Aleksander Rybczyński – Kroniki kwarantanny [2]

Kroniki poetyckie powstają od listopada 2015 roku. Z założenia miały być pisane codziennie, ale okazało się, ze poetycka forma zapisu i relatywna natura czasu uniemożliwiają taką dyscyplinę. Tygodnie walczą o równouprawnienie z dniami i chwilami, a bieg godzin nie zawsze jest jednowymiarowy. Kroniki przyjęły formę klepsydry, odmierzającej czas i ważącej słowa oraz litery.

.

Kroniki poetyckie [26]

Minął czas 4

Kroniki kwarantanny 2

23.03.
niewiele
brakowało
Kopenhaga
mogła zostać
moim miastem
miejscem stałego
pobytu w 1972 roku
wystąpiliśmy z Mamą
o azyl polityczny Ojciec
poszedł swoją drogą a na
nas czekała wielka wolność
mieszkaliśmy w hotelu Korona
niedaleko Nyhavn czytałem New
Musical Express a radio puszczało
przeboje Slade sprawy były na dobrej
drodze ale tęsknota za szkolną paczką
przeważyła wróciliśmy do Polski nigdy nie
zapomnę ponurego powrotu ze Świnoujścia
do Katowice i beznadziejnie szarych ulic miasta
mojego dzieciństwa tuż przed Bożym Narodzeniem
po pełnych świateł spacerach po kopenhaskim Strøget
było to trudne do zniesienia ale młodość łatwo udaje się
pocieszyć dostałem od dawna wymarzonego owczarka
niemieckiego a miłość i fascynacje dziewczynami stały
się bliższe życia – gdzie byłbym teraz po ukończeniu
medycyny literatury obcej lub studiów inżynierskich
Københavns Universitet na pewno nie bliżej Polski
bez młodości w Krakowie i historii sztuki z oknem
na Collegium Maius może bliżej Ciebie bez lęku
o przyszłość z miejscem stałego zamieszkania
dzisiaj nie wiem niczego uzupełniam zapasy
i piszę kroniki oblężonego koronawirusem
miasta – przeczytają je dzieci wiele lat po
mojej śmierci – jeśli nie spłoną biblioteki
a pamięć oraz przeszłość nie zostaną
objęte cenzurą niewiele brakuje inne
nieznane miasto zostanie miejscem
niepewnego chwilowego na Ziemi
pobytu dlaczego przeznaczenie
tak mnie prowadzi coraz dalej
jakby horyzont krył świetlny
roztrwoniony gdzieś kres
marzeń oraz możliwości
nie ma ucieczki tylko
powroty do źródeł
dzieciństwa snu
o szczęściu i
spełnionej
miłości

24.03.2020
Kanada goni
w piętkę brakuje
wszystkiego maski
są nawet niedostępne
w szpitalach czy ruszyła
lokalna produkcja pewnie
nie dr Jerome Leis udzielał
odpowiedzi słuchaczom CBC
twierdząc że zakładanie masek
jest nieetyczne ponieważ brakuje
ich w służbie zdrowia przyznaje też
że podczas kwarantanny trzeba wyjść
wyrzucić śmieci i zrobić zakupy jeżeli nie
ma kto pomóc komu zaufać wsłuchuję się
w rytm serca szum krwi który podnosi się w
zamarłej rzeczywistości wyglądam przez okno
widzę karmnik dla ptaków śmigające popielate
wiewiórki z długimi ogonkami o błękitnej aurze
nie pada śnieg jest zimno mogę jeszcze pójść
na spacer and jezioro bez ryzyka otrzymania
mandatu 29.03. ulice są prawie puste tylko
ojcowie z dziećmi na rowerkach i samotni
seniorzy ci którzy zdołali uniknąć domu
spokojnej śmierci chociaż śmierć jest
już bardzo niespokojna nerwowo się
krztusi w samotności bez uścisku
dłoni – spojrzenia w bliskie oczy
bez ostatniego namaszczenia
bez pogrzebowego konduktu
to nie jest dobry moment na
umieranie nie mamy czasu
na rozpacz wspomnienia
starannie zredagowany
nekrolog zainfekowani
umierają masowo nie
budzi to współczucia
tylko przerażenie bo
wszyscy czekają na
swoją kolej miejsce
i łóżko w polowym
szpitalu oprawcy
nie odpuszczą
nam grzechów
wolności sami
rozgrzeszeni
przed sobą z
kłamstw win
okrutnych
decyzji

29.03.2020
dzieła sztuki
obrazy i rzeźby
arcydzieła piękno
opisane w księgach
wyliczone w katalogu
zjawisk i doświadczeń
metafizycznych trwają w
mroku kontrolowane wciąż
systemem alarmowym okiem
kamery – cierpliwie zgodziły się
na zabiegi konserwacyjne retusze
faktów i proweniencji nie skarżą się
na pomiary temperatury przedłużające
się godziny martwej ciszy nikłych świateł
awaryjnych poddane są ostremu reżimowi
kwarantanny nie mają nawet zezwoleń na
wizyty studentów i historyków sztuki nikt
nie wyznaje przed nimi miłości ani nie
analizuje pociągnięć mistrzowskiego
pędzla artysty ich los jest jeszcze
bardziej niepewny od losu ludzi
pogodziły się z decyzją czasu
nieśmiertelnością miejscem
na Partenonie potrząsane
są dzisiaj drżeniem skał
na których zbudowano
zachodnią cywilizację
trwają w pięknie snu
o doskonałości snu
o absolucie i Bogu
nie wiedzą kiedy i
kto otworzy drzwi
czy powrócimy do
nich na kolanach
czy przyjdą tutaj
barbarzyńcy z
pochodniami
i mieczem

30.03.
spacer
wieczorem
ulice puste jak
w stanie wojennym
niepotrzebna godzina
policyjna ludzie kryją się
pod własnym dachem są też
bezdomni niektórzy w namiotach
czuwają nad szybem wentylacyjnym
metra bo tam cieplej oni pewnie myślą
by przetrwać noc nie epidemię brak masek
w szpitalach dwie na jednego pielęgniarza na
całą zmianę nawet oni nie wiedzą co dzieje się na
oddziałach zakaźnych ani jak bardzo cierpią pacjenci
podłączeni do respiratorów władze przekonują że maski
nie są potrzebne mieszkańcom w codziennych czynnościach
niektórzy bezmyślnie w to wierzą nie zauważyli kiedy premier słał
sprzęt medyczny do Chin jeszcze parę tygodni temu powtarza dzisiaj
gładkie zapewnienia o swojej niekompetencji zabroniono Kanadyjczykom
wyjeżdżać teraz do letnich domów ci którzy je mają wierzą jednak w czar
Muskoki i nawoływania kaczek ponad lśniącą w świetle księżyca taflą
jeziora ukrywali się w tym raju od całych generacji trudno pogodzić
się z myślą że i tam mogą poczuć gorący oddech zarazy jeszcze
nie tak dawno najbardziej szanowani i zadufani w sobie śmiali
się z zagrożenia na video blogach i kpili z tych którzy robili
zapasy dzisiaj przybrali poważny ton znowu przekonują
że wiedzą wszystko ich niefrasobliwość zastąpił tłum
beztroskich wypełniających parki i szykujących się
do maratonu do naszych miast nie zdążył w czas
prawdziwy Maratończyk nie ostrzegł uśpionych
w planach na przyszłość nie powiedział jaki
wróg zbliża się do otwartych granic miast
osadzono pokornych i niepokornych w
wielkim globalnym więzieniu celach
pustelników pozbawionych Boga
i modlitwy jesteśmy wreszcie u
siebie – niewolnicy ideologii
oraz dobrobytu karceni za
niepoprawne myśli pod
pręgierzem za słowa
prawdy rzucone w
chwili słabości i
obywatelskiej
niezłomnej
odwagi

01.04.
jechałem
autostradą
z tyłu oślepiało
mnie tylko słońce
nie widziałem prawie
samochodów od wczoraj
liczba zarażonych podniosła
się o ponad tysiąc czemu miasto
wygląda jak po zagładzie tylko wieczni
rowerzyści pedałują wytrwale jak gdyby nic
nad Toronto unosi się widmo dr Theresy Tam
szefowej kanadyjskiej Public Health urzędu zdrowia
podtrzymującego tradycję Orwella stąd zakładającego że
bezpieczne jest to co służy państwu potrzebom i możliwościom
propagandowej maszynerii na konferencjach prasowych nie uśmiecha
się tak jak na profilu rządowej witryny jest przerażona zupełnie niepotrzebnie
nie jest przecież aparatczykiem komunistycznego reżimu została powołana
na służbę państwową liberalnej Kanady która odpowiedzialnych za klęski
przenosi na inne równie lukratywne oraz nieodpowiedzialne stanowiska
myślałem o tym jadąc autostradą jadąc wymarłymi uliczkami dzielnicy
rozbudowanej na wybrzeżu jeziora Ontario po prawej stronie deptak
patrolowany od dzisiaj przez policję po lewej Loblaws supermarket
gdzie w niedziele można było posłuchać świetnych wykonawców
zakłócających nabożeństwo zakupów śpiewali I put a spell on
you prosto do mikrofonów a my staliśmy zauroczeni z listą
potrzebnych produktów dzisiaj wszędzie cisza i widmo
zarazy ponad miastem nie wyją syreny alarmowe
uciekamy do schronów płacimy za nie wysokie
czynsze i nawet tam nie możemy czuć się
bezpiecznie dzisiaj jechałem do domu
gdzie pracowałem ponad dziesięć
lat chciałem wziąć olejny obraz
z początku ubiegłego wieku
przedstawiający czeski
zamek na wzgórzu
wyobrażam sobie
widok tamtego
świata niebo
and głową
i słońce

02.04.20
Jan Paweł II
odszedł do Pana
na oczach wiernych
cicho i godnie z krzyżem
cierpienia czuwaliśmy przed
telewizorami powtarzając każdą
chwilę modlitwy którą nas wskrzeszał
z martwej rezygnacji pamiętam oczekiwanie
na krakowskich Błoniach w noc czerwcową przed
homilią która miała zmienić Polskę oraz całe moje życie
miałem głowę wypełnioną poezją i miłością trafiającą na mur
nie do przebicia potem nic już nie było takie samo z iskrą wiary i
nadzieją która nie pozwalała upaść zostaliśmy pielgrzymami papieża
wędrójąc za nim do najdalszych zakątków duszy i sumienia miejsc gdzie
Boga wrzucało się za kraty a za prawdę wyrywano paznokcie poznaliśmy
historię i sens człowieczeństwa tam gdzie człowiek był nikim zastanawiam
się dzisiaj czy mogę pomodlić się do ciebie ojcze wiem że zostanę znów
wyszydzony wyśmiany i opluty znowu doszliśmy na teren barbarzyńców
jeszcze się nie zorientowali że epidemia zabierze nawet postępowych
zabraknie im argumentów na życie i kamienne serce ciężkie słowa
pochopne obelgi zważone zostaną przed zardzewiałą cmentarną
bramą by nawet ci którzy wieszali na krzyżu szyderstwo sztuki
współczesnej wyszeptali prośbę o wybaczenie oraz łaskę
w czas wojny oraz pomoru będziemy zadawać pytanie
gdzie jesteś Boże czemu nas opuściłeś zapominając
że powtarzamy je za Chrystusem jaki jest sens
tej kwarantanny tego odosobnienia tęsknoty
za najbliższą i odrobiną czułości niełatwej
gdy dzieli nas ocean krążące ulicami
patrole miłosierdzia społeczny
dystans – litanie zakazów
oraz krzyżowa droga
dla nieobecnych
wiernych

04.04.2020
nagle na pustyni
bez kuszenia ale za
to z groźbą zapasy na
parę tygodni butelki wody
i kilka drobiazgów pamiątka
dawnego luksusu i wyobraźni
zostawiliśmy mieszkanie a wózek
z dobytkiem ugrzązł w szarym piasku
powoli rozstaję się z biblioteką i kolekcją
sztuki czarno – białe zdjęcia z heroicznego
okresu fotografii nieznane arcydzieła malarstwa
wyszukane wśród starych rupieci leżą obok księgi
z wiekopomną dedykacją wszystko co było tak ważne
jak świadectwo wiedzy i dokument tożsamości jest tylko
balastem uniemożliwiającym podjęcie ostatecznych decyzji
na które przyjdzie pora jeśli ocalimy życie nasze dłonie dotykają
się przez szybę kwarantanny nie czuję zapachu zupy pomidorowej
którą gotujesz za oceanem nie wiem czy to powód do niepokoju
i poddania się testom na obecność wirusa mam przed oczami
widok Chińczyków wywlekanych w środku dnia z mieszkań
zamykanych w białych sterylnych klatkach tragiczny ich
los ukryją czarne księgi historii nie poznamy intencji
nie poznamy prawdy niedługo nie będziemy mogli
się modlić bo szept i bliski kontakt z Bogiem też
okaże się niedozwolony zgodziliśmy się na to
bez protestu codzienne wiadomości i porcję
dezinformacji kanadyjska pielęgniarka żali
się że musi wielokrotnie używać maski
opiekując się zarażonymi COVID-19
jest krzywa wzrostu zachorowań
jak akt strzelisty w świecie bez
wiary ducha prognozy nagłej
śmierci bezsilnej potyczki
z nieznanym wrogiem
plan ocalenia który
jest pobożnym
życzeniem
więcej
nic

 

Aleksander Rybczyński

.

Muzyka: William Basinśki, fragment “The Desintegration Loops II, DLP 3”

Photo taken in Bergamo, Citta Alta, Lombardia

.

O autorze:

Aleksander Rybczyński jest absolwentem historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Opublikował ponad dziesięć zbiorów wierszy, w tym debiutancki tomik “Jeszcze żyjemy”, za który otrzymał w 1983 Nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny. Zajmuje się także krytyką artystyczną, prozą, publicystyką, dziennikarstwem, fotografią, filmem oraz pracą redakcyjną i wydawniczą. Mieszka w Kanadzie. Strona autorska

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments