Grzegorz Kozyra – Moje stare płyty (2) King Crimson

Tytuł płyty In the Wake of Poseidon, drugiej w dorobku King Crimson, bywa różnorodnie tłumaczony: Śladami Posejdona, Przebudzenie Posejdona, W ślad Posejdona. Przyznaję jednak, że Posejdon jest tutaj bohaterem głównym, wyłania się z morza co i rusz, nie tylko w celach dobroczynnych. Suita ma zauważalny początek, jest to nutka c – podstawowy dźwięk każdej oktawy. (Peace – A Begining) wstęp, środek (Peace – A Theme) i koniec (Peace – An End) są  charakterystyczne za sprawą kody o tajemniczej melodyce. Suita kończy się niezbyt optymistyczną puentą: pokój jest świtem/dniem bez końca/pokój jest końcem/tak jak śmierć wojną. Autorem tekstów, podobnie jak na In the Court of the Crimson King, jest Pet Sinfield.

Najważniejszymi utworami spinającymi całość i określającymi charakter tej muzyki są: Pictures of a City, In the Wake of Poseidon oraz Devil`s Triangle. Każdy z nich jest inny. Obrazki… to wizja Peta Sinfielda, makabryczna, surrealistyczna na temat życia miasta, które  ma betonową zimną twarz zamkniętą w stali. Kompozycja składa się z trzech części, z których środkowa jest najbardziej spokojna i pokazuje nocną twarz metropolii. Neony migoczą, ludzie mijają się, spotykają w lokalach, piją, tłumaczą się, grzeszą i śnią. Na pozór wszystko jest tutaj poukładane, gitara Frippa gra przez dwie minuty w różnych tonacjach, by wybuchnąć w ostatniej minucie, najbardziej fascynującej, feerią barw i ekstatycznych pląsów.

In the Wake of Poseidon jest kolejną wersją Epitafium ze wstępem melotronu. Posejdon się nie złości, ale wodne przestrzenie ciche i spokojne, wcale nie napawają bohatera utworu optymizmem. Fripp znów jest liderem, szarpie struny, buduje akordy wzmacniając je, albo usypiająco minimalizując. Najpiękniejsza jest część środkowa z chórkiem, majestatycznym melotronem i znakomitymi perkusyjnymi wtrętami Petera Gilesa.

Majstersztykiem muzyki konkretnej jest Devil`s Triangle, morska podróż przez Trójkąt Bermudzki. Awangardziści spod znaku Charlesa Ivesa czy Beli Bartoka mieliby o czym pisać i mówić. Fripp eksperymentuje, ale robi to w sposób doskonały. Część środkowa Hand of Sceiron – kakofoniczna i katastroficzna – ukazuje półboga, syna Posejdona jako sprawcę wichury, która pochłania okręty i ludzi. Niszczy wszystko wokół. Forma chaosu wciąż wypełnia dzieło Roberta Frippa. Myśl o porządku wyłania się tylko na chwilę w takich momentach jak Cadence and Cascade, pięknej balladzie o kurtyzanach znających prawdziwe oblicze mężczyzny.

Najbardziej dziwną częścią suity jest Cat Food, surrealistyczny, groteskowy z improwizacjami jazzowego pianisty Keitha Tippetta i wygłupami innego znanego wirtuoza klawiszowca – Keitha Emersona. Utwór jest kompozycją Frippa, który za pomocą pastiszu, nutek wariackich i niespokojnych, chce stworzyć portret człowieka konsumpcyjnego, prawie takiego, jakiego miał na myśli Herbert Marcuse pisząc Człowieka jednowymiarowego. Nic nie jest w tej muzyce normalne, nawet gitara prześmiewczo skowyczy i określa nasze miejsce w świecie i w historii.

Zdumiewające jest to autorskie dzieło Frippa i Sinfielda. Niektórzy doszukiwali się tutaj powtórki z In the Court of the Crimson King, tymczasem Fripp pokazuje figę i odwraca karty. Teraz pokażę Wam, że muzykę można konstruować z różnych nutek, wcale nie pełnych, i że w bajkach i mitach nie chodzi o spokój, ale o ciągłą walkę. Chaos jest moim żywiołem. 

Warto jeszcze przyjrzeć się okładce: to obraz The 12 Faces of Humankind (12 twarzy ludzkości) holenderskiego malarza Tammo De Jongha, przedstawiający m.in. Aktorkę, Głupca, Niewolnika, Dziecko, Patriarchę, Błazna. Ludzkie twarze z dramatu, który ma kilka aktów. Najważniejsze z nich  – pokój i wojna wciąż przed nami.

Posejdon siedzi z trójzębem opartym o tron zdumiewająco spokojny, jakby wznosił modły do Najwyższego Boga i wierzył do końca w przeznaczenie. Olimpijczycy nie pragną spokoju. Wciąż walczą, dbając o swoje dobre samopoczucie. Nikt z nich nie jest rozważny. No może oprócz mocarza Posejdona. Nawet Franz Kafka ma mu za złe, że przypomina biurokratę zamkniętego w swoim świecie i nie myślącego o ludziach. A przecież jest w tym coś z prawdy. Posejdon lubił na chwilę przejechać się swoim rydwanem, uderzyć trójzębem w morskie fale, postraszyć ludzi huraganem, trzęsieniem ziemi, wybuchem oceanicznego wulkanu. Ale mimo wszystko wolał odpoczywać. Wtedy rozmyślał o bracie, Zeusie, o tym, że jako starszy powinien być władcą całego świata. Na myśleniu się kończyło. Biurokrata otwierał zeszyt i liczył swoje posiadłości i żony. Wciąż jednak nie mógł doliczyć się, ile spłodził dzieci.

Grzegorz Kozyra

 

O autorze:

Grzegorz Kozyra: eseista, poeta, dziennikarz. Autor czterech tomów eseistycznych: W CZASIE NIEDOKOŃCZONYM (2005), DUCH SŁOWIAŃSKI (2009), CIEŃ I MAGNOLIE (2013), PODRÓŻE Z ORFEUSZEM (2016), MÓJ JAZZ (2017), Pieśni dla Żywych i Umarłych (2018), Godziny z Polihymnią (2018)

Subskrybcja
Powiadomienie
2 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
waż
10 years ago

To była również moja ulubiona płyta King Crimson. Nie przejmując się faktem, że odchodzę od słownikowych znaczeń terminu ‘wake’ i nie znajdując dostatecznego sensu w literalnych przekładach tytułu, na własny użytek nazywałem ją sobie “W objęciach Posejdona”. Dawne czasy…

Mariusz Wesołowski
8 years ago

W tym przypadku „the wake” znaczy oczywiście kilwater; tylko takie tłumaczenie ma sens. King Crimson jest także jedną z moich najbardziej ulubionych grup progresywnego rocka, jednak nad „In the Wake of Poseidon” przedkładam ich pierwszy album, „In the Court of the Crimson King”, z majestatycznym i tragicznym „Epitaph”, oraz późniejszy „Starless and Bible Black”.