Grzegorz Kozyra – Moje stare płyty (29) – Refugee

Credo zespołu Refugee z ich płyty o tym samym tytule zabrzmiało jak wyznanie wiary, ale smutne, przygnębiające. Przychodzimy, i tutaj jesteśmy/Zatrzymujemy się na chwilę grając na ziemskiej scenie/Pozostawiając na wpół pamiętane bajki/
I wpół zapomniane kłamstwa/Śpiewając piosenki w chwalebnym stylu/
A następnie zapominając słowa –
śpiewa Lee Jackson swoim chrapliwym, nieszczęśliwym głosem.  Wierzymy w coś, co jest przemijające, a chwile radości szybko mijają. Wierzymy w miłość, jak dzieci w św. Mikołaja. Nic z tego nie wynika. Suitę rozpoczyna Preludium  – cztery minuty wypełnione muzyką improwizowaną. Zaczyna fortepian Patricka Moraza, wytrawnego muzyka z klasycznym wykształceniem. Wirtuoz gra w natchnieniu łącząc styl neoromantyczny z ducha Rachmaninowa z jazzem i progresją. Na chwilę włącza się melotron budując przestrzeń ludzkiej wolności.

Po pianistycznym wstępie w części drugiej pojawiają się kolejne improwizowane fragmenty na instrumentach klawiszowych, a następnie temat główny. Znakomita toccata na organach i pieśń The Lost Cause są najbardziej przejmującym urywkiem suity. Doskonała jest zwłaszcza wokaliza Jacksona. Agitatio to krótkie szaleństwo fortepianu i moogu, a druga część I Believe powtarza temat główny utworu.

Variation i Main Theme & Finale rozbudowane o partie improwizacji przeniknięte są jazzowym feelingiem, trochę przypominającym jazzrockowe poszukiwania takich zespołów jak Gong czy Soft Machine. Przeważają dźwięki syntezatorów i instrumentów perkusyjnych. Końcówka jest potokiem natchnionych nut zmierzających ku groźnemu finałowi. Czyżbyśmy chcieli zapomnieć o wszystkim? O niczym nie pamiętać? Nikogo nie prosić o pomoc?

Inny utwór z płyty Refugee, chyba ciekawszy muzycznie, bardziej ilustracyjny i melodyjny, Grand Canyon Suite, ma pięć części. 

Fragment The Source szuka źródeł rzeki Kolorado i zaprasza do podróży, która może być tajemniczą przygodą. Muzyka instrumentów klawiszowych oraz perkusyjnych doskonale obrazuje gigantyczną przestrzeń Wielkiego Kanionu. W kolejnym obrazie, Theme for the Canyon, zwraca naszą uwagę motyw niby prosty, w którym kompozytorzy eksponują przede wszystkim syntezatory. Rytm perkusji i basu podkreśla ogrom przełomu rzeki. Z niecierpliwością czekamy na skok w nieznane.

The Journey zaczyna się fortepianowym wstępem, następnie Lee Jackson śpiewa o marzeniach i wolności, o lataniu z prędkością światła i wędrówce wzdłuż doliny Kolorado: Wzlecimy ponad ścianę Kanionu/By później jak orzeł opaść w dół/
Lecąc we śnie wzdłuż Kanionu/Widzisz rzekę/grzmot i łomot/
Słyszysz ten łomot/W Wielkim Kanionie.

The Rapids, następna część, jest już kreślona linią muzyki eksperymentalnej, taki jest początek. Po minucie ekspresyjnej gry, Moraz improwizuje z przejęciem i charyzmą na klawinecie. W tle słyszymy delikatną melodię melotronu.

The Mighty Colorado to popisy Patricka na organach. Pełnię szczęścia lotu oddają także syntezatory, ale koniec znów jest eksperymentalny. Zatrzymujemy się jakby w przelocie. Podróż zostaje wstrzymana. Czyżby lot zakończył się naszym upadkiem?

Grzegorz Kozyra

lll

O autorze:

Screenshot 2015-04-29 00.31.42

Grzegorz Kozyra: eseista, poeta, dziennikarz. Autor trzech tomów eseistycznych: W CZASIE NIEDOKOŃCZONYM (2005), DUCH SŁOWIAŃSKI (2009), CIEŃ I MAGNOLIE (2013).

fot. Aleksander Rybczynski

 

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments