Grzegorz Zientecki – Dziennik [lipiec 2022]

Warszawa,
1 lipca 2022

Podróż:
Kwiaty: oleandry, hibiskusy, orchidee, plumerie, helikonie, bugenwille. Ludzie: Papuasi, Kanakowie, Polinezyjczycy, Jorubowie, Malajowie, Tamilowie, Syngalezi, Aszantowie, Fulbejczycy. Wschody i zachody słońca. Wschody księżyca (te najbardziej były intrygujące). Jego Argusowe oblicze dostojnie podnosiło się nad horyzontem, niczym oblicze wnikliwego śledczego znad blatu biurka. Ruiny i metropolie: Efez, Kartagina, Hieriapolis. Szanghaj, Hong Kong, Bangkok, Singapur. Pałace, rezydencje i slumsy: Genua, La Valetta i Bombaj. Muzyka. Przedziwna, czarowna, intrygująca i hipnotyzująca muzyka balijskiego gamelanu, muzyka viny i tabli stanu Maharasztra, koreańska Hangyangmu i Sorrikan, karaibskie reggae. Nocne niebo półkuli południowej: Krzyż Południa, Feniks, Oktant, Korona Południowa. Ale nade wszystko pustka. Wszechogarniająca pustka oceanu i nieba. Pustka także wewnątrz. Wydrążona jak skorupa orzecha kokosowego jaźń.

W altanie taniec motyla wokół puszki piwa.

Bazować tylko na prostocie zdań. Jak budowniczy bazuje na prostocie belki.

Ślimak podróżuje wraz ze swoim domem. Dlatego nie nazywam go podróżnikiem.
Podróż sumiennie odbyta jest jak dobrze przeżyte życie.

Kiedy człowiek przenika samego siebie, to czuje się jakby jechał windą przez wszystkie piętra piekła Dantego.

Lato zaczęło się z górnego „c”. Upał 35 stopni. Ale to prawidłowo. Tak naprawdę przez dziesięć miesięcy marzniemy.

Warszawa,
2 lipca 2022

Miałem plany, a właściwie marzenia. Chciałem jeszcze zobaczyć nieziemskie Markizy, gdzie mieszkał na jednej z tamtejszych wysp, Jacques Brel, wyspę Bora- Bora- prawdziwą oceaniczną gemmę, Malakkę – z jej tajemniczymi, chińskimi zaułkami, a także z uwagi na występującą tam unikalną symbiozę architektury chińsko-portugalskiej i Japonię, ale tę tradycyjną, z odległych wieków, szintoistyczną, przestrzegającą Kodeksu Bushido i reguł haiku. Ale nie sądzę, że uda mi się to zrealizować. Na razie cieszę się, że lecimy do Albanii. To jak zamknięcie adriatyckiej pętli, kiedy w Jugosławii pierwszy raz znalazłem się za granicą.

Przyznaje się, że jak poeta Tomas Venclova kolekcjonuję kraje. Albania będzie moim pięćdziesiątym pierwszym. Które z nich najbardziej zapadły mi w pamięć? Z pewnością Polinezja Francuska, Papua Nowa Gwinea, Chiny, Tajwan, Indonezja. Na Dominikanie, tropikalna dżungla i tonący w chmurach na szczycie Pico Isabel del Torres, krzyż. I oczywiście dawna Jugosławia. Pierwsza miłość i pierwsze, chłopięce oczarowanie światem.

Podróż samolotem jest fantastyczna. Ludzie stają się niemal równi aniołom. Do najdalszego punktu globu można dotrzeć już jutro, najwyżej pojutrze. Podróż oceanicznym frachtowcem to zupełnie inna perspektywa. To niemal pielgrzymka taoisty albo snuta długimi nocami baśń Sindbada. Dlatego oddaję hołd Samolotowi, a kocham Korab.

Jeżeli jesteś mieszkańcem małego kraju, musisz mieć bardzo wielkie serce.

Horyzont: tam, gdzie wydaje się nam, że widzimy spotkanie jest przerażająca otchłań rozstań.

Warszawa,
3 lipca 2022

Po tym mroku szalonych covidowych latach restrykcji i prześladowań, nie tylko mentalnie, duchowo, lecz także fizycznie, organicznie i organoleptycznie chcę poczuć tę podróż: każdym fotonem wnikającym do mojego oka, każdym feromonem zapachu, każdym porem mojej skóry.

Miłosz, Zagajewski, Herbert. Poeci, którzy często byli w podróży i potrafili dokonać jej poetyckiej transkrypcji. Którzy potrafili nie tylko opisać świat, ale również działającego w świecie Ducha. Dlatego ich poetyckie itineraria to prawdziwe, bezcenne skarby.

Chcesz być nieśmiertelnym? Masz do tego narzędzie: Dobre Słowo. Używaj go więc kiedy tylko masz sposobność.

Człowiek jest tak wielki nie jak jego marzenie, ale człowiek jest tak wielki jak jego współczucie.

Cudowne, głębokie niebo polskiego lipca, przy którym blednie ametyst, blednie opal i turkmenistański lapis lazuli. Takiego nieba nie ma Laponia, nie ma Toskania, nie ma Persja ani nawet Ofir. Cieszę się, że mam takie niebo nad głową i mogę obserwować na nim lotnicze popisy polskich jerzyków.

Lektury, które zabieram w podróż: Marek Aureliusz, Homer „ Odyseja”, Marai „ Porwanie Europy”, Wojciech Kass „ Ręka Pisząca”, tomik albańskiego poety Alego Podrimja i tomik Zagajewskiego. Kawafisa nie biorę, za ciężka księga. Ale jego wiersze mam przecież pod ręką – w swoim sercu.

Mali i Robit, (Albania),
4 lipca 2022

Po niespełna 2 –godzinnym locie lądujemy w Tiranie na lotnisku im. Nene Teresa (Matki Teresy). Jeszcze trzy kwadranse jazdy autokarem i wreszcie je dostrzegam. Morze. Po dziewięciu latach tak długo wyczekiwane morze. Wieczorem, o zachodzie słońca, a później już przy księżycu, brodzimy z żoną w ciepłych falach. Łaskocząca pieszczota i kojące mantry fal. Szczęśliwi zasypiamy w innym świecie.

Tak jak księżyc przyciąga morze i powoduje jego pływy, tak morze przyciąga mnie i wzbudza pływy mojej duszy.

Mali i Robit (Albania),
5 lipca 2022

Zakwaterowano nas na ostatnim, siódmym piętrze hotelu co zapewnia fantastyczną panoramę na morze i rozciągnięty pod nami puszysty dywan pinii. Drzewa te o aromatycznym, żywicznym zapachu upodobały sobie cykady, które regularnie dają gromkie koncerty. Ich monotonny, nieco mechaniczny dźwięk harmonizuje z rytmem fal i staje się cudowną dźwiękową pocztówką z wakacji.

Hotel jest gustowny, zbudowany w stylu nawiązującym do antyku. Białe, wieńczone akantowymi kapitelami kolumny, pod balkonami motyw meandru. Srebrne z mosiężnymi elementami balustrady przypominają reling luksusowego transatlantyka. Kiedy więc tylko wychodzę na balkon mam wrażenie, że jestem na pokładzie takiego oceanicznego cruisera, który unosi mnie w nieznane.

Napisałem kiedyś, że bez morza nie byłoby Homera. Morze bowiem to geniusz. I człowiek, który to genialne przesłanie z morza odbierze, może tworzyć arcydzieła. To właśnie wtedy wydarzyło się w starożytnej Grecji. A jeśli tylko puścić wodze fantazji, można założyć, że i tutaj na wybrzeże Albanii trafiły jakieś echa Odysei. Według legendy bowiem, starożytne miasto Butrinti na południu Albanii założyli uciekinierzy spod Troi. Tutaj też rozciągała się starożytna kraina zwana Ilirią ( już sama nazwa jest jak z kart Iliady). Na tych wodach toczyła z Rzymem morskie bitwy dzielna królowa Teuta (okres panowania 228-217 p.n.e.), więc musiały tędy śmigać chyże liburny (okręty Ilirów). Jego podobiznę mam na albańskiej monecie o nominale 20 lekke.

Mali i Robit (Albania),
6 lipca 2022

Budzić się rano wraz z odgłosem fal, to jak budzić się w ramionach Kirke.

Morze działa jednocześnie jak tranquilizer i akcelerator myśli.

Dziś zwiedzamy Durres. Jedziemy taksówką ( na drzwiach ma wymalowane flagi Anglii i Polski), którą prowadzi starszy, sympatyczny Albańczyk doskonale mówiący po polsku. Wyjaśnia, że dwadzieścia lat mieszkał w Anglii z żoną Polką. Durres to starożytne Dyrrachium założone przez Epidamnusa, wodza Ilirów. Nazwa miasta pochodzi od jego syna, Dyrrachiuma, który założył tu port. Ciekawy jest też wątek mitologiczny związany z miastem. Gościł tu bowiem Herkules, który pomagał królowi w obronie miasta. Niestety bohater przypadkowo zabił syna Dyrrachiuma, Ioniana, którego ciało wrzucił do morza ( stąd nazwa akwenu Morze Jońskie). W mieście zwiedzamy ruiny amfiteatru ( z czasów cesarza Hadriana). Albańczycy dość beztrosko podchodzą do tego zabytku. Część placu zajmuje budynek mieszkalny, a na trybunach czasem można spotkać… kury. W 39 –stopniowym upale spacerujemy wzdłuż weneckich murów. W okolicy portu wieńczy je kamienna rotunda. Niestety jest w remoncie. Doznała uszkodzeń podczas trzęsienia ziemi, które miało miejsce trzy lata temu. Zginęło wówczas 51 osób. Te informacje przekazał nam nasz nieoceniony taksówkarz. Na Boulevardi Epidamn natrafiamy na piękny stylowy hotel z 1940 roku. Meble, antyki, weneckie żyrandole i lustra, obrazy, słoneczne patio z drzewkami cytrusowymi nadają niepowtarzalną atmosferę hotelowi Epidamn. Przez kilka chwil rozkoszujemy tą elegancją , luksusem i dawnym czarem jego wnętrza.

Wyłączając, że na jego powierzchni pojawi się jakiś statek, czy choćby najdrobniejsza łupina łodzi rybackiej, na morzu nie ma żadnych punktów odniesienia. Dlatego morze przypomina ogołocony z wszelkich myśli umysł. Umysł w stanie medytacji.

„Kto potrafi czytać i pisać ma cztery oczy”.
( przysłowie albańskie)

Mali i Robit, (Albania),
7 lipca 2022

Świat przy basenie hotelowym jest beztroski i bezrefleksyjny. To atrapa Raju. Ale wystarczy wyjść poza teren hotelowego kompleksu by zderzyć się z przygnębiającą rzeczywistością. To niemal jak ucieczka Buddy z pałacu.

Basen to hotelowa agora. Tyle, że nie poglądów, ale ciał. Tu dyskusja rozpalona do białości upałem wrze na ciała. Brylują w niej zwłaszcza kobiety. Dokonują powolnych półobrotów, powabnych wyprężeń, wdzięcznych odchyleń z układaniem, bądź rozpuszczaniem włosów i zastygają w pozycji wyczekującej modliszki.

Z tego samotnego cypla, latarnia morska komunikuje się ze światem niczym kochanka wysyłająca tajne kody serca.

Laodamas w „ Odysei” : „ Nic nie ma gorszego nad morze, by złamać człowieka, choćby i najsilniejszego”.
Mali i Robit, (Albania)
8 lipca 2022

Na tarasie: morze, palmy i cykady. Kilka lektur. Tak mógłbym spędzić resztę życia.

Daleko, nad horyzontem świetliste obłoki, jak dekoracje jakiegoś baśniowego przedstawienia. Bo świat jest baśniowy i jest cudownym przedstawieniem.

Przy plaży restauracja „ Happy Beach” przerobiona z betonowego bunkra. Powiedzenie: przekujcie miecze na lemiesze można strawestować na : zamieńcie bunkry na kawiarnie. Albania zyskała sobie miano kraju miliona bunkrów. To zasługa ich dyktatora Envera Hodży (panującego w latach 1944-1985), który obawiając się inwazji ze strony ZSRR lub Chin rozkazał budowę betonowych schronów. Widziałem je też na plaży. Szare, betonowe skorupy na piasku przypominają prehistoryczne żółwie, którym nie udało się dotrzeć do morza. Dyktator był dość ciekawą postacią. Balansował bowiem między potęgami takimi jak Związek Radziecki czy Chiny. Najpierw w 1948 roku zdradził Titę z Jugosławii. W 1961 roku odważył się porzucić ZSRR by nawiązać ścisłą współpracę z Chinami Mao. Sojusz Tirany z Pekinem przetrwał aż do 1978 roku. Później Albania w zastraszającym tempie ubożała.

Z Księgi Liczb: Albania liczy 168 000 bunkrów.

Szum morza i Marek Aureliusz kojąco działają na nerwy. Jak pisze cesarz-filozof: „Stoisz prosty lub cię prostują”.

Dziś zmiana pogody. Nagle niebo nad morzem pociemniało, zgranatowiało. Nadciągnął morski szkwał. Uderzył deszczem (który padał na ląd niemal poziomo), zachłostał wiatrem. Turkusowo-szmaragdowy Adriatyk zamienił się w buro –szary Bałtyk zmierzwiony siwizną fal. Taka pogoda jest błogosławieństwem dla skóry tak ostatnio torturowanej przez słońce. No, i jest wreszcie czas na lekturę.

Podobnie jak barwa morza zależy od jego głębokości i światła, tak i kolor duszy zależy od jej głębokości i światła jaki jej dostarczamy. Jak wiele jednak dusz mrocznych, a jednocześnie bardzo płytkich krąży po świecie.

Do każdego pióra należałoby dodawać i wędzidło.

Albania to mały kraj ludzi o wielkich sercach.

wrogom
drogę do naszych serc
wybrukowaliśmy trupami

nigdy nie dosięgli
naszych bogów
nigdy ich nie podeptali
( z wiersza Alego Podrimja, „Twierdza Rozafa”)

Widzieć morze i nie zostać malarzem? Widzieć morze i nie zostać poetą, filozofem ? Widzieć morze i nie zostać żeglarzem? To wszystko mógłbym jeszcze zrozumieć, ale widzieć morze i nie zostać człowiekiem o szerokim, szczodrym sercu?

Mali i Robit, (Albania)
9 lipca 2022

Ludzie na leżakach nad basenem. Rzadko ktoś czyta książkę. Większość z komórkami w dłoni. Czego chcą się dowiedzieć, co odkryć, co pogłębić? Internet nie jest wcale wirtualną agorą. To raczej wirtualny magiel. Wielki akcelerator kalumnii i plotek.

Dowiedzieć się tak co czuli malując morze Turner i Ajwazowski.

Myśli stawiają większy opór niż materia.

Pisałem parę dni temu o tym, że wystarczy wyjść z hotelu aby poczuć się jak Budda opuszczający dostatni pałac. I właśnie dziś zobaczyliśmy taką oto scenę: jakiś Albańczyk w garażu ostrym nożem podrzynał gardła baranów, a mała dziewczynka gumowym wężem odprowadzała zakrwawione ścieki wprost na ulicę. Scena niczym ze Starego Testamentu, skończyła się bardzo współcześnie: interwencją policji.

Mali i Robit, (Albania)
10 lipca 2022

Zaleta tej podróży to nie tylko nowe doświadczenia, zobaczenie czegoś nowego, czegoś innego. To także pozostawienie za sobą uciążliwego bagażu: codziennych trosk, inflacji, covidów, wojen i wszelkiego brudu świata. Przez cały ten tydzień byłem w stanie absolutnej nieważkości.

Pływanie jest jak dekalog. Płyniesz przestrzegając świętych przykazań wody, jej praw i błogosławieństw, a ona wykonuje za ciebie najcięższą pracę: unosi cię.

„ Feakowie nie dbają ani o łuki ani o kołczany, tylko o maszty i o wiosła, i o statki foremne, na których wesoło prują morze”.
( Nauzykaa w „Odysei” o swoim narodzie)

Sidorilla, ładna, ciemnowłosa, trochę pulchnawa kelnerka w hotelowym barze. Pytam ją czy zna ich poetę, Alego Podrimja. Kręci głową i podaje mi komórkę, abym wstukał odpowiednie dane przez klawiaturę. Ale jeśli polskiej kelnerce zadałbym pytanie o Miłosza, czy Zagajewskiego jakiej odpowiedzi mógłbym oczekiwać? To tylko potwierdza, że poeci i prorocy nie są znani w swych krajach.

Morze i cykady. Cykady i morze. Odwieczny rytm. Owady i morze zawsze go pamiętają. Oby tylko człowiek nie zapomniał swoich pieśni, swoich psalmów, swoich ód i hymnów.

Piękną Albanię żegnam tym oto haiku:

Wschodzący księżyc
Cykady
Czyżby rozwiercały w nim dziury?

Mali i Robit, (Albania)
11 lipca 2022

Wstaliśmy przed świtem bo i wylot dziś wcześnie. Morze spokojne o barwie mlecznego ametystu, szlachetnego jaspisu i nieco mdławego kamienia księżycowego. Ale morze to nie kamień choćby i najszlachetniejszy. To piękne, cudowne, lekkie oddychające ciało.

Warszawa,
12 lipca 2022

Z każdej podróży przywożę zawsze muzykę (duszę), kamienie (ciało) i trunki (krew i temperament ) danego kraju. Tak było też i tym razem. Mam płytę CD z nagraniami albańskiego folkloru, kamienie zebrane z plaży oraz rakię i brandy z Durres. Muzyka, kamienie, lokalne trunki to moja podróżna triada.

Warszawa,
14 lipca 2022

Nie ma nic bardziej bolesnego niż spełnione marzenie. Szczęśliwie niewielu tego doświadcza.

Prawdę powiedziawszy to co widziałem w Durres nie było w jakiś szczególny sposób porywające. Amfiteatr o wiele większy i w dużo lepszym stanie zachowany widziałem w Efezie. Mury obronne potężniejsze i wspanialsze widziałem w Dubrowniku. Ale czar miasta odnalazłem na jednej z jego ulic. Otóż wyobraziłem sobie, że na wysadzanej palmami Boulevardi Epidamn mogłaby się rozegrać jakaś melodramatyczna scena miłosna. Ulica wiodła przecież do portu.

Tak jak kąpiel odświeża i orzeźwia ciało, tak podróż odświeża wszystkie zmysły i orzeźwia duszę.

Biorę do ręki gładkie kamienie zebrane niedawno na adriatyckiej plaży. Tylko ręka człowieka może sprawić, że przyjmą one ciało boga. Ale tylko fale, tylko morze ma moc wydobycia z nich duszy.

Gdybym miał wybór: udzielić głosu kamieniom czy rybom, wybrałbym te ostatnie. Ciekawiej oczywiście byłoby posłuchać kamieni, ale zbyt bolesna byłaby to opowieść.

Warszawa,
15 lipca 2022

Po powrocie wciąż zachowuję ciszę radiową. Nie czytam gazet, nie włączam telewizora ani komputera. Nie obchodzi mnie w co bawi się ludzkość: w wojny? W epidemie? Wyuzdane spektakle? Słucham z kompaktu tej żywiołowej , pobudzającej krew muzyki bałkańskiej, popijam albańską raki z lodem i za Miłoszem mogę tylko powtórzyć: „ Szczęście jest dostępne”.

Dyrrachium jest jednym z najstarszych miast, które odwiedziłem. Fascynujące jest to, że miasto narastało kolejno na innych osadach, analogicznie jak w pniu drzewa narastają słoje. To tylko dowodzi, że życie jest wielowarstwowe, a śmierć zawsze jest płaska.

Cisza jest bielą dźwięków.

Autobiografia często porusza się bez kierowcy.

Postęp moralny jest odwrotnie proporcjonalny do postępu technicznego. To skłania do refleksji, że technika jest jednak diabelską sztuką. Owoce w Raju rosły na wyciągnięcie ręki. Niepotrzebna była nawet drabina.

Warszawa,
17 lipca 2022

Wystarczył tydzień naszej nieobecności, by w ogrodzie doszło do chlorofilowej anarchii. Rośliny mocno wybujały, poprzerastały, posplątywały się w morderczych uściskach. Nie dziwi mnie wcale, że Angkor Vat (miasto ówcześnie większe od Paryża) na kilka stuleci zniknęło pod drapieżnymi mackami dżungli.

Miłość rozkwita tylko wtedy, gdy ludzie nie kalkulują. Wszelka interesowność, merkantylizm zabija miłość. Pieniądz drży przed miłością, gdyż ona jest największym bogactwem.

Od czasu do czasu ludzkość robi przymiarki do Apokalipsy. Zapomina tylko o tym, że jej datę wyznaczył Bóg, a nie człowiek. Dlatego też uważam, że trzecia, czy jakaś kolejna wojna światowa ( nawet z użyciem broni atomowej) nie położy jeszcze kresu tego świata, a tym bardziej nie unicestwi człowieka.

Wszyscy znają „ Słoneczniki” Van Gogha. A kto zna „ Słoneczniki” węgierskiego pisarza o nazwisku Krudy? To jeszcze jeden z dowodów przewagi obrazu nad tekstem.

Żółto –czarna ważka na drzwiach werandy niczym żółto-czarny szybowiec z aeroklubu.

Dwa tygodnie bez żadnych wiadomości ze świata, ba nawet z Polski, to dla umysłu zbawienna kwarantanna.

„Albowiem nie masz nic lepszego ani bardziej cennego nad dom, w którym mąż i żona są we wszystkim jednej myśli – wielka zgryzota dla zazdrośników, dla życzliwych radość, a dla nich samych szczęście największe”.
( Odyseusz zwracający się do Nauzykaai)

Lublin,
23 lipca 2022

Orchidee, te ekstrawaganckie kwiaty wzbudzają podejrzenie, że do projektu Boga musiał się jeszcze bezpośrednio włączyć Salvador Dali.
(zwiedzając dziś Storczykarnię w Łańcucie)

Nie powinien zmarnować się ani jeden okruch chleba. Nie powinna się zmarnować ani jedna kropla deszczu. Ale nie powinien się także zmarnować ani jeden wers poezji.

Lublin,
24 lipca 2022

Wczoraj oglądając na Zamku w Łańcucie wspaniałe zbiory porcelany, rzeźb, intarsjowanych mebli raz jeszcze utwierdziłem się w przekonaniu, że piękno jest zawsze przeciw śmierci.

Piękno zawstydza śmierć.
Obrazy w Łańcucie to głównie portrety, choć trafił się jeden piękny, marynistyczny. W pierwszej chwili myślałem, że to Ajwazowski, ale „Port w świetle księżyca” okazał się dziełem C.J.Verneta. Największe wrażenie wywarł na mnie inny obraz. Niedostępny, wysoko zawieszony i prawie nieoświetlony. Przedstawiał erupcję wulkanu (może Etny, może Wezuwiusza). Rzadko udaje się artyście taki katastrofizm, taki dramat przedstawić. Czarne niebo rozpłomieniała apokaliptyczna łuna, a u podnóża góry pierzchało kilka miniaturowych ludzkich postaci. Genialne wprost uchwycenie proporcji między potęgą okrutnego losu a znikomością ludzkiej kondycji. Szkoda tylko, że nie poznałem nazwiska tego malarza.

Warszawa,
27 lipca 2022

Natura jest szatańska i sztuka jest szatańska. Ale sztuka potrafi być też boska.

Dziel się nie tylko chlebem. Dziel się też zachwytem.

Warszawa,
28 lipca 2022

Kropla drąży skałę. Myśl drąży nicość.

Niebo. Miejsce, gdzie człowiek jest najdalej od wszystkiego.

Pieniste hortensje, alabastrowe lilie – niewyrażalność języka wobec nich. Nocne niebo- nadzieja i udręczenie człowieka- diamentowy plafon- niewyrażalność języka wobec niego. Adagio z V Symfonii Mahlera- niewyrażalność języka wobec niego. Tylko poeci łudzą się, że uskrzydlą słowa. A słowo jak człowiek jest bytem pełzającym.

Samotność: axis Sophia.

Życie to nie sen. Bardziej prawdopodobne, że życie to zen.

Niemożliwością jest zatrzymać lawinę, niemożliwością jest zatrzymać falę tsunami. Ale niemożliwością jest też zatrzymać człowieka. I to właśnie budzi największa obawę.

Warszawa,
30 lipca 2022

Nie tyle zmęczenie co brak nadziei. Wszystko rozsypuje się, degraduje, dezintegruje. Świat kiedyś tak ponętny, życzliwy i nieogarniony zmienił się w pokraczną kreaturę. Czytam właśnie u Pawła Lisickiego, że już wkrótce w Niemczech będzie można co roku zmieniać płeć. To nie planeta jest skażona. Skażony (i obawiam się, że nieodwracalnie) skażony jest ludzki duch.

Wspominam. Przewijam film do tyłu. Niektóre kadry przypominają jakieś kuriozalne lapidarium, inne budzące grozę bestiarium. Wiele w ogóle do siebie nie pasuje. Ale to przecież był m ó j film, to b y ł o moje życie.

Bogowie nie mają dobrych wieści dla człowieka.

Warszawa,
31 lipca 2022

Szczęście najłatwiej się rozmnaża, gdy cieszymy się szczęściem innych.

Myśli nie dają cienia. Przeciwnie, rozpalają horyzonty.

Bóg: pewnik, w który najbardziej wątpimy.

Żeby zostawić ślad na tej Ziemi trzeba wędrować.

Jak wielu, widząc przyszłość popełniłoby samobójstwo.

„ Uchowaj cię Boże od machiny barbarzyńskiego państwa
którą moc szatana
wprawia w ruch
Wystarczy że będziesz trybikiem w Systemie
nawet najmniejszym
a staniesz się śmieciem
kreaturą
żałosną „ ( z albańskiego poety Alego Podrimja, fragment wiersza „Ułomność”)

 

Grzegorz Zientecki

.

O autorze:

Grzegorz Zientecki – ur.1962 w Lublinie. Absolwent Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni. Na statkach Polskich Linii Oceanicznych odbył wiele podróży, m.in. trzy rejsy dookoła świata na m/s „Profesor Mierzejewski” i m/s „Profesor Rylke”. Następnie został zatrudniony na statkach Chińsko-Polskiego Towarzystwa Okrętowego „ Chipolbrok”, dzięki czemu mógł podróżować dalekowschodnim szlakiem Conrada, zwiedzając m.in. Singapur, Hong Kong, Bangkok, Dżakartę i porty Chin. Te liczne podróże stały się inspiracją jego twórczości, w szczególności utworów haiku i aforyzmów.

Dotychczas w krakowskim wydawnictwie Miniatura wydał następujące pozycje:

Tomiki haiku:
• Wiersze Podróżne- 2010r.
• Popiół i rosa -2012r
• Zoom Sindbada- 2012r -tom wierszy
• Pory zmroku- 2012
• Mile i wersy- 2013 r.
• Milion powodów do oświecenia-2015 r
• Urodzaj na nieobecność-2015 r.
• Nefrytowa ważka-2017 r.

Oraz następujące tomiki aforyzmów:
• Szlifierz Oka -2012r.
• Wspomnik-2013 r.
• Amneznik -2013 r .
• Wycisznik -2014 r.
• Resetnik-2015 r.
• Minutnik-2016r.
• Z 1001 nocy na oceanie – 2019 r.
• Żyję w słowach jak drzewo w liściach – 2021 r.

W 2015r. Grzegorz Zientecki otrzymał jedno z wyróżnień literackiej nagrody Naji Naamans w Libanie w dziedzinie aforystyki. Od 2016r. członek Polskiego Stowarzyszenia Haiku.
W sferze zainteresowań Grzegorza Zienteckiego oprócz literatury znajduje się także historia, sztuka, reportaż, astronomia, natura /jest kolekcjonerem egzotycznych muszli/.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments