie z synowskim oddaniem i posłuszeństwem ugruntowanym w prawdzie. Cały Kościół zwraca się do Ciebie z wiarą i nadzieją, że będziesz nim kierował miłosiernie i sprawiedliwie.

A jednak, Wasza Świątobliwość, Twój pontyfikat wydaje się być nacechowany chronicznym zamętem. Światło wiary, nadziei i miłości nie całkiem w nim zagasło, ale zbyt często jest przyćmione niejasnym charakterem Twoich słów i uczynków. To powoduje rosnący niepokój wśród wiernych oraz ujemnie wpływa na ich odczucia miłości, radości i pokoju. Pozwól mi przedstawić kilka tego przykładów.

Po pierwsze, kontrowersyjny ósmy rozdział Amoris Laetitia. Nie muszę dzielić się moimi własnymi zastrzeżeniami co do jego zawartości. Inni, nie tylko teologowie, ale również kardynałowie i biskupi, już to przede mną zrobili. Głównym powodem niepokoju jest tu styl Twego nauczania. W Amoris Laetitia Twoje dyrektywy zdają się być niekiedy celowo dwuznaczne, sugerując równocześnie tradycyjną interpretację katolickich nauk o małżeństwie i rozwodzie oraz ich potencjalną zmianę. Jak mądrze stwierdzasz, duszpasterze powinni towarzyszyć i służyć pomocą osobom pozostającym w nieregularnych związkach małżeńskich. Nie jest jednak powiedziane, jaką formę ma posiadać owo „towarzyszenie”. Ogłaszanie nauk z tak na pozór świadomym brakiem klarowności nieuchronnie prowadzi do grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, Duchowi Prawdy. Duch Święty został dany Kościołowi, a szczególnie Tobie, Ojcze Święty, aby rozwiewać błędy, nie zaś by je tworzyć. Co więcej, prawdziwa miłość może istnieć tylko w oparciu o prawdę, gdyż prawda jest światłem uwalniającym ludzi od ślepoty grzechu, od ciemności, która zabija życie duszy. A jednak Ty wydajesz się cenzurować i nawet wyśmiewać tych, którzy interpretują ósmy rozdział Amoris Laetitia w zgodzie z kościelną tradycją, nazywając ich kamienującymi faryzeuszami, ucieleśnieniem bezlitosnej rygorystyczności. Taka potwarz jest obca naturze Piotrowego duszpasterstwa. Niektórzy z Twych doradców angażują się niestety w podobne akcje. Zachowanie takie sugeruje, że Twoje poglądy nie wytrzymują próby teologicznej analizy i dlatego muszą być podpierane osobistymi atakami.

Po drugie, Twoje wypowiedzi zbyt często zdają się lekceważyć doktrynę Kościoła. Raz po raz przedstawiasz ją jako martwą i książkową, oddaloną od praktycznych trosk codziennego życia. Twoi krytycy są oskarżani, jak sam powiedziałeś, o przemienianie jej w ideologię. Ale to przecież chrześcijańska doktryna – wliczając jej precyzyjne definicje takich głównych prawd wiary, jak trynitarna istota Boga, charakter i cel Kościoła, Odkupienie oraz sakramenty – wyzwala ludzi z jarzma świeckich ideologii i zapewnia, że głoszą oni autentyczną, życiodajną Ewangelię. Ci, którzy kwestionują wartość doktryn Kościoła porzucają Jezusa, ojca prawdy. Pozostaje im wówczas jedyna rzecz, jaką mogą posiadać – właśnie tylko ideologia, współistotna ze światem rządzonym przez grzech i śmierć.

Po trzecie, prawowiernych katolików muszą niepokoić Twoje nominacje pewnych biskupów – ludzi, którzy wydają się być nie tylko przychylni osobom wyznającym poglądy sprzeczne z chrześcijańską wiarą, ale którzy wręcz je popierają i bronią. Największe jednak zgorszenie wśród wiernych i nawet wśród innych biskupów powoduje Twoje milczenie w obliczu ich błędnych doktrynalnych wypowiedzi oraz duszpasterskich praktyk. Ten fakt powoduje osłabienie chrześcijańskiej żarliwości wśród wielu kobiet i mężczyzn, którzy od długiego czasu poświęcili się głoszeniu autentycznych katolickich nauk, często ryzykując własne bezpieczeństwo lub reputację.

Po czwarte, Kościół jest jednym ciałem, Mistycznym Ciałem Chrystusa i Ty, Ojcze Święty, jesteś powołany przez Naszego Pana do podtrzymywania i wzmacniania jego jedności. Twoje słowa i uczynki zbyt często jednak wydają się mieć na celu coś dokładnie przeciwnego. Zachęcanie do „synodalności”, która oznacza akceptację doktrynalnych i moralnych alternatyw wewnątrz Kościoła, może prowadzić wyłącznie do jeszcze większego teologicznego i duszpasterskiego zamieszania. Taka forma synodalności jest nieroztropna i w praktyce podważa kolegialną wspólnotę biskupów.

Moja ostatnia uwaga, Ojcze Święty, jest następująca. Często mówisz na temat potrzeby transparencji w Kościele. Wielokrotnie zachęcałeś różne grupy ludzi, szczególnie biskupów podczas dwóch ostatnich synodów, do szczerego wypowiadania swych opinii bez względu na to, co może myśleć papież. Czy jednak dostrzegłeś zadziwiające milczenie panujące wśród większości biskupów świata?  Dlaczego tak jest? Biskupi są pojętnymi uczniami; dotychczasowy okres Twego pontyfikatu nauczył wielu z nich, że nie potrafisz zaakceptować krytyki, lecz wręcz czujesz się nią urażony. Oni milczą, gdyż pragną być wobec Ciebie lojalni. Dlatego nie wyrażają – przynajmniej publicznie; prywatnie to inna historia – swego zaniepokojenia problemami stwarzanymi przez Twój pontyfikat. Wielu obawia się, że jeśli wypowiedzą swe opinie szczerze i otwarcie, to zostaną odstawieni na boczny tor, albo spotka ich coś jeszcze gorszego.

Często pytam samego siebie: „Dlaczego Jezus pozwala na to wszystko?” Jedyna odpowiedź, która przychodzi mi do głowy, to to, że Jezus chce wyraźnie zademonstrować, jak słabą jest wiara wielu ludzi wewnątrz Kościoła, nawet pośród jego biskupów. W ironiczny sposób Twój pontyfikat zachęcił, ośmielił i upoważnił tych, którzy wyznają szkodliwe teologicznie i duszpastersko poglądy, do wyjścia na światło dzienne i obnażenia swej duchowej ciemności. Dzięki zdemaskowaniu tych mroków Kościół będzie musiał pokornie poddać się odnowie, jeżeli chce dalej rosnąć w świętości.

Ojcze Święty, zawsze modlę się za Ciebie i będę nadal to robił. Niech Duch Święty prowadzi Cię ku światłu prawdy i żywej miłości, abyś był w stanie rozproszyć ciemność, która dziś zasłania piękno Jezusowego Kościoła.

 

Z poważaniem w Chrystusie,

Thomas G. Weinandy, O.F.M., Cap.

 

31 lipca 2017

Dzień św. Ignacego Loyoli

 

Przetłumaczył Mariusz Wesołowski

Tekst oryginału: http://www.ncregister.com/blog/edward-pentin/full-text-of-father-weinandys-letter-to-pope-francis

 

Subskrybcja
Powiadomienie
10 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
habitus
6 years ago

Co za pycha bezmierna? Skąd przekonanie o racji?

Mariusz Wesołowski
6 years ago
Reply to  habitus

Z obiektywnych faktów i argumentów, do których ten komentarz nie był w stanie się ustosunkować. Głupcy potrafią tylko wrzeszczeć.

Jerry Bartonezz
6 years ago

Parafrazując słowa Franciszka pytam: kim jesteś
abyś miał osądzać innych?
Czy to lęk przed chaosem, czy zastrzyk polemicznej adrenaliny sprawił, że ton tekstu jest arogancki i napastliwy? Jak można pisać w ten sposób o papieżu?
Przyjmując założenie, że prawda jest w dobroci,
należy uznać ten tekst za przejaw nieposkromionej,
dumnej, faryzejskiej z ducha, alienacji (skąd inąd
znakomitego) intelektu.
Na koniec, aby ostudzić emocje cytuję fragment z “Chleb i wino” Holderlina:

Pewne jest jedno, czy to w południe, czy gdy
północ nadchodzi, zawsze jedna pozostaje miara
wspólna wszystkim, choć każdemu też własne jest
sądzone
Toteż idźcie, a każdy dotrze, dokąd zdoła.

Z szacunkiem, za niewdzięczny trud nadania formy,
trapiącym intelekt refleksjom, mimo wszystko pozdrawiam.

Mariusz Wesołowski
6 years ago

I znowu tylko emocjonalne postękiwanie zamiast rzeczowych argumentów. Intelekt najwyraźniej nie znakomity.

Jerry Bartonezz
6 years ago

Skąd ta powściągliwość?
A niechże Pan sobie ulży.
Śmiało. Ad personam.
Pamiętam tablice z krakowskich tramwajów.
“Zjazd do zajezdni”
To jest to.

Mariusz Wesołowski
6 years ago

Najpierw ukryty pod pozorami dobrodusznej grzeczności atak, a potem udawanie niewinnej ofiary. Rzeczywiście zjazd do zajezdni.

PS. Proszę zapoznać się z definicją „ad personam”.

Jerry Bartonezz
6 years ago

Polecam Artura Schopenhauera,
“Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów”.

Mariusz Wesołowski
6 years ago

Słusznie mówią: „Strzeż się tego, który przeczytał tylko jedną książkę”.

Jerry Bartonezz
6 years ago

Przebóg, zostałem zdemaskowany.

Mariusz Wesołowski
6 years ago