Jan Tomkowski Mój pamiętnik literacki [5]

Screenshot 2016-05-28 10.44.49

Jeśli chcecie sprawdzić moją wiarygodność, nie sięgajcie, proszę do Wikipedii ani do słowników, nawet tych najbardziej rzetelnych. Bo dla prawdziwego pisarza liczą się nie tylko książki wydane (jak dla miłych pań z działu badań naukowych mojego instytutu, zajmujących się tak zwaną „sprawozdawczością”). Również książki niewydane mają swój smaczek. A co powiemy o książkach zaginionych?

Należy do nich „Republika Literatury” – to najpiękniejszy tytuł, jaki wymyśliłem ponad trzydzieści lat temu! W sam raz pasujący do zbuntowanej prozy, nad którą wówczas pracowałem. Był rok 1982, a może 1983 i szybko zdałem sobie sprawę, że ta książka nie znajdzie uznania w oczach redaktorów państwowych wydawnictw. Myślałem zresztą, że teraz, po tym wszystkim, co się zdarzyło, może powinniśmy próbować publikacji w podziemnych oficynach, zamiast pisać licząc się z istnieniem cenzury.

Książka składała się z krótkich opowiadań, które od biedy można by uznać za reakcję na stan wojenny, choć nie było w niej pałek, zomowców, armatek wodnych, strajków ani demonstracji. Nie chciałem konkurować z prasą drugiego obiegu, opisującą bardzo dokładnie aresztowania, pobicia, represje, rewizje. Mówiłem jak zawsze głównie o sobie, wcale nie mając pewności, że moje lęki i słabości mogą kogoś zainteresować.

W połowie 1981 roku wprowadziłem się do nowego mieszkania. Przeżyłem osiem lat koszmaru, bo nie oglądając się na czołgi, ulotki, manifestacje i trwającą wojnę z narodem, moi sąsiedzi do białego rana zajmowali się wierceniem dziur w ścianach, waleniem potężnymi młotami, a w najlepszym razie słuchaniem reżimowego radia, które przecież nadawało ciągle „ładne piosenki”. Nienawidziłem ich, nie rozumiałem ich marzeń, doprowadzało mnie do szału rozumowanie, że niepodległość niepodległością, ale przecież trzeba mieć w domu „bułazerię” (zapis fonetyczny), bo „każdy chce ładnie mieszkać”. O kimś takim napisałem „Pasję”, której bohaterem był mój sąsiad zza ściany. Mieszkającą pode mną lokatorkę opisałem w opowiadaniu „Pan Radio”.

Moją ówczesną IBL-owską pracownię przedstawiłem w „Obywatelu Godocie” – wyobraziłem sobie mojego szefa i jego kochankę, a także wyjątkowo dokuczliwego kolegę z pracy. Gdyby wszystkich wezwano nagle na ćwiczenia wojskowe – jak by się zachowali w tej sytuacji? Skandalizującą historię wydrukował Alek Rybczyński na łamach „Listu Oceanicznego” – jest to zatem utwór w Polsce praktycznie niedostępny.

Miałem powody, by podejrzewać jednego z moich kolegów o współpracę z tajnymi służbami – jego niewiarygodne sukcesy mimo mizernej wiedzy i braku talentu skłaniać musiały do czujności. Akcja opowiadania „Aktor” toczyła się w wyimaginowanej scenerii, jednak dziś, kiedy ujawnia się już powszechnie dokumenty z zasobów Instytutu Pamięci Narodowej, widać jasno, na jaką skalę prowadzona była inwigilacja środowisk twórczych, zwłaszcza wśród literatów i filmowców.

Kiedy mówiłem o swoich obawach ówczesnym przyjaciołom, kwitowali to banałem o „spiskowej teorii dziejów”, po latach okazywało się nagle, że sami udzielali chętnie wyjaśnień i wcale nie zmuszano ich do ujawniania kłopotliwych sekretów biciem czy głodówką. W mojej prozie roiło się od tajniaków, obrzęd ubeckiej „inicjacji” stawał się jednym z najważniejszych tematów. Próbowałem rozgryźć osobowość „tajnego współpracownika” (wtedy jeszcze nie posługiwano się tym określeniem zbyt powszechnie w kręgach opozycyjnych – słowo „kapuś” całkowicie nam wystarczało). Myślałem, że najważniejszy jest strach, nie przypuszczałem nawet, że wielu donosicieli podejmowało współpracę z innych, znacznie bardziej prozaicznych powodów, takich jak kariera, ocalenie prawa jazdy, paszport, stypendium zagraniczne, awans w pracy.

Zdawało mi się, że zdemaskowany szpicel powinien sam wymierzyć sobie sprawiedliwość i że samobójstwo to jedyne honorowe rozwiązanie. Nie miałem pojęcia, że nadejdą czasy, gdy ujawniać się będzie masowo nazwiska tajnych współpracowników, a nawet treść ich donosów i co? I nic. Nie słyszałem o żadnym przypadku targnięcia się na własne życie – niektórzy nawet udzielają wywiadów i prostodusznie zapewniają, że choć donosili, to przecież nikomu nie mogli zaszkodzić.

Dwa opowiadania brzmiały jak przestroga – „Papier”. który ukazał się jednak w „Wezwaniu” czy „Kulturze Niezależnej” mówił o wyimaginowanej dyktaturze, która zabroniła obywatelom posiadania papieru. Kolejnymi rozporządzeniami zakazywano sprzedaży zeszytów, książek, tektury, bibuły, a nawet biletów tramwajowych. Bohaterem był pisarz, który – podobnie jak Jaromir Hladik z noweli Borgesa „Tajemny cud” – nie interesuje się wprawdzie polityką, ale odczuwa przymus pisania i ukończenia tworzonego akurat dzieła. Ostatni rozdział pisał już na ścianach i wówczas odkryto jego „zbrodnię”.

Mało optymistycznie przedstawiała się również historia bohatera tytułowej „Republiki Literatury”, mieszkańca jakiegoś wyimaginowanego państwa. Odmawiając swego poparcia reżimowi, wyrusza w góry, gdzie działają oddziały rebeliantów. Postanawia działać, może nawet walczyć. Wierzy, że jego pióro może na coś się przydać.

Tuż po opuszczeniu pociągu zostaje aresztowany przez powstańczy patrol. Jest deszczowa noc i rozstrzelają go dopiero nad ranem. Ma czas na rozmowę z oficerem, który pełni rolę komisarza. „Tu mało kto potrafi czytać”, wyjaśnia cynicznie zmęczony bojownik. „Oczywiście, być może jest pan niewinny, ale przecież nie mamy możliwości, by to sprawdzić. A zresztą kto tłukłby się do nas ze stolicy. Musimy wybierać wariant najbardziej prawdopodobny”.

Może były w tym zaginionym opowiadaniu jakieś złe przeczucia, które wkrótce miały się sprawdzić. Wkrótce i trochę później.

Janusz Maciejewski, któremu przekazałem maszynopis, powiedział trochę zrezygnowany, że wartość literacka mojej prozy to być może ostatnia rzecz, jaka będzie rozpatrywana przez podziemnego wydawcę.

A jakiś czas potem zakomunikował, że książka zaginęła i w ogóle nie wiadomo, gdzie jest.

– Chyba masz kopię – zapytał z nadzieją.

– Częściowo – odpowiedziałem, zastanawiając się, czy kiedykolwiek odtworzę pierwotny kształt „Republiki  Literatury”.

Nie udało się.

.

Jan Tomkowski

.

O autorze:

Screenshot 2015-03-21 15.32.13

Jan Tomkowski  (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments