Grzegorz Kozyra – Moje stare płyty (3) Steve Hackett

Steve Hackett poszedł, jak wiadomo, swoją drogą, odchodząc z Genesis, podobnie jak wcześniej Peter Gabriel. Wyobraźnia muzyczna, świetne gitarowe rzemiosło, a szczególnie umiejętność pisania ładnych melodii sprawiły, że stworzył jeszcze przed odejściem pierwszą płytę solową Voyage Of Acolyte, której 40. lat po jej powstaniu słucha się ciągle z wypiekami na twarzy. Dlaczego? Przecież wcale nie jest prosta, zawiera wiele fragmentów trudnych, przypominających eksperymenty Roberta Frippa czy Van der Graaf Generator. Oczywiście, większość utworów z tej 40-minutowej suity to typowy progresywny rock, symfoniczne granie wzorowane na takich zespołach jak King Crimson czy Genesis. Jest jednak jeszcze jeden atut tej płyty, którego nie można przeoczyć. To duch, koloryt, aura muzycznej pasji rozpisanej na głosy instrumentów i wokalistów.

Części tej długiej i porywającej suity układają się w całość za sprawą tematu… akolity, który podróżuje po świecie Tarota. Znawcy tej gry wiedzą doskonale, że akolita  (z gr. akólouthos)  jako ten idący za kimś, towarzyszący komuś, pojawia się na karcie Arcykapłana w postawie służebnej. Ale z drugiej strony w katolicyzmie akolita, z racji swojej posługi, ma pierwszeństwo przed innymi świeckimi w wypełnianiu szeregu funkcji podczas Mszy św. Jest więc blisko serca chrześcijańskiego misterium, które dokonuje się na ołtarzu ofiarnym.

Pierwszy utwór Ace of Wands (As Buław) wyraża, tak jak karta w Tarocie, dobry początek, optymizm; i taki jest ten utwór, rzewny z dużą ilością elektronicznych pasaży melotronowych i dźwięków gitary akustycznej. Hands of the Priestess 1 (Ręce Kapłanki) rozpoczynają charakterystyczne dzwonki, gitara i melotron, a po chwili zaczarowany flet przenosi nas w magiczny świat ceremonii. Utwór jest spokojny, melancholijny, można by powiedzieć, że statyczny w tym kolorycie melodii z różnych tarotowych światów.

Tower Struck Down (Trafiona Wieża) przypomina bitewny zgiełk. Ostry bas na zmianę z gitarą, instrumentami elektronicznymi i perkusyjnymi próbuje nas oszołomić, a głosy krzyczących ludzi wskazują na radość po wygraniu bitwy. Druga część Rąk Kapłanki to kilka dosłownie dźwięków gitary akustycznej powiązanych z patetycznymi fletem oraz z powtórzonym motywem przewijającym się w części pierwszej.

The Hermit (Eremita), fragment liryczny o pięknej wymowie: I później weźmie Twoją rękę/Nie opuści Cię/Wiedząc kim jesteś, dookreśla charakter całej płyty. Mamy wrażenie, że znaleźliśmy się w świecie nie tylko tajemniczym, ale także pełnym nieznanych nam obrzędów. Wyróżniają się obój, rożek angielski oraz wiolonczela. Pustelnik eremita zna doskonale Twoje serce, może dlatego, że przed nim je otworzyłeś.

Star of Sirius (Gwiazda Syriusz), najpiękniejsza część na płycie – liryczna, nastrojowa, romantyczna z uroczystym dźwiękiem melotronu i kilkakrotnie powtarzanym przez Phila Collinsa refrenem: He who knows love knows who you are, kończy się wspaniałą improwizacją gitarową. Melodię łatwo zapamiętać, bo jest prosta i pozostaje w naszym sercu nie tylko na pięć czy dziesięć minut. A składa się raptem z trzech dźwięków: h, d oraz e ułożonych w prostą oktawę h d e h h d h h. Czy nie łatwe do zapamiętania?

The Lovers (Kochankowie), część instrumentalna, to nade wszystko delikatna, „miękka” gra lidera na gitarze akustycznej, jakby symbolizująca pierwsze miłosne spotkanie. Utwór zamykają eksperymenty elektroniczne – to chyba powiew kłopotów sercowych, a może ostatniego intymnego zbliżenia.

Shadow of the Hierophant (Cień Arcykapłana) rozpoczyna się majestatycznie i wzniośle. Po chwili słyszymy niebiański głos kobiety (arcykapłanki?), która ukazuje nam świat kolorowy, przejrzysty i czysty. Mistykę spotkania akolity z arcykapłanką podkreślają tony fletu, który gra ponownie melodię przewodnią całego cyklu. Akolita już wie, że to, co widział i czego doświadczył, miało na celu poznanie samego siebie. Ostatnie melodyjne pasaże prowadzą już ku czemuś wyższemu. Rozlegają się dzwonki, gitarowe akordy, melotron i „ciężkie” bębny. Jeszcze raz zostajemy zabrani wraz z akolitą w podróż bez końca, w której miłość odgrywa niepoślednią rolę.

Grzegorz Kozyra

 

O autorze:

Grzegorz Kozyra: eseista, poeta, dziennikarz. Autor czterech tomów eseistycznych: W CZASIE NIEDOKOŃCZONYM (2005), DUCH SŁOWIAŃSKI (2009), CIEŃ I MAGNOLIE (2013), PODRÓŻE Z ORFEUSZEM (2016), MÓJ JAZZ (2017), Pieśni dla Żywych i Umarłych (2018), Godziny z Polihymnią (2018)

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments