Joanna Waliszewska – Każdy przynosi inną samotność

Mały bar przy bocznej ulicy nie miał wielu klientów. Wieczorami wpadali stali bywalcy na parę piw i bilard. Barman zwykle powtarzał stare grepsy i często znikał na zapleczu. Wtedy sami się obsługiwali. Gdy Długowłosa dziewczyna była w dobrym humorze kręciła drinki o jakich się nie śniło. Mężczyźni wciągali brzuchy, gdy na nich spojrzała. Przychodził tu król w koronie z papieru i brzęczących ostrogach. Uwiązywał wierzchowca przed barem i siadał w kącie owinięty purpurowym płaszczem. Zawsze pytał, czy ktoś zostawił dla niego wiadomość, a potem wzruszał ramionami, jakby lekceważył sobie odpowiedź odmowną. Wchodzili Harleyowcy, kładli kaski obok kufli i szklanek. Opierali łokcie o ladę i mówili coś szorstko do dziewczyn o twarzach ukrytych pod zbyt mocnym makijażem. Pojawiały się zmęczone malarki o związanych niedbale włosach i dłoniach powalanych farbą. Przychodził Dziennikarz Wojenny o lodowatych oczach schowanych za ciemnymi okularami i nieśmiała tęga kobieta w wypłowiałym płaszczu, trzy rozchichotane dziewczyny i podrywacz. Wpadał profesor z kimś kto zawsze siedział tyłem do reszty i rozmawiali o etnologii, Haupcie i cybernetyce.
Po zmierzchu zjawiał się poeta z twarzą, która podobała się kobietom. Wtedy Długowłosa zmieniała płytę na tę, którą lubili oboje i tańczyła tylko dla niego. Patrzył zachwycony i pisał wiersze w swojej głowie, a niektóre nawet palcem na wilgotnej ladzie. Niektórzy widzieli światło płynące miedzy ich oczyma i uśmiechali się do siebie nawzajem, lub do swoich myśli.
Bywała tu Anna, której podobał się Poeta, ale on jej nie dostrzegał. Siadała przy barze blisko ściany, starając się nieporadnie zjednać sobie Długowłosą. Zdyszana wpadała Para kochanków. Splatając nogi pod stołem pachnieli tylko dla siebie. Przychodził potężny muzyk z drobną i barwną jak papużka cudzoziemką. Zaglądał efebowaty Szef małej Mafii, ale był incognito i wszyscy sądzili, że jest geyem w towarzystwie dwóch barczystych kumpli. Bywał z rzadka wagabunda snujący opowieści o podróżach, lodowcach i dżunglach w których stoją nie odkryte dotąd piramidy.
Król zwykle rzucał ze swego kąta jakąś uwagę, podejmowano temat, żartowano spierano się i było tak, jak lubili. Wokół nieco przybrudzonych lamp fruwały ich słowa i myśli uradowane muzyką. Byly jak ptaszki różnych gatunków i kolorów. Muzyk , najdowcipniejszy z towarzystwa pochylał się do ucha swojej przyjaciółki, tłumacząc sens rozmów, a ona śmiała się poniewczasie zawstydzona. Czasem Wagabunda zanucił, ktoś podchwycił i śpiewano swobodnymi głosami. Wagabunda znał wiele piosenek. Nocą rozchodzili się, by następnego dnia wrócić na dłużej, lub tylko kilka chwil.
Poza bywalcami pojawiali się przypadkowi klienci. Niektórzy z nich stawali się bywalcami, ale większość była tylko nikłą kreską na palimpseście tego szczególnego miejsca.
Pewnego dnia wszedł do baru klient w świetnym smokingu i tak przystojny, że dziewczyny na moment wstrzymały oddech.
Długowłosa tańczyła, wszyscy patrzyli, poza tym, który zawsze siedział tyłem. Dotąd nikt nawet poeta nie śmiał z nią zatańczyć. Nowy gość był pierwszym, który się odważył. Nie odmówiła. Gdy muzyka przestała grać, wszyscy milczeli dłuższą chwilę.
Ciszę przerwał dziennikarz :
– Witam pana Gwiazdorze. – ciemne szkła ukryły ironię’
I tak zostało – Gwiazdor – bo w barach zwykle nie pytamy o imiona.
Hipstersko się nosił i nie skąpił nikomu. Harleyowcom stawiał piwo, a ich dziewczynom słodkie wino. Z mafiosami szeptał i niekiedy wychodzili razem. Grubasce podarował jedwabny szal, a z profesorem gwarzył o Atlantydzie i architrawach. Przed Królem udawał poddanego a podrywaczowi przyprowadził dwie egzotyczne piękności.
Tylko „Siedzący tyłem” go ignorował, milknąc w pół zdania, a niekiedy opuszczając bar na jego widok.
Długowłosa promieniała, gdy się pojawiał i od dawna nie tańczyła dla Poety. On pisał teraz tylko smutne wiersze na małych kartkach, które wychodząc zmięte wyrzucał. Anna ukradkiem chowała je i czytała przed zaśnięciem. Raz przeszedł na rękach przez cały bar, ale Długowłosa ledwie rzuciła okiem. Któraś z dziewczyn roześmiała się – huknął na nią i musiał bić się z Harleyowcem silnym i rozjuszonym jak byk.
Oberwał a gdy Anna chciała opatrzyć mu rozbitą twarz odepchnął ją i wyszedł w mrok.
Tego wieczoru Gwiazdor zabrał Annę do domu.
Mijały tygodnie, miesiące a Poeta się nie pokazywał. Anna kupiła nowa sukienkę. Kochankowie jak zawsze splatali dłonie, Król czasem uśmiechał się do Grubej Pani, która odpowiadała nieśmiałym uśmiechem. Gwiazdor zwykle siedział przy barze wpatrzony w Długowłosą. Przynosił nowe płyty i tańczyli przy innych dźwiękach muzyki. Pił zbyt wiele i wychodził z Anna, ale jej nigdy nie prosił do tańca.
– Brudno w tym barze – powiedział pewnego razu – i za dużo dziwek.
Wszyscy osłupieli i zapadła cisza.
– Żartowałem – roześmiał się, ale nikt mu nie zawtórował.
Ten niby żart osmalił wnętrze aż po strop. Kilka ptaszków spadło z trzepotaniem skrzydeł. Kilka innych wyleciało przez uchylone drzwi.
– Czy coś się stało? Dlaczego wylatują?
Parę trzepotało się nieprzytomnie obijając o ściany i sprzęty.
Wtedy gwiazdor złapał jednego i położył przed Długowłosą
Ale ptak nie żył.
Tego wieczoru pojawiła się grupa nowych klientów.
Było głośno, grała muzyka a Gwiazdor tańczył z Długowłosa aż pod jej pachami pojawiły się kręgi potu.
Był pijany, ale ona śmiała się, jak nie ona .
Nagle wskoczył na ladę i zaczął niszczyć wszystko co znalazło się w jego zasięgu. Anna próbowała go powstrzymać, ale odepchnął ją tak mocno, że upadla.
Obcy wtórowali mu, przewracali stoliki rechocząc i miotając się jak stado małp.
Ptaki padały martwe w chmurkach kolorowych piór.
A jednak sporo przeżyło i wyfrunęły świergotliwym stadem przez wybitą szybę. Zrobiło się cicho, bo zabrały wszelkie dźwięki.
A one kołowały nad miastem, wypatrując Poety.
W końcu dostrzegły idącego powoli ulicą i sfrunęły w dół, otaczając go rozświergotaną chmarą.
Tylko ornitolog mógł zrozumieć co brzmi w wielu ptasich językach. Albo Poeta.
Pędził szybko i poły jego płaszcza unosiły się jak szare skrzydła. Było blisko świtu i latarnie gasły jedna po drugiej, ale świecił znajomy neon.

I wtedy Anna zagrała palcami na krawędzi szklanki.
– Przestań – syknęła Długowłosa
– Nie!
Gwiazdor wybuchnął :
– Dziwki i banda brudasów. Wszędzie to samo! Tylko smród i bełkot. Sadziliście ze was polubiłem? Wariat śniący, że jest królem? Tłuściocha tak ohydna, że kupiłem szmatę by nie widzieć jej sadła? Profesor? Żaden to profesor, dawno skleroza wyżarła mu mózg hyhy , a i wy obie – tu zwrócił się do Długowłosej i Anny – tylko marzycie żeby….
– To po co tu przyszedłeś? Po co zostałeś ? – zapytał Król.
Wtedy zamilkł i wodził wokół nieprzytomnym wzrokiem.
– No dlaczego? – Ten który zawsze siedział tyłem odwrócił się
i wtedy wszyscy zobaczyli jego twarz.
Twarz Śmierci i zadrżeli.
Śmierć uśmiechnął się jednak i rzekł:
– Nie bójcie się mnie. Towarzyszę wam od zawsze i lubię ten bar.
Gwiazdor stał z opuszczonymi bezradnie ramionami a jego małpie towarzystwo odsunęło się pod ściany.
– Powiedz śmierci dlaczego, skoro pyta. – powiedział Muzyk .
Długo trwała cisza.
– Bo……. i ja jestem tu ze swoja samotnością – wykrztusił.
A wtedy otworzyły się drzwi i zaroiły się kolorowe ptaszki.
A na końcu wszedł Poeta w płaszczu zimnym od porannego wiatru.
– Zatańcz dla mnie – uśmiechnął się do Długowłosej.
– Nie. Teraz zatańczę z Tobą.
I tańczyli, a potem jedli ciasto z jabłkami upieczone przez tęgą panią. Długowłosa przygotowała specjalne drinki dla każdego z osobna. Śmierć znów zagłębił się w rozmowie z Profesorem a Dziewczyny Harleyowców jednocześnie założyły nogę na nogę. Tylko Gwiazdor stał w odosobnieniu i wtedy Anna go przytuliła.
Ptaki znowu latały pod sufitem, a niektóre siadały na głowach i stolikach i brzmiał śmiech z każdego kąta.
Długowłosa i Poeta tańczyli, tańczyli a potem poszli gdzieś, romantyczni, jak kochankowie z obrazów Chagalla.
Król uklęknął przed zarumienioną Grubaską i podał jej czerwony plastikowy kwiat, który dotąd zdobił zakurzoną gitarę bez strun wiszącą nad barem. Potem sposobem hiszpańskim posadził ją za sobą na koniu i odjechali wraz wraz z resztkami nocy.

Na koniec zostali tylko enigmatyczny Barman Śmierć i Dziennikarz Wojenny. Lubili się, chociaż nikt o tym nie wiedział.

 

Joanna Waliszewska

 

O autorce:

Jestem z zawodu  rzeźbiarką. Rzeźbię głównie zwierzęta, zazwyczaj w brązie. Pisałam dużo tekstów na temat sztuki i architektury. Poza tym opublikowałam dwie powieści SOWA W KOMINIE oraz PSZCZOŁY W ZIMIE. Jakiś czas temu hodowałam konie czystej krwi arabskiej. Jestem wdową po opozycyjnym publicyście Piotrze Skórzyńskim który w 2008 popełnił samobójstwo. Obecnie jakoś obie radzę i piszę oniryczne opowiadania.

.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments