Jan Tomkowski – Cypel Böcklina

W tym pejzażu, tak majestatycznym, posępnym i niemal pozbawionym śladu życia, nie ujdzie naszej uwadze oczywiste naruszenie harmonii czterech żywiołów pozostających zwykle w równowadze albo pełnym napięcia skłóceniu. Nawet powierzchowny obserwator dostrzec powinien od razu całkowitą nieobecność ognia: na wszystkich wersjach Wyspy umarłych dominują kolory zimne. Zastygła materia nie obudzi się do życia ani tworzenia. Pozbawiona siły ognia straciła zdolność do przemiany. Nikt nie myśli tu o walce ani działaniu, żaden Feniks nie powstaje z popiołów ani nie podrywa się do lotu.

Powietrza jest niewiele, bo całe uniwersum wypełnia kamienna masa skał i ruin, nawet ciasno stłoczone cyprysy przywodzą na myśl raczej formy nieorganiczne. Wiatr nie porusza falami, a morze okazuje się statyczne i martwe. Żywioły lekkie i lotne, powietrze i ogień, utraciły swoje znaczenie wraz z zamieraniem całego przedstawionego na obrazie uniwersum. Dwa pozostałe elementy, woda i ziemia, wydają się teraz niewzruszone, twarde, nieczułe. Jak kamień, który nie dopuszcza żadnego kontaktu z otoczeniem, pozostaje samotny i nieprzenikniony.

Patrzący ma wrażenie, że ziemia jest bez porównania ważniejsza niż woda. Cyprysy, ruiny i skały pną się ku górze, przesłaniają niebo, zakłócają perspektywę, nie pozwalają dojrzeć całego otoczenia. Jednak fundamentem konstrukcji uczynił Böcklin mimo wszystko wodę oblewającą ze wszystkich stron wyspę. To właśnie jej nieskończona natura wyobcowuje niewielki zapewne skrawek ziemi i oddziela go od reszty terytorium. „Wyspie umarłych” przeciwstawia się „świat żywych”, odmienny, daleki, nierealny.

Ten obraz wciąga, obezwładnia, jednak nie wdzięczy się do nas, nie urzeka, nie zachęca, niczego nie obiecuje. Jego zimne piękno i nieco podejrzany spokój, w którym kryje się może zapowiedź totalnego unicestwienia, wbija się w pamięć. Zapewne, współcześni krytycy sztuki cenią wyżej malarzy obdarzonych zupełnie innym typem wyobraźni i warsztatowo bardziej nieskazitelnych. Jednak dla Stanisława Witkiewicza (ojca Witkacego) Böcklin był jednym z najciekawszych ludzi, jacy pojawili się kiedykolwiek w historii malarstwa. Kto czuł lepiej kolor nieba, kto oddał z większą finezją kolor morza, a zieleń na skórze węża – po prostu niezrównana! „Najwspanialsze połączenie żywej i cudownie pobudliwej wyobraźni z doskonałą, pełną świadomości i wszechstronności inteligencją.”

Duchowi mistrzowie Dalekiego Wschodu uczą, że jeśli wpatrywać się będziemy dostatecznie długo w czarny kwadrat, to w końcu rozbudzona wyobraźnia podsunie nam kształty, kolory, postacie, figury. Co można zobaczyć, studiując przez wiele dni reprodukcje Wyspy umarłych?

Zdaje mi się, że tylko w jednej z wersji, pogrążony we mgle majaczy wąski skrawek lądu wrzynający się daleko w morze, jednym słowem – cypel, po którym spacerować będzie co najwyżej jedna osoba, bo zabraknie miejsca dla towarzysza wyprawy. Zresztą żadne towarzystwo nie jest potrzebne na wyspie ciszy, wyspie samotności, wyspie umarłych. Nie słychać tu przecież żadnej rozmowy, niemożliwa i zbyteczna okazuje się wymiana opinii. Żadnych gestów, znaków czułości albo gniewu, żadnych granic, których przekroczenie oznacza bliskość. Pozostaje jedynie samotna droga, która – sądząc po rozmiarach wyspy – nie trwa zbyt długo, a przebywana jest jak zwykle bez pośpiechu, do którego brak powodów. Chyba że któregoś dnia zmieniłby się pejzaż wyspy albo na horyzoncie pojawiłby się statek.

Taki rekwizyt mieści się jednak znacznie lepiej w ramach powieści awanturniczej, lecz nie pasuje zupełnie tutaj, w tym krajobrazie pozbawionym możliwości zmiany, od samego początku statycznym jak wody zatoki, które nie wdzierają się nigdy na brzeg i nie zakłócają spokoju mieszkańców, kimkolwiek by mogli być.

Wpatrujemy się raz jeszcze w obraz Böcklina i stwierdzamy, że żadnego cypla malarz nie przewidział, nie umieścił na swoim obrazie najmniejszego skrawka lądu wybiegającego w morze – a byłby to zapewne świetny punkt obserwacyjny i dla doświadczonego żeglarza, i dla niepoprawnego marzyciela. Nie ma zatem cypla, lecz na dwuwymiarowych przedstawieniach rzeczywistości zawsze mamy prawo szukać miejsc niewidocznych, ale jednak potencjalnie istniejących. Jak ciemna strona Księżyca, jak pozbawiona ornamentów, całkiem zwyczajna, tylna ściana secesyjnej kamienicy, jak białe płótno, na którym widnieje jednak podpis artysty albo data powstania dzieła.

Wszystko jest możliwe, a więc z tej strony wyspy, której nie mógł namalować autor i której nie widzimy podziwiając jego obraz, wyrasta nagle cypel. To może przywidzenie, a może ostatnia nadzieja, której nikt nie zdoła nam odebrać..

Zapewne, Böcklin nie należał nigdy do największych mistrzów malarstwa europejskiego, a jednak to właśnie jemu udało się pochwycić i utrwalić za pomocą farb i pędzla pozory wieczności. Jakże kruche to i znikome narzędzia, gdy pomyślimy o rozległości krain przemierzanych przez Odyseusza, Eneasza, Dantego, Swedenborga! Znamy wieczność, która stanowi wyzwolenie z doczesności i grzechu, wieczność czysto duchową, w której roztapia się nie tylko ciało, ale i wszelkie znaki indywidualności, wreszcie wieczność jako udrękę i monotonię, której nie ma końca.

W wizji szwajcarskiego artysty wieczność jest tylko bezruchem, zatrzymaniem czasu, które z punktu widzenia otoczenia dotkniętego męką przemijania trwać może dziesięć minut (jak wizja Hansa Castorpa) albo ułamek sekundy (jak u Borgesa) albo setki i tysiące lat (jak w świętych księgach judaizmu czy islamu). Łódź z dwoma tajemniczymi pasażerami zastyga w bezruchu i nigdy już nie dobije do brzegu, wiatr nie zmąci doskonałej ciszy, fala nie podniesie się nagle, na niebie nie drgnie ani jedna chmura.

Biała postać zawsze spoglądać będzie w kierunku olbrzymich skał i miasta umarłych, w którym nie otworzą się żadne drzwi i nigdy nie rozbłyśnie światło. Nigdy nikt nie wyjdzie nam na spotkanie. I może to jest właśnie śmierć?

.

Jan Tomkowski

Obraz Arnolda Böcklina Wyspa umarłych

.

O autorze:

Screenshot 2015-03-21 15.32.13

Jan Tomkowski  (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments