Piotr Wojciechowski – Obiady czwartkowe (8)

Screenshot 2015-09-17 22.18.04

SUCHY PROWIANT

    Kiedy Milczące Draby zasiadły do ósmego obiadu czwartkowego przy stołach w garażu willi „Smytnia” długo panowało tam milczenie. Spoglądał drab na draba i milczał. Dopiero po dłuższej chwili zjawiły się dwie Chichotliwe Elegantki.

   – Nikogo nie ma? – zdziwiła się ruda.

   – Ja jestem – błyskawicznie ripostowała ta blond.

Milczenie wróciło jak stary bumerang, którego nie da się nigdy wyrzucić. Wtedy zjawiła się nastoletnia pomoc kuchenna w podkoszulku z napisem: JESTEM LENIWA ALE SIĘ STARAM.

    – Nie będzie dziś obiadu wyjątkowo, bo profesor Kwaśnica wezwany na Sławkowski Szczyt do akcji ratunkowej, w syćka Akademiki kajsi posły. Ale ja mam wydać suchy prowiant.

   Dziewczę uśmiechnęło się przepięknie, znikło i wróciło po chwili z wielkim koszem wiklinowym. Wyjmowało z niej arkusiki niewyraźnie zadrukowanej bibułki przebitkowej. Pachniało to sianem i myszami. 

O Bibliotece Podhalańskiej Akademii – nowe fakty.

Każdy, kto się przeprowadzał wie, jaką udręką w tej sytuacji są książki. Forma spłaszczonego prostopadłościanu i dość duża odporność na zgniatanie czyni z książki zasadniczo wygodny przedmiot przeprowadzkowy, ale pozory mylą. Książki są liczne, rozsypliwe z natury i morderczo ciężkie. Do tego książki nigdy nie chcą całkowicie zmieścić się na półkach w nowym mieszkaniu, stąd konieczność pozostawienia części książek w pudłach kartonowych. Kiedy pojawiają się nowe szafy biblioteczne, nowe półki i etażerki, pojawiają się także nowe książki, zawsze więc pozostaje jakaś pozostałość w pudełkach. Potykamy się o te pudła, daremnie usiłujemy je ukryć pod jakąś kotarą czy makatą przy sprzątaniu na uroczyste okazje. Zawsze wtedy wyjedzie ktoś z radą, aby te książki zanieść w pudłach do piwnicy. Reakcje emocjonalne na takie propozycje okazały się realnym zagrożeniem dla niejednego małżeństwa. Lepiej ugryźć się więc w język, niż występować z takim pomysłem. Tym bardziej, że pudło jest zawsze nadzieją, zawsze łudzi nas, że na jego dnie leży ta książka, której daremnie szukamy najpierw na półkach, potem u przyjaciół, w końcu w antykwariatach.

   Uklęknij więc pokornie i przegrzeb pudła do dna. Poszukiwanej książki raczej nie znajdziesz, za to znajdziesz inne, które może są dla ciebie bardziej wskazane. Czy pamiętasz te stare powieści Wacława Beranta, Georgesa Duhamela, Karola Dickensa? Posłuchaj losu, odnów przyjaźń z bohaterami powieści czytanej dziesięć czy trzydzieści lat temu, albo wgryź się w tom esejów, który zawsze wydawał ci się za trudny. 

  Kto przestanie czytać książki za trudne dla siebie, osiada na mieliźnie. Plemię nieustraszonych żeglarzy płynie dalej bez niego na podbój Archipelagu Myśli, na Morza Duchowej Przygody. Kto przestaje czytać książki przerastające go o parę pięter, ryzykuje bardzo dużo.

  Akademia zdecydowanie zaleca, aby wywleczoną z dna tekturowego pudła zbyt trudną lekturę zabrać ze sobą na wakacje. O tym, czym jest czytanie w schronisku górskim podczas deszczowej trzydniówki, wiedzą tylko luminarze z Podhalańskiej Akademii Wiedzy.

 Czytanie na leżaku ustawionym na werandzie albo w sadzie, czytanie na kocu nad wodą czy na łące, to coś zupełnie innego niż czytelnia uniwersytecka czy domowa kanapa.    O ile słuchanie muzyki elektronicznej wobec przyrody jest barbarzyństwem, o tyle książka pozostaje w głębokiej zgodzie z królestwem dzikich roślin. Muzyka elektroniczna jest przeciw wielkiej muzyce wiatru w listowiu, przeciw głosom ptaków. Ta muzyka odbiera nam chóry żab, ignoruje koncerty koników polnych i cykad. Książka milczy w sposób pełen szacunku, a czasem podejmuje ostrożny i czuły dialog przez opisy przyrody obecne w starych powieściach, przez roślinne obrazy i metafory powracające w poezji, przez podniesienie znużonych oczu znad lektury. W takiej chwili wzrok biegnie ku horyzontowi, gdzie ciemna smuga lasu styka się z nieboskłonem a jednocześnie myśl biegnie ku innym horyzontom, ku liniom spotkania nieznanego z poznanym, wspomnienia z marzeniem, najbardziej osobistego z najbardziej ogólnym.

   Książki połączone są głębokim pokrewieństwem z zielenią. Tak jak liść jest niczym innym jak płaską konstrukcją, mającą w uporządkowany sposób wystawić cząsteczki chlorofilu na działanie światła, tak stronice książki są też liśćmi jakby. Stronice książki są płaskimi konstrukcjami służącymi do wystawienia  na działanie światła rządków liter. Okładka i grzbiet książki są po to, aby trzymać kartki razem – podobnie pień, gałęzie, łodygi służą do tego głównie aby połączyć liście, nastawić je ku światłu. Tak jak promienie światła padają na cząsteczki chlorofilu i dokonują w nich tajemniczej przemiany żywiącej całą roślinę, tak promienie światła odbite od kartki, przemienione tajemniczo przez struktury tekstu wnikają w osobę czytającego i umacniają w niej życie.

   A więc i ręka człowieka trzymająca książkę staje się na chwilę gałązką, a czytający i czytana książka przemieniają się w jeden organizm.

– Ech – westchnął ciężko najbardziej brodaty z Milczących Drabów. Elegantki spojrzały na niego wyczekująco i zachichotały zazdrośnie. On chyba przeczytał, a one były w połowie tekstu.

   – Tam na polu są koszu jakieś kanapki w papierkach – odezwała się ta leniwa podkuchenna, która miała się starać. – Mogą brać, jak głodne. Żentycy kwaśnej naleję w kuchni, jak przyjdą pić.

Piotr Wojciechowski

Fot. Marcin Kęsek

O autorze:

Screenshot 2015-05-05 00.01.14

Piotr Wojciechowski (ur. 1938) – prozaik, poeta, reżyser filmowy.

 

Autor powieści:

CZASZKA W CZASZCE (1970),
WYSOKIE POKOJE (1977),
HARPUNNIK OTCHŁANI (1996),
DOCZEKAJ NOWIU (2007).
Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments