Marek Baterowicz – W DŁUGIM CIENIU PRL-u…

… buduje się powoli IV RP ( choć tak naprawdę nigdy nie było III RP, a tylko PRL-bis), a spora ilość piesków szczekających w obronie faktycznych czy domniemanych TW kojarzy się z tytułem znakomitej książki Bronisława Wildsteina: „W długim cieniu PRL-u czyli dekomunizacja, której nie było” (Kraków, Arcana 2005). W tamtej ponurej epoce autor był w opozycji, współzałożycielem oraz rzecznikiem SKS-u (Studenckiego Komitetu Solidarności). Skończył polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, drukował w niezależnych pismach. Wildstein jest też byłym emigrantem. W latach 1982 – 1990 mieszkał w Paryżu, był  korespondentem polskiej sekcji Radia Wolna Europa, a ponadto współtwórcą miesięcznika paryskiego „Kontakt”, z którym współpracowałem żyjąc wtedy na emigracji w Madrycie. Wildstein publikował w paryskiej „Kulturze”, w londyńskim „Pulsie”. Po powrocie do kraju kontynuował swoje krytyczne nastawienie do schedy peerelowskiej w elitach III RP. W latach 1996/97 był zastępcą redaktora naczelnego dziennika „Życie”, które napsuło tyle krwi ex-aparatczykom z PZPR, nie wyłączając samego Ola Kwaśniewskiego. Publikował jednak w wielu pismach – w „Rzeczpospolitej”, „Nowym Państwie”, „Wprost”, w „Gazecie Polskiej”, „Tygodniku Powszechnym”, w miesięczniku „Znak” czy w „Res Publice”. Wydał kilka książek, np. w r.2000 pierwszą wersję cytowanej wyżej książki, pod podobnym tytułem: „Dekomunizacja, której nie było”. Wildstein był zdecydowanym zwolennikiem dekomunizacji. W roku 2003 ukazała się „Przyszłość z ograniczoną odpowiedzialnością”, za którą przyznano mu Nagrodę im.Janusza Kijowskiego. Dowodem na istnienie PRL-bis jest i to, że  za ujawnienie danych z archiwum IPN-u (nazwanych potem „listą Wildsteina”) usunięto go z redakcji „Rzeczpospolitej”, o czym pisałem w r.2006. To co w demokracji uszłoby za rzecz pożądaną dla jawności danych (transparency) w tzw. III RP uznano za przestępstwo. Dziś przypomniała o tym Ewa Stankiewicz w swej ważnej książce „Matrix” (Kraków, Wyd. M, 2015, str.56) , dodając z sarkazmem, że w tym samym kraju donosiciele jak Maleszka mieli się dobrze, a byli nawet lansowani na autorytety, zwłaszcza w przytułku dla agentów, jakim była „Gazeta Wyborcza”.

Screenshot 2016-01-10 21.50.47

    „W długim cieniu PRL-u” jest wnikliwą analizą sytuacji Polski toczonej chorobą pookrągłostołową. Wildstein ukazuje też jak manipulacje oraz rządy SLD wyeksponowały grzechy pierworodne III RP, doprowadzając do jej kryzysu, a zatem do perspektywy budowy IV RP. Uważał zawsze, że albo dokonamy fundamentalnej reformy, by oczyścić się (też z korupcji) oraz podążyć za Europą, albo będziemy nadal wikłać się w mętnych układach państwa postkomunistycznego, a ono skazuje nas na zastój, także na marginalizację w warunkach europejskich. W Polsce, na progu trzeciego tysiąclecia, jest mało austostrad. Sekretarki w sądach zapisują zeznania świadków na starych maszynach do pisania, szpitale walą się, stając się siedliskami bakterii, a rodziny muszą dokarmiać leczonych w nich pacjentów. Personel medyczny zresztą opuszcza kraj szukając lepiej płatnej pracy na Zachodzie. Podobno za kilka lat zabraknie lekarzy czy pielęgniarek w Polsce, a w tej sytuacji chyba trzeba będzie się odwołać do pomocy znachorów. I nie trzeba będzie aż ptasiej grypy, aby obywatele umierali tysiącami jak w czasach epidemii średniowiecza. Tabor kolejowy niszczeje, podobnie tory a jak jest z ekologią? Stan zatrucia nie uległ poprawie od  PRL-u, ale bociany jeszcze zakładają u nas gniazda.

   Czy stan takiej ruiny może zachęcać inwestorów ? Być może, tu stoimy przed niewiadomą. Słyszy się w mediach sprzeczne na ten temat wieści, ale jedno jest pewne: nieuporządkowany system podatków oraz korupcja raczej inwestorów odpychają. I to nawet miejscowych, odważali się dotąd raczej ci, co mieli układy, gdyż urząd podatkowy jest raczej… ministerstwem łupienia Polaków, a tzw. III RP bywa określona jako …”państwo-mafia”!

   Szeroko udokumentowana praca Wildsteina zasługuje na refleksję.  Jest w niej też miejsce na rys historyczny w perspektywie ostatniej dekady PRL-u, a także na opis zainfekowanych instytucji państwa, które nie potrafiło zanegować komunistycznego bezprawia w wymiarze sprawiedliwości, tworząc nową antypraworządność.  Książka zawiera zresztą wiele pikantnych szczegółów, wziętych z  obecnej rzeczywistości. Autor nie ukrywa przed czytelnikiem tego, co starali się zatuszować zwolennicy grubej kreski. Jeden z rozdziałów tej książki nosi tytuł: Prawo w obronie zbrodni! Doszliśmy aż do tego! Wildstein przedstawia w nim jak przeciwnicy dekomunizacji dokonali mistyfikacji prawa, aby chroniło ono tych, którzy w epoce PRL-u pozostawali z nim na bakier. A sprzyjało temu zarzucenie weryfikacji sędziów, prokuratorów, a więc urzędników powołanych jeszcze przez reżim PZPR z intencją dyspozycyjności. Po łagodnej i tak weryfikacji w r.1990, w latach 1991- 1994 przywracano na stanowiska zwłaszcza prokuratorów, co przydało się Platformie po smoleńskim zamachu. A ogólnie kursowi grubej kreski bardzo odpowiadał  brak weryfikacji.

  I konkluduje tu Wildstein: „Jedną z lekcji, którą społeczeństwo odebrało w powszechnej skali, była obserwacja, że za przestępstwa komunizmu nie tylko nikt nie został ukarany, ale nawet nie utracił swoich przywilejów, jak w wypadku ubeckich specjalnych świadczeń emerytalnych” (str.171/2).  Ten, pełen goryczy, wniosek jest niestety  poprawny, a potwierdza też komentarze innych publicystów. Istotnie, III RP jest państwem, które – jak kiedyś PRL – rozpieszcza dawnych katów, natomiast lekceważy los ofiar. Wildstein ujął to w ten jeszcze sposób: „Dokonuje się zatarcie różnicy między katem a ofiarą” (str.167). Wtórował temu „Dziennik Polski” (25.6.2004): „Nie można zgadzać się na to, by ofiary cierpiały głód, a ich oprawcy pławili się w luksusie”. Na marginesie można więc wyrazić zdziwienie, że np. były członek PZPR (partii uznanej  w Sejmie za organizację o charakterze przestępczym) może dostać status pokrzywdzonego. W dalszym ciągu przypomina Wildstein, że „obrońcom komunistów udało się zbudować czarną wizję dekomunizacji, ktora miała jakoby doprowadzić do rozliczenia wszystkich członków partii komunistycznej.” (str.167). Tymczasem nie taki był cel dekomunizacji państwa, kreślony np. przez rząd mec. Jana Olszewskiego i ministra Macierewicza. Chodziło wyłącznie o lustrację 66 wysokich aparatczyków dawnej nomenklatury, podczas której mieli oni w dodatku szanse wyjaśnień i odpierania zarzutów. Niestety, obalając gabinet Olszewskiego oraz chroniąc kariery 66 domniemanych agentów poświęcono los 40 milionów Polaków, którzy teraz muszą żyć w kraju wydanym na gry agenturalne oraz na zjawisko dzikiej korupcji, która niczym tsunami niweczy racjonalne projekty i działanie państwa. Mawiał Henryk Sienkiewicz, że państwa są jak dywany, dlatego należy je od czasu do czasu przetrzepać. A czas  najwyższy, by peerelowskich agentów strzepnąć do jakiegoś pensjonatu, gdzie mogliby żyć dostatnio ze swych sowitych emerytur, a jeszcze pisać pamiętniki. I to mi się nasuwa po lekturze książki Wildsteina, który należy do grupy sprawiedliwych, a nawet wyprzedził ich o krok ujawniając listę TW.  Głosy sprawiedliwych biją na alarm, są jednak gorzej słyszalne w mediach, które faworyzowały „usypiaczy” stojących po stronie Arymana. I dlatego tak bardzo potrzebna była nowa ustawa medialna! Bo starzy klakierzy tzw. III RP i jej „demokracji” paraliżowali w mediach otwartą dyskusję o stanie państwa. A właściwie zamiast państwa mieliśmy – jak w innej książce pisał Wildstein – „…układ III RP, system wzajemnie powiązanych interesów grup  działających w kluczowych sferach życia publicznego: biznesie, administracji, wymiarze sprawiedliwości, polityce. Grupy te wywodzą się z PRL-owskiego establishmentu i dookoptowanych do niego osób i środowisk.” („Moje boje z III RP i nie tylko”, Fronda, 2008, str. 236).

    I ten monolit, paraliżujący państwo oraz demolujący praworządność  (tak, tak – kamieni kupa!) otrzymaliśmy w spadku po PO-PSL. A zatem PiS ma ręce pełne roboty i kłopoty,  bo kohorty petrurianów bronią tego betonu i chcą nam  zafundować republiczkę „rzeplińską” jako parasol ochronny peerelowskiego układu. Byłby to anachronizm z czasów Wrony, ale wrona Orła nie pokona.

.

Marek Baterowicz

.

O autorze:

M Baterowicz

Marek Baterowicz  (ur. 4 marca 1944 r. w Krakowie) – debiutował jako poeta na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Studenta” w roku 1971. W kraju wydał trzy zbiory wierszy: „Wersety do świtu” (W-wa, Iskry, 1976) – tytuł był aluzją do panującej w PRL-u nocy, „Od zieleni do rdzy” (Kraków, WL 1979) oraz tomik powielony poza cenzurą – „Łamiąc gałęzie ciszy” (1981). W Paryżu opublikował tomik wierszy pisanych w języku francuskim – „Fée et fourmis” (Ed.Saint-Germain-des-Prés, 1977). W roku 1977 wychodzi też jego powieść „futurystyczna” – „Rękopis z Amalfi” (Kraków,WL) będąca groteskową kroniką wydarzeń po trzeciej wojnie światowej. Jej przekład  ukazał się w Australii w r.1991,a w roku 2000 we Włoszech.

Ukończył romanistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim (1971) broniąc magisterium z twórczości Lautréamont’a (u prof.Marii Strzałkowej), a fragment tej pracy opublikowano w „Kwartalniku Neofilologicznym”. W Sydney uzyskał stopień doktora na Uniwersytecie NSW (w r.1998) tezą „Les apports espagnols chez les poètes français aux XVIe et XVIIe siècles”, rozdziały tej pracy ukazały się we Francji, Australii, Nowej Zelandii i Nowej Gwinei.

W r.1996 wydał w Sydney antymarksistowski esej „Widmo”, napisany jeszcze w Krakowie i przemycony na Zachód w r.1985.

W kraju opublikował  wiele antologii poezji krajów romańskich (Vicente Aleixandre, Umberto Saba, Egito Goncalves), latynoamerykańskich (Jorge Carrera Andrade, Eliseo Diego) czy poetów Québec’u,  a również zbiór opowiadań René de Obaldia.

W roku 1983 zdążył wydać jeszcze swoje opowiadania „Pułapka pod księżycem” (Kraków, WL), ale kiedy w tym samym roku komunistyczny reżim rozwiązał Związek Literatów Polskich, dawne myśli o emigracji doszły znowu do głosu. Od maja 1985 (po czterech latach starań o paszport) Marek Baterowicz przebywa na Zachodzie (Włochy, Francja, Hiszpania), a od sierpnia 1987 w Australii. Został członkiem Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, a od 2000 r. Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w kraju. W Sydney wydał tomik „Serce i pięść” (PCA, 1987) obejmujący wiersze dawne odrzucane przez cenzurę, wiersze ze stanu wojennego oraz pisane już na emigracji. Następne tomiki wydane w Australii to kolejno: „Dama z jamnikiem” (Sydney,Akapit 1989), wybór wierszy „Z tamtej strony drzewa” (Melbourne, Puma 1992), „Miejsce w atlasie” (Sydney, Wild&Wooley,1996), „Cień i cierń” (Sydney, Vide 2003), „Pan Retro” (Sydney, 2004)  oraz „Na smyczy słońca” (Sydney, Vide 2008).

W roku 1985 kilkanaście jego wierszy przełożono na angielski w USA, wyszły drukiem w „Mid-American Review”. Blisko sto wierszy w tłumaczeniu angielskim czeka na wydanie. We Włoszech ukazał się wybór jego wierszy „Canti del pianeta” (Roma, Empiria, 2010) w przekładzie Paolo Statutiego.

W roku 1992 wydał w Sydney powieść o stanie wojennym – „Ziarno wschodzi w ranie”. W przygotowaniu zbiór opowiadań z Polski, Hiszpanii oraz Australii.

W r.2003 otrzymał za poezję nagrodę  Białego Pióra, a w r.2012 był laureatem nagrody Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą za całokształt twórczości (vide „Ekspresje”, Londyn, t.III 2012, laudacja prof. Wojciecha Ligęzy).

W kraju publikował  m.i. w „Tygodniku Powszechnym”. „Znaku”, sporadycznie w „Przekroju”,”Życiu Literackim” (tylko w 1980/81) a po wyjeździe w „Arce”, potem w „Arcanach”, „Kresach” ,„Twórczości”czy „Frazie”, a w r.1992 zerwał z „Tygodnikiem Powszechnym” na znak protestu przeciwko poparciu przez to pismo grubej kreski (list o tym ogłoszony był w „Arce”). Publikował też artykuły w periodykach uniwersyteckich jak „Romanica Cracoviensia”, Studia iberystyczne” (UJ), „Estudios Hispanicos” (U.Wrocławski) czy „Literaria Copernicana” (U.Toruński).

W roku 2014 w Toronto (Kanada) wydano zbiorek jego wierszy „Status quo”, poświęcony głównie ofiarom „katastrofy” smoleńskiej.

We Francji ukazał się  zbiór opowiadań – „Jeu de masques” (Nantes, 2014).

Swoje felietony publikuje na naszych blogach.pl, na Solidarnych 2010, na Marszu Polonii i na Pulsie Polonii, a także w wielu pismach polonijnych w Australii, USA, Kanadzie, w tym katolickich („Przegląd Katolicki”, Sydney i „Mi-cha-el CSMA”), roczniku michaelitów na Nowej Gwinei.

Subskrybcja
Powiadomienie
6 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Mariusz W.
8 years ago

Ciekawe – pamiętam Wildsteina z Gołębnika (nieoficjalna nazwa budynku Instytutu Filologii Polskiej UJ), jak siedział na schodach z włosami do pasa i grał na fujarce… Jak widać, nie wszyscy byli hipisi są dziś lewakami.

kazik
8 years ago

Do Marty Z. przypadki sepsy wcale nie należą do rzadkości w Polsce. To że WOŚP od 3 dekad ciągle ratuje polską służbę zdrowia, nie świadczy dobrze o jej dobrym stanie. A że w niektórych krajach Europy jest jeszcze gorzej wcale nie cieszy Polaków.

francopilot
3 years ago

ale diagnoza republiki okrągłego stołu prawidłowa

stary koń
2 years ago

WOŚP “ratuje” służbę zdrowia;przy olbrzymich kosztach własnych “działacza’ charytatywnego-POzostaje mu nawet na Woodstock i nie tylko!Obecnie w sojuszu ze Strajkiem tzw.kobiet prowadzących zmanipulowanych małolatów-pod wulgarnymi hasłami-na rewolucyjne barykady-jako armatnie mięso;na czas tegorocznej “orkiestry”zawieszono POkojowe POchody walczących o aborcje i atakujących koscioły;wolontariusze byli POtrzebni gdzie indziej;z puszkami pod kosciołami!!!