Jan Tomkowski – Kto rozśpiewa szkło?

ZjawaIIIII

Chyba nie zostałem stworzony do świata nagród, promocji, czerwonych dywanów i złotych statuetek. Gdy znajomi pytają mnie o Oskara, odpowiadam niemądrze:

– Chodzi wam chyba o Oskara Matzeratha?

Jak pamiętacie, ten bohater powieści Grassa miał wprawdzie niewiele talentów, ale dwa z nich wydawały się doprawdy niezwykłe. Po pierwsze, wytrwałość w bębnieniu na blaszanym bębenku, zmuszająca otoczenie do zwrócenia uwagi na małego perkusistę. Po drugie, zdolność rozśpiewywania szkła, którą można rozumieć rozmaicie, nawet filozoficznie.

Do tegorocznego wyścigu o Oskary stanęło jak zwykle całe mnóstwo filmów, których już za rok nikt nie będzie chciał oglądać. Wśród nich dzieło o kochających się lesbijkach, którego pewnie nie zobaczę, ale także dwie pozycje na swój sposób mistrzowskie.

Alexandro Inarritu, zeszłoroczny laureat, twórca genialnego filmu „Amores Perros”, a także „Babel” i „Birdmana” oraz znacznie bardziej od niego komercyjny Riddley Scott, który ma w swoim dorobku „Łowcę androidów”, „Gladiatora” i „Obcy – ósmy pasażer Nostromo”. „Zjawa” (The Revenant) kontra „Marsjanin” – co wybieracie?

Gdyby udało się rozłożyć dzieło filmowe na części pierwsze, mielibyśmy prawo zachwycać się grą aktorską na najwyższym poziomie, perfekcyjnymi zdjęciami, nienagannym montażem, wspaniałą scenografią.

Tak, gdyby udało się to zrobić, „Zjawa” i „Marsjanin” mogłyby okazać się arcydziełami. Niestety. Obu filmom czegoś brakuje.

Widziałem kiedyś serial o sowieckich kosmonautach – tam dopiero rozgrywały się prawdziwe dramaty. Zawód Titowa, nieszczęścia Gagarina, daremny heroizm Komarowa, awarie, intrygi. Widziałem zresztą i film amerykański na podobny temat – nazywał się „Apollo 13” i trzymał w napięciu do samego końca. Może dlatego, że widać tam było prawdziwych ludzi?

Bohater „Marsjanina” bywa uroczy, a nawet zabawny, ale jego zachowania ograniczają się do wykonywania procedur. Idzie więc o to, by popełnić jak najmniej pomyłek. A poza tym? No cóż, żadnej głębszej myśli, żadnego dramatu. Niebo gwiaździste nade mną? To było dawno. Czym taki człowiek jak astronauta przybywający na Marsa różni się od idealnej maszyny? Chyba tylko mocą obliczeniową?

Można mieć różnych bogów, zapewnia jedna z drugoplanowych postaci filmu Ridleya Scotta. Można, ale tacy bogowie chyba niewiele różnią się od doskonałych i mniej doskonałych maszyn.

Bohater „Zjawy” grany przez Leonardo di Caprio żadnych bogów mieć nie może, bo jest mścicielem, który nie potrafi przebaczać. Rozumiemy doskonale, że w tym okrutnym świecie trudno liczyć na sądy i policję. Rozumiemy nawet i to, że trzeba wroga dopaść, złapać za gardło i zadźgać nożem. Rozumiemy, ale…

Może w wielkiej sztuce warto i trzeba pójść trochę dalej? Imponuje nam niewiarygodna wola przetrwania, nieposkromiona ochota do życia, niezawodny instynkt pozwalający wychodzić z najtrudniejszej sytuacji. Ale czy nie można powiedzieć tego samego o każdym walczącym o byt zwierzęciu?

Oskarowe bębny ściągnęły publiczność do kin, a twórców zaprowadzą pewnie na czerwony dywan i podium dla laureatów. Czy jednak udało się skruszyć zimne serca widzów? Ach, by to uczynić, trzeba by stworzyć taki film jak „La Strada” Felliniego albo „Krzyki i szepty” Bergmana, tak poruszające, że zdolne rozśpiewać szkło.

Jeszcze nie. Jeszcze nie teraz, a może już nigdy?

Kto rozśpiewa szkło?

Jan Tomkowski

O autorze:

Screenshot 2015-03-21 15.32.13

Jan Tomkowski  (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments