Aleksander Rybczyński – Emigracyjny układ

Temat Polonii i życia na obczyźnie zawsze był kontrowersyjny. Emigracyjny los jest trudny, nawet dla tych, którzy dobrze się czują na obczyźnie i nie opuścili ojczyzny z powodów politycznych. Od czasu odsłonięcia żelaznej kurtyny powrót do Polski jest możliwy dla każdego, ale niełatwo jest zmieniać najpoważniejsze życiowe decyzje, porzucić ustabilizowane, na ogół wygodne życie i zaczynać wszystko od nowa ze świadomością rozdarcia pomiędzy dwoma, odmiennymi światami. Emigranci są postrzegani z dwóch perspektyw: z jednej strony podziwiani, jako spadkobiercy tradycji Wielkiej Emigracji i powojennej emigracji żołnierzy, walczących o wolną Polskę, która wpadła w sowieckie łapy, z drugiej strony oceniani są jak dezerterzy, którzy wyjechali podczas zrywu Solidarności, albo po wprowadzeniu stanu wojennego. Dotyczy to głównie emigracji zaoceanicznej do Kanady i USA, gdyż tam nie docierają na ogół najmłodsi, szukający lepszego życia w Wielkiej Brytanii i innych krajach Unii Europejskiej.

W kontekście tego rozdarcia, rozmaitych konfliktów, dzielących polonijne środowiska trzeba spojrzeć na pracę polskiej ambasady i konsulatów, będących z założenia miejscem, nie tylko pomagającym załatwiać wszystkie sprawy administracyjne, ale także przybliżającym ojczyznę, stwarzającym możliwość prowadzenia działań, krzewiących historię, kulturę i przedsiębiorczość oraz nagłaśniającym działalność, która dobrze służy promocji dobrego imienia Polski. Mieszkam w Toronto od prawie trzydziestu lat, nie interesowałem się specjalnie szczegółami prac polskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego, ale na ogół jego działalność ogranicza się do obsługi rocznicowych wydarzeń, koncertów i organizowania kameralnych spotkań, zazwyczaj okraszonych eleganckim bufetem i barem. W rezultacie przy konsulacie zgromadziły się głównie osoby, robiące wokół siebie wiele szumu, nagłaśniające swoją działalność artystyczną i społeczną, często miałką i niskiego lotu. To one głównie są zapraszane, wspomagane, a nawet nagradzane medalami, które należałyby się prawdziwie zasłużonym, ale skromnym i nie potrafiącym się wyeksponować.

Rolą konsulatu nie powinno być przyklaskiwanie towarzystwu wzajemnej adoracji, tylko wyszukiwanie i wspieranie wartościowych działań i postaci, które zbyt są zajęte swoimi pasjami, by starać się o publiczne uznanie. Jest wiele takich osób, niektóre należą do odchodzącego już pokolenia i powinno się zabiegać, by ich szlachetna, patriotyczna postawa, którą utrzymywali przez całe życie została doceniona.

Trudno zrozumieć zasady, którymi kieruje się konsulat, ponieważ niezależne inicjatywy, będące wielką promocją Polski wśród Kanadyjczyków są zupełnie ignorowane. Przykładem tej niezrozumiałej obojętności służb dyplomatycznych jest inicjatywa kanadyjskich obywateli, weteranów, zafascynowanych rolą generała Maczka w wyzwoleniu Europy i zakończenia II wojny światowej. Ich wyprawa w 2018 roku do Polski, honorująca naszych bohaterów i Polskę, zorganizowana wyłącznie z prywatnych funduszy i wspólnie z Instytutem Pamięci Narodowej i jej Prezesem Jarosławem Szarkiem, pomimo wielokrotnych prób zupełnie nie zainteresowała ani polskiej ambasady w Ottawie, ani polskiego konsulatu w Toronto. Ich uczestnicy zostali zwyczajnie zlekceważeni. Dlaczego? Trudno o piękniejsze i bardziej spektakularne uhonorowanie Polski. Była to idealna, zupełnie niewykorzystana okazja do nagłośnienia faktów i udokumentowania, że Polska może być obiektywnie podziwiana i dumna ze swojej historii.

W ubiegłym roku dowiedziałem się, że poprzez konsulat można starać się o przyznanie środków z funduszy polonijnych. Byłem zaskoczony, bo przez lata nie miałem pojęcia, że takie fundusze w ogóle istnieją! Cała procedura jest otoczona nieracjonalną tajemnicą: pomimo tego, że jestem na liście mailowej konsulatu, nie otrzymałam żadnej informacji na temat konkursu. O możliwości składania wniosków dowiedziałem się tylko dzięki znajomemu, który przesłał mi email informacyjny, pochodzący z konsulatu w Toronto. Dopiero niedawno, podczas rozmowy z pracownikiem konsulatu poinformowano mnie, że przed ogłoszeniem konkursu zorganizowano także specjalne zebranie informacyjne, wyjaśniające zasady i warunki starania się o grant, wysłane także tylko do wyselekcjonowanych osób. Wnioski, złożone w terminie, według bardzo rygorystycznych zasad, miały zostać zatwierdzone do końca marca w Warszawie, na podstawie selekcji, dokonanej w Toronto. Dotrzymanie tego terminu było konieczne, ponieważ przedstawiony w podaniach harmonogram działań, zakładał rozpoczęcie prac już od kwietnia. Jest niesłychane, że lista osób i instytucji, którym przyznano środki jest niedostępna. Konsulat tłumaczy się koniecznością modyfikacji projektów, wynikających z pandemii koronawirusa. Ma to być możliwe w bliżej nieokreślonym terminie, ale znając dotychczasowe praktyki sekretnego rozdziału środków, trudno ufać takim zapewnieniom. Dlaczego polskie placówki rządowe nie mogą stosować się do powszechnie dzisiaj respektowanych procedur? Wzorem może być zorganizowany w czasie pandemii przez polski rząd projekt “Kultura w sieci”. Zaraz po rozstrzygnięciu konkursu podano pełną listę projektów zatwierdzonych, odrzuconych i tych, które nie spełniały warunków formalnych. Jest to dzisiaj norma, gwarantująca uczciwość i przejrzystość dokonywania selekcji.

Zastanawiałem się, czy należy i warto pisać o tej sprawie, ale jak długo wokół życia Polonii i metod działania polskich placówek dyplomatycznych będzie trwała zmowa milczenia, tak długo Polska będzie traktowana jak podrzędny kraj wschodnioeuropejski, a działalność polonijna kojarzyć się będzie z przeciętnym, pozbawionym polotu stereotypem.

.

Aleksander Rybczyński

 

O autorze:

Aleksander Rybczyński jest absolwentem historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Opublikował ponad dziesięć zbiorów wierszy, w tym debiutancki tomik “Jeszcze żyjemy”, za który otrzymał w 1983 Nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny. Zajmuje się także krytyką artystyczną, prozą, publicystyką, dziennikarstwem, fotografią, filmem oraz pracą redakcyjną i wydawniczą. Mieszka w Kanadzie. Strona autorska

.

.

Subskrybcja
Powiadomienie
3 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
3 years ago

Nic nowego. Tak samo działa konsulat RP w Chicago. Nie dość, że konsula generalnego przywieziono w “teczce” z Nowego Jorku to ów pan trzyma się podobnych zasad. Mieszkam w Chicago od 44 lat, jestem emigrantem politycznym. Poza tym jestem żeglarzem, zawodowym skipperem. Z racji tegoż organizatorem wielu wypraw żeglarskich mających na celu promocję Polski. Ostatnio jest to Rejs Szlakiem Wielkich Polaków. I co ze strony konsulatu? Nic. Nawet próby wyciszania sprawy jak też wpływanie na sponsorów (negatywne). Nic nowego pod słońcem – jestem na liście e-mailowej konsulatu i kiedyś byłem zapraszany. Nawet dostałem paszport wolnej RP jako pierwszy Polonus. Dzisiaj? – wroga atmosfera. Ciekawe.