Grzegorz Zientecki – Dziennik [lipiec]

Warszawa,
4 lipca 2020

Pandemie, wojny, tsunami wszystkie te globalne plagi i traumy, to tylko drobne korekty demiurgów.

Świat mnie nie rozczarował. Przeciwnie, świat mnie zauroczył. Ale zjawiska, które teraz dzieją się w świecie są koszmarne. Jakbym opuszczał się w ciasnej batysferze na dno oceanu, a przez niewielki iluminator oglądał coraz to bardziej monstrualne stworzenia.

Nie tylko pieniądz. Czas też jest wynalazkiem szatana.

Pełnia księżyca
Zapach kaprifolium
Co bardziej niewyrażalne ?

Na ściernisku
Długi cień chmury
Dłuższy tylko mój rachunek sumienia

W zwierciadle kropli
Odbicie mojego ego
Nareszcie właściwych rozmiarów

.

Warszawa,
5 lipca 2020

Bardziej powinna nas przerażać nie tyle bezludność wszechświata, co jego bezcywilizacyjność.

Piękno, które jest samym tylko pożądaniem, przestaje być pięknem.

Pisać uniwersalnie. Ba, ale na to przecież potrzeba mocy całego uniwersum!

Wolę opisywać chmury niż ludzi. Przynajmniej nie będą mogły się obrazić.

W kwietniu 1938 roku w swoim Notatniku, Albert Camus( 1913-1960), zapisał: „ Notować c o d z i e n n i e w tym zeszycie: za dwa lata napisać d z i e ł o”.
Mogę mu tylko odpowiedzieć w swoim imieniu: Notować codziennie w tym zeszycie. Po dwudziestu latach stwierdzić bezpłodność.

Brzydocie można współczuć. Ale nad pięknem można tylko rozpaczać.

Pamiętaj, że jak ty obrażasz się na świat, tak jedna z twoich komórek może obrazić się na ciebie. I będziesz miał problem.

Horyzont wspomnień. Poza nim jest już tylko żarłocznie absorbująca wszystko noc.

W swoim życiu mogłem zobaczyć tylko tyle i tyle krajów, mogłem podziwiać tylko tyle i tyle pełni księżyca, mogłem wzruszać się najpiękniejszą muzyką tyle i tyle razy, mogłem przeczytać tyle i tyle książek, mogłem napisać tyle i tyle zdań. To też są Prawa Wielkich Liczb.

NOTES PODRÓŻNY

Delfiny w zatoce Akaba. Dionizyjskość pejzażu. Surowość Proroka.

Rodos. Kot śpiący pod Zamkiem Krzyżowców. Sjesta historii.

Tatuaż koranicznych sur marrakeskiej medresy. Jak wiele człowiek chciałby powiedzieć o Bogu. I jak niewiele o Nim wie.

Manila. Parna noc. Na ulicach tysiące śpiących ciał. Oddechy wzbijające się ku Drodze Mlecznej.

Pekin. Mumia Mao. Bezkrwistość oprawcy.

Kyong-Ju. Drobny żwir obok świątyni Pulguk –Sa. Spowiedź stóp.

Colombo. Siąpiący deszcz. W stawie świątyni Simamalaka kręgi mikronirwany.

Goreme. Księżycowy krajobraz, winnice Kapadocji. Baśnie z wiatru i tufu.

.

Warszawa,
10 lipca 2020

Nasze biografie przypominają mandale. Też składają się z drobin, które po żmudnym procesie tworzą niepowtarzalny, bajeczny wzór. Ale w końcu i tak idą one w rozsypkę.

Świat dopóty nie zazna spokoju, dopóty ludziom wciąż będzie bliżej do demonów niż do bóstw.

Kłamstwo ma krótkie nogi, a mimo to biegnie szybciej od prawdy.

Ludzie podobnie jak księżyc nie powinni przez grzeczność pokazywać swojego drugiego oblicza.

Dźwięk jadącego na sygnale ambulansu, przypomina głos opętanego ptaka. W naszym życiu pełno jest takich szalonych imitacji.

Zastanawiające, że mimo upływu czasu, tak dobrze pamiętam te twarze sprzed ponad ćwierć wieku. Choćby ta, wychudzonego buddyjskiego mnicha z singapurskiej świątyni Thian Hock Keng. Siedział w głębokim półmroku wśród mgły tlących się trociczek, a jego twarz pełna falistych niczym dno jeziora zmarszczek, wyrażała spokojną rezygnację. W całej tej scenie była jakaś metafizyczna korelacja: między dopalaniem się tej spiralnej trociczki a wygasaniem jego życia.
Inna twarz: twarz starego, dumnego Hindusa w Port Kelang. Siedział w pewnej spelunce z godnością maharadży, niczym żywcem wyjęty z eposu Mahabharaty, z niezwykłą brodą w kolorze i refleksach himalajskiego śniegu.
I jeszcze ta: młodziutkiej, tajwańskiej dziewczyny, która jako pierwsza o świcie była w świątyni. Jej ciemne poważne oczy zza wielkich okularów zdawały się z siłą dogmatu, ale zarazem i z wzruszającą łagodnością mówić: wiem o tobie wszystko.

.

Warszawa,
12 lipca 2020

Gdyby Budda nie zatrzymał się na teorii cierpienia, Chrystus nie mógłby się pojawić. Chrystus bowiem kończy to, czego nie skończył Budda. I jednocześnie miłosiernie otwiera na całą szerokość to, co Budda jedynie człowiekowi uchylił.

Bardziej jeszcze niż uśmiech człowieka ze świata zwierząt wyróżnia rozpacz.

Dwie wojny przeorały Europę. Trzecia, ideologiczna, właśnie ją dotyka.

Mur Chińskie jest także nie do końca jeszcze wyjaśnionym zjawiskiem psychologicznym. Wielki Mur Chiński wciąż czeka jeszcze na swojego Freuda.

Dogmatyczne niemal stwierdzenie Camusa: „ Jeśli nasz język nie ma sensu, nic nie ma sensu”. Powołuje się też na Brice Paraina (1897-1971), który „uważał problem języka za metafizyczny, a nie za społeczny i psychologiczny”.

Dzisiejsze wybory prezydenta, to nie tylko kwestia polityki. To wybór moralny.

Nocna wachta
Maszty żonglują gwiazdami
Wielki Sztukmistrz jest wśród nas

Rozkrzewił się złociście
Wiciokrzew
W testamencie wieczornego zapachu

Porcelanowe żagle
Tak przez miliony lat
I mój ogród żeglują ślimaki

.

Warszawa,
14 lipca 2020

O 2% wybory prezydenckie wygrywa Andrzej Duda. To 2% wielkiej szansy, którą Polska musi maksymalnie wykorzystać.

Fałszem jest stwierdzenie, że zapiski to próba pogodzenia się ze światem. Prawdą zaś, że jest to próba pogodzenia się ze sobą.

Nie zbudowałem domu. Napisałem za to kilka bezdomnych wierszy. Mimo wszystko, pustka jest też bilansem.

Dali ma rację, że czas jest plastyczny. Wystarczy spojrzeć na jego rozlewające się, niczym wbijane na patelnie jaja, zegary. Ale mimo tego całego pozornego rozleniwienia, czas jest najokrutniejszym dyktatorem.

.

Warszawa,
18 lipca 2020

Literatura w swoim układzie przypomina Zakazane Miasto. Pomiędzy nieskończoną amfiladycznością pałaców nic, tylko próżność. Pomiędzy nieskończoną ilością stronic, też tylko i wyłącznie pustka.

Swój język powinno się przez dwa zapominać, a w trzecim dniu go wskrzeszać.

Żyjemy nie tylko na prowincji galaktyki, żyjemy też na prowincji czasu.

Słowa mają wprawdzie swoją moc, ale bliżej im do bezsilności ludzi.

„ Sława. Dana jest wam przez miernych i dzielicie ją z miernymi, albo z łajdakami”.
( Albert Camus)

Bóg na urlopie. Dlaczego Bóg nie miałby wziąć sobie urlopu? Może wówczas błogie lenistwo Stwórcy udzieliłoby się całemu wszechświatowi?

Obłoki niczym marmurowe popiersia i jak marmurowe popiersia bez szansy na wskrzeszenie.

Wspomnienie sprzed dwóch lat, kiedy razem z żoną polecieliśmy do Szanghaju. Stamtąd zrobiliśmy wypad do oddalonego o sto kilometrów Suzhou. W tym mieście urzekły nas ogrody dawnych poetów, zwiewne pawilony, z których można było podziwiać różne fragmenty pejzażu by potem w zaciszu literackiego gabinetu przelać swoje doznania na długi zwój papieru. Zauroczyły też spokojne stawy z kwitnącymi lotosami i fantastyczne porowate skały o kuriozalnych formach.
Ten wyrafinowany styl życia bezpowrotnie przeminął. Ale choćby w Ogrodzie Mistrza Sieci czuło się pewien genius loci. Wspomina też o nim, nieżyjąca już poetka, Ewa Tomaszewska w swojej książce „ Zwoje podróżne”. Pisze, że chińscy poeci uważali, że „witalny ogród, podobnie jak malarstwo i poezja, powinie wzmacniać siły życiowe”.

Pawilon starej herbaciarni
Kwiaty lotosu dziwaczny ideogram
Mojego cienia na ścieżce

Leżeć i odbijać w sobie niebo
To wystarcza
Oczku wodnemu

Obserwuję
Raźny przemarsz znaków przez zwój
Chiński kaligraf wskrzesza armię poetów

.

Warszawa,
19 lipca 2020

Ogrody dla chińskich poetów były swoistym mikrokosmosem. Odzwierciedlały zarówno ład wszechświata, jak i ład duszy. To było zjawisko w skali całego świata zupełnie wyjątkowe. Dopiero później zostało przejęte przez kulturę Japonii. Wyciszenie i kontemplacja, które można było znaleźć w ogrodach, sprzyjały warunkom rozwoju twórczości. Ich właściciele podziwiali nie tylko wizualne piękno, ale też chłonęli zapachy i dźwięki, choćby kropli deszczu uderzających w dach pawilonu lub w liście bananowców.
Poezja, która z tych doznań się rodziła, do dziś stanowi niedościgły wzorzec. Chiński twórca utożsamiał się bowiem z sosną, utożsamiał się ze strumieniem, z obłokiem, czy z górą. I wtedy, to nie była już zwykła sosna, stawała się sosną Wang-Weia. Strumień stawał się strumieniem Po-Czu –I, obłok, obłokiem Tu- Fu, a góra, górą Li-Po. Krajobraz zyskiwał ludzki, a zarazem artystyczny wymiar.

Tak jak encefalograf zapisuje fale mózgu, tak dziennik jest już prawdziwym sejsmografem rejestrującym trzęsienia ziemi, zabójcze impakty czy apokaliptyczne tsunami piszącego.

Bardziej niż życiu społeczeństw, rewolucje zagrażają sztuce.

Fizykalne piękno kobiety, a piękno jej wizerunku na płótnie. Czy są tym samym? Piękno a pożądanie. Piękno a czystość. W naszym świecie możemy jedynie zbliżyć się do piękna. Tym, którym się to udaje, są zarówno wybrańcami jak i przeklętymi. Nie mogę bowiem już przesunąć granicy.

W tych ostatnich wyborach prezydenckich „coś” przeważyło szalę na stronę dobra. Nie waham się tu napisać, że był to czynnik metafizyczny.

Krakanie wrony
Jakby nakręcała stary drewniany zegar
Czas nosi pióra upiora

.

Warszawa,
22 lipca 2020

Wczoraj, wraz z żoną na Lubelszczyźnie. Odwiedzamy Końskowolę ( tak zwane zagłębie różane), gdzie kupujemy do naszego ogródka odmiany Ascot, o upajającym piwoniowym zapachu i Maxim. Później jedziemy do Nałęczowa. Droga niezwykle malownicza. Łagodne wzgórza Wyżyny Lubelskiej zadziwiają zarówno malowniczością jak i płodnością. Jak okiem sięgnąć ciągną się uprawy zbóż (teraz już złocistych), kukurydzy, chmielu, bobu. Do tego plantacje porzeczek, agrestu, malin i truskawek oraz sady czereśniowe i wiśniowe. Na drzewkach wiszą też ciężkie, ciemne z połyskiem inkaustu, śliwy (może to ta odmiana rana cacańska- cóż za nazwa!, którą widziałem na lubelskim targu). Na trasie cały czas towarzyszy nam błękitne niebo i białe obłoki, jak na obrazach Ferdynanda Ruszczyca.
W Nałęczowie odwiedzamy starą willę „Pod Matką Boską”, gdzie obecnie mieści się pensjonat „Ewelina”. Ile razy jesteśmy w tym miasteczku zawsze tu wpadamy. To piękny, zabytkowy budynek z 1882 roku. W latach 1900-1901 mieszkał tu i tworzył Bolesław Prus, a zdaje się, że wpadał tu i Miłosz. To, co zwraca uwagę, że w kawiarni położonej w pięknym parku (jest nawet pluszcząca kamienna fontanna), dominują starsi ludzie. Zauważa się pewną dystynkcję ich zachowania. Ruchy rozmówców są powolne. Rozmowa nie jest tu zwykłą wymianą zdań, raczej spokojną muzyką. Podziwiam w parku ogromną, siedmio – , może ośmiopiętrową lipę. Z godnością, właściwą drzewom, strzeże niepowtarzalnej atmosfery dawnego kurortu.

Na początku było Słowo? Nie, chyba raczej marzenie. Albo Genialny Projekt.

Ludzkość powinna napisać Historię zwierząt. Później zaś Historię roślin, wreszcie Historię minerałów. Może w ten sposób udałoby się jej oczyścić?

Świat liczy sobie więcej lat niż myślisz. Bóg zaś ma mniej lat niż na to wygląda. Jak to pogodzić?

Żadnej myśli nie wolno pozostawiać na pastwę chaosu i nicości.

Jeśli wspomina się o aforystyce polskiej najczęściej pojawia się nazwisko Leca. Nie słyszałem, aby ktoś wymieniał wtedy Aleksandra Świętochowskiego (1849-1938). A przecież jakże wielki to był geniusz, już choćby tym aforyzmem godny uwiecznienia: „ Gdyby ludzie żyli dwukrotnie i zmartwychwstali z pamięcią o swoim pierwszym bycie, w drugim byliby przeważnie sceptykami”.
( 1896)

Patrzyłem na tych starych, szczęśliwych ludzi z pensjonatu „Ewelina”, jak potrafili obdarowywać się nawzajem swoim największym bogactwem: wolnym czasem.

Poeta jest atakowany przez zbyt wiele głosów. Jego jedynym zadaniem jest rozpoznać ten właściwy.

Szafranowe liliowce
Czy
Mnisi w kwiatach?

.

Warszawa,
23 lipca 2020

Zaczynam nowy zeszyt (już 46) moich zapisków, które prowadzę od 2000 roku. Miłosz, Czapski mieli ich na koncie ponad setkę. Czego bym sobie życzył aby w nim się znalazło? Będę zuchwały jak Salomon: mądrości.

Człowieka budują relacje z innymi ludźmi. Ale równie ważny jest stosunek człowieka do czasu. Czy nie przecieka mu nie tyle przez palce, ile przez głowę.

Sztuka nie miała wpływu na zbrodniarzy. Nawet w obozach koncentracyjnych słuchali Bacha, Mozarta czy Schuberta. Czytali, bezpośrednio po masowych egzekucjach, Goethego, Hoelderlina i Heinego. Stalin podobno pisywał wiersze. Religia też nie miała wpływu na zbrodniarzy. Na sprzączkach wojskowych pasów mieli przecież wypisane: Gott mit uns. Jedyne co na nich miało wpływ to zło. Wiernie służyli Księciu Tego Świata.
A jednak wierzę, że były przypadki odmowy wykonania bestialskiego rozkazu, czy to pod wpływem przypomnianej sobie z dzieciństwa modlitwy, czy może jakiegoś wersu ulubionego poety.

Co bardziej przerażało Syzyfa: ciężar głazu. Czy odległość na szczyt?

W Angkor Vat natura zdetronizowała sztukę.

Nie karm gwiazd swoją samotnością.

.

Warszawa,
24 lipca 2020

Dziennik będzie sprawiedliwy, jeżeli niczego do niego już nie dodasz. Możesz mu za to zawsze coś ująć.

Tylko te podróże mają dla mnie wartość, w których poniesiony wysiłek intelektualny przewyższa ten fizyczny. Podróż powinno się bowiem odczuwać nie tylko każdym mięśniem, ścięgnem, każdym porem skóry, ale także każdym neuronem.

„ Bodhiczitta (pojęcie z sanskrytu): myśl, z której kiełkuje Oświecenie”.
( Tucci, przytaczam za Thomasem Mertnonem -1915-1968
z jego „Dziennika Azjatyckiego”)

Starożytność była świtem ludzkości. Jaka szkoda, że ten świt nie mógł trwać wiecznie.

Najwspanialsze co mogło mi się przytrafić, że rozmawiałem z mrówkami i z kamieniami, że rozmawiałem z falami i z gwiazdami, że rozmawiałem z Bogiem, Którego nie widziałem, a Który, jestem tego pewien, mnie wysłuchiwał.

Tradycja może być ogromną, pozytywną siłą inercji, powstrzymującą nasz postęp ku zagładzie.

Upojenie pismem.

Genialne w swojej prostocie stwierdzenie Miłosza ( przytaczam za Julią Hartwig -1921-2017, „ Trzecie Błyski”): „ Jaki jesteś, tak i widzisz”.

Pamięć- ta szalupa, która nie tylko człowieka, ale i całe narody ocala.

Tyle myśli ile gwiazd. Ale więcej czerni jest w człowieku.

Wiele niestety jest prawdy w Mickiewiczowskim twierdzeniu, że Polska jest Chrystusem narodów. Dla Polski bowiem, Rosja i Niemcy to dwie belki krzyża, a bywa, że jeszcze i przez własny naród jest opluwana i lżona.

Wśród traw
Gemma ametystowego irysa
Rozpacz pióra przed takim pięknem !

W altanie
Sploty wisterii
Czyżby naśladowały pląs ręki kaligrafa ?

W lipcowym upale
Śnieżystość lilii
Czy chłód umysłu?

.

Warszawa,
25 lipca 2020

Zawsze zastanawiało mnie, ilekroć przybijaliśmy do jakiegoś portu, że tak niewielu członków załogi było zainteresowanych poznaniem danego miejsca. W olbrzymiej większości ludzie ci robili najprostsze zakupy lub przesiadywali w barze. Żadnej ciekawości wobec historii, kultury. Ludzi tam mieszkających. Nie jest to oskarżenie, raczej smutna konstatacja.

Parny, tropikalny wieczór w Porbandar. Pod świątynią na długich stołach setki, może nawet tysiące glinianych figurek Ganeszy. Przejmująca, wibrująca muzyka viny i sitaru. Niebo za chwilę zmieni się w inkrustowaną gwiazdami Mahabharatę . Otaczają mnie ciemne, niemal jednakowe twarze wyznawców hinduizmu. Tylko ich oczy gorejące blaskiem, jakby były podłączone do jakiegoś innego niż ludzkie, źródła zasilania. Przemierzam stragany z tą niemal seryjną produkcją figurek pół-człowieka, pół słonia, zastanawiając się jak zmienił się świat, gdzie to nie Bóg, lecz człowiek lepi Boga z gliny.

Obserwuję z jaką dokładnością trzmiele dolatują do strzelistych, smukłych kwiatów liatry. Robią to tak precyzyjnie jak nasze orbitalne statki dokujące do stacji kosmicznej.

Bardziej zgubne jest to, co kryje się za horyzontem zwierzeń, niż za horyzontem zdarzeń.

W wieku 98 lat zmarł Bernard Ładysz. Wybitny śpiewak operowy, który jako jedyny Polak zaśpiewał w duecie z legendarną Marią Callas. Pamiętam jego niepowtarzalny, głęboki bas jak śpiewał arię z opery „Straszny Dwór” , Moniuszki. Jak wspaniale przeciągał: „ Zaaażyj taaabaaaki”.

.

Warszawa,
26 lipca 2020

Żyć dla stu tysięcy słów, a nie żyć choćby dla jednego tylko człowieka zawsze pozostanie zbrodnią.

Coraz bardziej pory roku stają się dla mnie bezcennymi klejnotami. A w coraz mniejszym stopniu j e d y n i e porządkiem natury.

Człowiek nigdy nie powinien myśleć za Boga.

W południe, światło w altanie drży radosną kokieterią, jak u Gierymskiego.

Sny nie mogą być nowiną, ale zawsze powinny być proroctwem.

Sztuka, kiedy tylko znajdzie do ciebie drzwi, będzie też odtąd wdzierała się i oknem.

Kwiaty, które usychają przypominają spreparowane, miniaturowe główki peruwiańskich Indian.

„ Pasąca się owca jest obojętna na górę,
ale nie muchy”.
(Jane Hirshfield, ur. poetka amerykańska, wiersz „Prace i miłości” )

Z Księgi Liczb:
„ Z powodu pandemii przez dwa miesiące nie używano ok. 18 tys. samolotów, czyli 65% całej światowej floty lotniczej.”
( „Gość Niedzielny” z 26 lipca 2020)

.

Warszawa,
27 lipca 2020

„…Ludzie, którzy nie czynią żadnego wysiłku umysłowego, nawet jeśli przebywają w górskich pustelniach, są jak zwierzęta hibernujące w norach: gromadzą jedynie przyczyny, dla których zstępuje się do piekieł…”.
(tybetańskie porzekadło , cytowane przez dalajlamę, za Thomasem Mertonem, „Dziennik azjatycki”)
Historia-te grymasy dat.

Nieśmiertelność dzięki sztuce to pewien rodzaj korupcji.

.

Warszawa,
29 lipca 2020

Wczoraj z żoną zrobiliśmy wypad do Puszczykowa. Tu znajduje się przedwojenna willa, w której mieszkał i tworzył Arkady Fiedler (1894-1985).
Zawsze kiedy odwiedzam dom jakiegoś pisarza, próbuję sobie uzmysłowić jaki wpływ na jego twórczość miało dane miejsce. Puszczykowo z pewnością jest lokalizacją sprzyjającą nawiązaniu bliskiego kontaktu z naturą. Położone praktycznie w lasach, gdzie dosłownie na wyciągnięcie ręki rosną wspaniałe dęby rogalińskie, tak drogie Fiedlerowi, gdzie Warta toczy swój nurt, stwarza warunki dla pisarza wprost wymarzone.
Dom pisarza, to nagromadzone na małej przestrzeni (tylko parter willi) liczne egzotyczne artefakty. To nagłe przeniesienie w świat barwnych motyli, tukanów, niesamowitych owadów i afrykańskich kultowych masek i rzeźb. To oszałamiające przyrodniczo-etnograficzne szaleństwo ! Nie muszę tutaj dodawać, że pod wpływem tych wspaniałości i moje gorące z dalekich podróży odżyły wspomnienia.
Ten pisarz był prawdziwym fenomenem, nie tylko w skali krajowej, ale i światowej. Jego 32 tytuły książek, przetłumaczone bodaj na 23 języki, rozeszły się w ponad dziesięcio milionowym nakładzie! Legendą zaczął obrastać już przed wojną, a później dzięki swoistemu urokowi i pewnym dyplomatycznym grom, udało mu się zjednać władze komunistyczne. Dzięki temu mógł nadal podróżować, i co ważne wydawać swoje książki. A były one porywające! Pamiętam jak ojciec kupował mi pod choinkę te ekscytujące tytuły: „ Zwierzęta z lasu dziewiczego”, „ Orinoko”, czy „ Piękna, straszna Amazonia”. Otwierał się wtedy przede mną świat (na razie tylko marzeń). Nie mogłem wtedy przypuszczać, że podobnie jak Fiedlerowi, też dane będzie mi zobaczyć cudowną Tahiti, Afrykę Zachodnią, Azję i obie Ameryki (choć z Południowej, jedynie fascynujące, tajemnicze Peru).
Tak się złożyło, że przed wyjazdem do Puszczykowa czytałem wspaniałą biografię pisarza, „ Fiedler- Głód świata”, autorstwa Piotra Bojarskiego. Przytaczam z niej próbkę humoru pisarza: „ Gdy w trakcie wieczoru autorskiego jedna z czytelniczek pyta go o zakątek, do którego jeszcze nie dotarł, odpowiada bez namysłu: – Moja mogiła”.
Co wywarło na mnie największe wrażenie? Chyba nie tyle te wszystkie wspaniałe, przebogate zbiory, co imponująca gablota biblioteczna, a w niej bajecznie kolorowe, niczym skrzydła amazońskich motyli skrzydełka okładek Fiedlerowskich książek.

 

Grzegorz Zientecki

.

O autorze:

Grzegorz Zientecki – ur.1962 w Lublinie. Absolwent Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni. Na statkach Polskich Linii Oceanicznych odbył wiele podróży, m.in. trzy rejsy dookoła świata na m/s „Profesor Mierzejewski” i m/s „Profesor Rylke”. Następnie został zatrudniony na statkach Chińsko-Polskiego Towarzystwa Okrętowego „ Chipolbrok”, dzięki czemu mógł podróżować dalekowschodnim szlakiem Conrada, zwiedzając m.in. Singapur, Hong Kong, Bangkok, Dżakartę i porty Chin. Te liczne podróże stały się inspiracją jego twórczości, w szczególności utworów haiku i aforyzmów. Dotychczas w krakowskim wydawnictwie Miniatura wydał następujące pozycje:
Tomiki haiku:
• Wiersze Podróżne- 2010r.
• Popiół i rosa -2012r
• Zoom Sindbada- 2012r -tom wierszy
• Pory zmroku- 2012
• Mile i wersy- 2013 r.
• Milion powodów do oświecenia-2015 r
• Urodzaj na nieobecność-2015 r.
• Nefrytowa ważka-2017 r.

Oraz następujące tomiki aforyzmów:
• Szlifierz Oka -2012r.
• Wspomnik-2013 r.
• Amneznik -2013 r .
• Wycisznik -2014 r.
• Resetnik-2015 r.
• Minutnik-2016r.
• Z 1001 nocy na oceanie – 2019 r.

W 2015r. Grzegorz Zientecki otrzymał jedno z wyróżnień literackiej nagrody Naji Naamans w Libanie w dziedzinie aforystyki. Od 2016r. członek Polskiego Stowarzyszenia Haiku.
W sferze zainteresowań Grzegorza Zienteckiego oprócz literatury znajduje się także historia, sztuka,reportaż, astronomia, natura /jest kolekcjonerem egzotycznych muszli/.

.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments