Jednym tchem – Tomasz Trzciński o sztuce improwizacji

screenshot-2016-10-05-23-41-45

Aleksander Rybczyński: Jedną z ulubionych form Pana twórczej ekspresji jest improwizacja. Czy można to łączyć z inspiracją romantyczną i potrzebą wychodzenia poza to, co zapisane i zasugerowane? Jak silna jest w Panu potrzeba poszerzania granic poznania i czy tak dewaluowana dzisiaj tradycja romantyczna ma szansę przetrwania? Ta refleksja wynika z obserwacji postawy polskich środowisk intelektualnych. Może w muzyce, tradycja heroiczna i niepodległościowa jest nadal ceniona?

Tomasz Trzciński: Dla mnie improwizacja jest w zasadzie kompozycją, ale kompozycją szczególną – będącą jeszcze w stadium wczesnym, wyjściowym, w zalążku, jako organizująca się na żywo materią dźwięku, poruszaną impulsem duchowym, psychicznym, motorycznym i intelektualnym grającego ją twórcy i zarazem jednocześnie wykonawcy. Dlaczego śpiewa ptak ? Bo opowiada i komunikuje z innymi, ale i też dlatego że sam odczuwa szczęście… Muzyka opowiada – mówił często Chopin. W moim domu rodzinnym słuchałem wraz z Tatą całej masy muzyki, jazzowej, rockowej, popowej, ballad, piosenek, elektroniki, dixilandu, swinga, be-bopu, cool jazzu, funky, big-bandów, orkiestr, solistów, klasyki: kameralistów, symfonii i oper, dosłownie wszystkiego czego ze świata XX wiecznej muzyki można było w Polsce doświadczyć poprzez koncerty, radio, telewizję, nagrania na płytach, kasetach i w końcu na CD. Sam grałem od początku solowo, potem zespołowo, śpiewałem w bardzo wielu chórach a capella a później i oratoryjnych, w końcu sam zacząłem dyrygować większymi zespołami klasycznymi i jazzowymi. Tak więc chyba od zawsze już przechodziłem przez granicę wszelkich rodzajów sztuki muzycznej i nie tylko, poruszając się pomiędzy nimi i ucząc się ich wzajemnej organiczności. W moim domu była ponadto zawsze mowa o sztuce , historii, języku, tradycji, prawie, dużo kreatywnej działalnosci twórczej obojga moich Rodziców; ze strony mej Mamy, fascynującej osoby o niespożytej energii, miłości do piękna wizualnego, estetyki, mody i architektury, ale też wszelkiej poezji i literatury. Właśnie ona kiedyś z jakiejś krótkiej wycieczki do nieodległego od nas Berlina Wschodniego przywiozła memu Tacie, muzycznemu entuzjaście, zupełnie na wyczucie przedruk nagrania Koncertu Kolońskiego Keitha Jarretta, ówczesny NRD-owski produkt ECM na AMIDZE. Nawet nie wiedziała wówczas, co znalazła i jaką ważną rolę to nagranie odegra później w moim życiu ! I właśnie w związku z tym nagraniem fascynacja sztuką improwizacji, dla której moja największa pasja zrodziła się pod wpływem takich utworów jak te wykonywane przez nadzwyczajnych wirtuozów w świecie współczesnego jazzu, stała się dla mnie możliwością wyrazu swobodnego i płynnego na żywo, na scenie, wprost do słuchacza, nieprzygotowanego przecież na to, co się za chwilę wydarzy, bo nie znającego do końca, podobnie jak i ja – dalszego rozwoju tej swobodnej wypowiedzi. To ma bardzo wiele wspólnego z tradycją nie tylko romantyczną ale w ogóle i z tradycją muzykowania, dawniej testem muzykalności i umiejętności muzyka zawodowego i prawdziwego była właśnie sztuka improwizacji, uprawiana z wielkim powodzeniem przez starożytnych, a w naszych czasach przez J.S Bacha, a potem Mozarta, (obydwaj byli zarazem perfekcyjnymi kompozytorami) następnie romantyków, a dzisiaj także współczesnych, przede wszystkim organistów oraz jak wiadomo artystów strefy jazzu. Mówię strefy, bo przecież jazz dzisiaj to także niezwykle szerokie pojęcie, sztuka muzykowania koncertowego, improwizacyjnego, ewoluująca i ciągle wchłaniająca, i modyfikująca inne kierunki muzyczne do swego repertuaru. Naturalnie – wielkie formy romantyczne, jak ballady, scherza, fantazje, nokturny i sonaty Chopina, Liszta, Brahmsa, Szymanowskiego, koncerty Rachmaninowa i Prokofiewa, symfonie Mahlera, Brucknera i Szostakowicza budziły u mnie poczucie większej swobody wypowiedzi muzycznej, pozwalały mi myśleć poza granicami ustalonych form, wzbudzały emocje i kreowały szczególne uczucia. Jednak wydaje mi się że ta tradycja w świecie dzisiejszej muzyki wcale nie zagasła i jedynie przybiera ciągle nieco inną postać. Jej ponadczasowość jest oczywista. Muzyka od czasów romantycznych przeszła ogromną ewolucję, ale dzisiaj wracają niektóre jej idee w sposób bardziej niż wyrazisty, co słyszymy przecież dobrze u wielu współczesnych i odmiennych twoóców, jak chociażby Mikołaja Góreckiego, Wojciecha Kilara, Johna Adamsa, Witolda Lutosławskiego, Krzysztofa Pendereckiego czy Arvö Päerta. Późne – 3 i 4 symfonie Lutosławskiego są w istocie bardzo romantyczne. Dzisiaj to dojrzałe romantyczne i ewolucyjne ksztalłowanie wzbogaciły techniki powtarzania motywów rytmicznych w różnorodnym ostinanto, wymyślone przez Arthura Honnegera, Charlesa Ivesa i Carla Orffa, i podchwycone tak wspaniale przez młodego Keitha Jarretta, dla którego rytmiczne powtórzenia grooves lewej ręki, wirtuozeria i glębia harmoniczna stały się swoistym językiem dla tworzenia wielkich form improwizowanych na pograniczu romantyki i modernjazzu. Ja myślę że osiągnięcie sztuki czasów romantyzmu, tak mocno ukształtowane w epoce walk niepodległościowych, szkół narodowych i jednocześnie powstawania nowej grupy społecznej jaką wówczas stawało się chcące decydować o swoim losie silne mieszczaństwo jest dla każdego pokolenia tym momentem, w którym dochodzi szczególnie do głosu moment walki i oporu, czas dojrzewania, uniesień emocjonalnych, walki pokoleń, emocji patriotycznych i ewolucyjnych i wówczas okazuje się że ta muzyka zyskuje sobie ponownie odbiorców i fascynuje ich na nowo. Jej głębsze zrozumienie przychodzi później, zresztą inaczej zupełnie grają muzykę Chopina ludzie młodzi a inaczej dojrzali, ukształtowani artyści. Chociaż i jednych i drugich łączy ten sam zachwyt. Ale jedno jest pewne – to sztuka romantyczna w połączeniu ze swoją epoką wyzwoliła treść muzyczną z dosyć sztywnych ram kompozycji klasycznych i wchodząc mocno przez pole improwizacji w stałych formach (np. ostatnie sonaty Beethovena) zaczęła dążyć ku zmianie estetyki całej muzycznej twórczości. I do dzisiaj spełnia ona dla młodych twórców tę samą rolę – pokazuje im, jak może się zmieniać forma, nie tracąc wiele z klasycznych wartości a zyskując na innych, czasowo-przestrzennych, psychologicznych przybierając nowe atrakcyjne, wirtuozowskie oblicze. Jak dalece europejska romantyka Chopina działa na wyobraźnię młodych ludzi na całym świecie widać przecież w nieustającej i wzmagającej się fascynacji tą muzyką w krajach dalekiego wschodu, Japonii, Korei, Chinach, Indiach, – wszędzie tam ta jakże odległa kulturowo sztuka jest u każdego adepta fortepianu wręcz na porządku dziennym, a wielu melomanów nie ukrywa fascynacji i miłości do niej. Czy to nie zdumiewające? Dlatego uważam że forma romantyczna i fascynacja nią zbyt prędko nie zaniknie, przejdzie raczej  jeszcze niejedną ewolucję. I także dlatego lubię eksperymentować i rozwijać to co w tekście utworu jest nie zapisane. Ta idea towarzyszyła mi w wykonaniach nagranego ostatnio „Nokturnu na fortepian“ Konstancji Kochaniec. Ten pochodzący z roku 2010 utwór wręcz pozostawia pole do własnej muzycznej kreacji twórczej i stawia znak zapytania pomiędzy poszczególnymi motywami i frazami tak, jak gdyby muzyka prosiła tam o dopowiedzenie, rozwinięcie, nadanie temu co działa jako początek ruchu jeszcze większej ekspresji i przestrzeni wyrazowej. Tutaj improwizacja wkracza właśnie na teren zupełnie romantycznej formy ewolucyjnej z wariacjami. W „Nokturnie na fortepian“, do chopinowskiej tradycji romantycznego obrazu nocy dochodzi niejako do powiększenia formy o elementy balladowe i wariacyjno-wirtuozowskie, emocjonalne, efekty mocno kontrastujące, potęgujące efekt psychologiczny. Jest to więc kreatywne spojrzenie na formę klasycznie zapisaną (choć bez przedziałów taktowych i metrum), jej emocjonalne, zgodne z romantyczną zasadą rozwinięcie do wielkiej formy. Co ciekawe, ten utwór rozwija się z koncertu na koncert, przybierając w częściach improwizowanych coraz to nowe oblicze, bowiem korzystając z materiału skomponowanego i zapisanego używam jego motywów w odmienny sposób i za każdym razem dochodzę do rozwiązań innych niż w poprzednich wykonaniach.

.

Fragment rozmowy Aleksandra Rybczyńskiego z Tomaszem Trzcińskim, przeprowadzonej w 2014 roku

.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments