Jan Tomkowski – Mój pamiętnik literacki [17]

Dzieje MYSLI

Odniosłem sukces, ale raczej nie zarobiłem dużych pieniędzy. Wcale mnie to nie zdziwiło. Nie byłem też rozczarowany. Zatykałem uszy, gdy doradzano mi negocjowanie niekorzystnych umów, konsultacje z prawnikami i sądowe pozwy. Nie chciałem żadnych procesów.
Chciałem pisać kolejne książki – duże, kolorowe, oczekiwane przez czytelników.
Wyobraziłem sobie „Literaturę polską” jako centrum, wciąż poszerzane, dopełniane i aktualizowane. A obok „Literatury polskiej” inne, równie potrzebne pozycje: „Literatura powszechna”, „Historia sztuki”, może „Historia Polski”?
Wybór padł na zupełnie inną pozycję.
U schyłku ubiegłego wieku ludzie zajmujący się literaturą czytali bez przymusu także książki z dziedziny filozofii, psychologii, socjologii, a po wyborze Jana Pawła II na papieża – nawet z zakresu teologii. Każda z tych dziedzin miała oczywiście swoich historyków, ustalających kanon dzieł klasycznych, miała także swoje mody. Zakładano jednak, że jeśli ktoś poświęca się filozofii, to psychologią czy antropologią kulturalną zajmować się będzie już tylko okazjonalnie, po amatorsku. Jakby poza ściśle określoną dziedziną wiedzy znajdowały się takie książki jak Korzenie totalitaryzmu Hanny Arendt, Ucieczka od wolności Ericha Fromma czy Homo ludens Johana Huizingi.
Wszystko to można było nazwać po prostu „humanistyką”, ale przecież w XX wieku nawet poeci interesowali się od czasu do czasu fizyką czy matematyką, a obraz przyrodoznawstwa stworzony w XIX wieku wpłynął bez wątpienia na praktykę pisarską takich autorów jak Zola, Maupassant czy u nas choćby Bolesław Prus. „Historia idei” miała już swoje reguły, którym nie zamierzałem się podporządkowywać. A zatem „Historia myśli” – tak nazywała się od początku moja książka.
Są w niej chyba wszyscy albo prawie wszyscy myśliciele, z którymi stykać się będzie czytelnik studiujący utwory polskich pisarzy: filozofowie starożytni, obecni w poezji renesansowej, Tomasz z Akwinu, Spinoza i Kartezjusz, ale także Jakub Böhme i Emanuel Swedenborg, a ponadto Leonardo da Vinci i Galileusz, jest Kant i Hegel, i oczywiście Napoleon Bonaparte, jest Freud i Einstein, obok Heideggera rzecz jasna.
Książka nie tyle referuje poglądy każdego z wymienionych, co stara się je pokazywać, a czyni to za pomocą ilustracji: są w niej reprodukcje obrazów malarskich, fotografie, rysunki, schematy, mapy, wykresy, tabele. To wszystko wymagało olbrzymiego nakładu pracy, który nigdy nie został doceniony przez rozmaitych sceptyków, dowodzących, że streściłem po prostu podręcznik Władysława Tatarkiewicza. Tak się składa, że mając ukończone studia filozoficzne (dyplom z wyróżnieniem) nie musiałem niczego podkradać z cudzych dzieł. Na seminariach z filozofii starożytnej, średniowiecznej i nowożytnej czytaliśmy – przeważnie w oryginale – teksty, a nie podręcznikowe omówienia.
Powróciłem do PIW-u, gdzie znów miałem okazję pracować z panią Teresą Kawińską, panią Krystyną Kurmanową i Hanią Wachnowską, a także Tadeuszem Nowakowskim, już wówczas dyrektorem. Książka powstawała w Inowrocławiu, w studiu pana Walocha, gdzie komputery pracowały przez całą dobę, odporniejsze od ludzi. Któregoś dnia właściciel studia zabrał mnie do drukarni, w której spędził parę lat życia. Patrzyliśmy na milczące, opuszczone linotypy, których nikt już nie będzie używał.
Spędzaliśmy długie godziny przed monitorem, projektowałem ilustracje, wybierałem kolory, ustalałem układ strony, redagowałem podpisy. Jeszcze nigdy nie znajdowałem się tak blisko zespołu tworzącego materialny kształt książki. Nigdy wcześniej i nigdy później.
Do pełni szczęścia brakowało nam już tylko okładki. Nie znosiłem przemądrzałych doradców, którzy uważali za oczywiste, że na obwolucie albumu prac malarskich Leonarda da Vinci powinna znajdować się „Mona Liza”, a na okładce „Dziejów myśli” – któż by inny! Oczywiście „Myśliciel” Rodina!
Jednak nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.
Dni mijały, wszyscy czekaliśmy, że z nieba spłynie wreszcie jakaś mistyczna inspiracja.
Któregoś dnia zszedłem jak zwykle do biblioteki, gdzie dyżurowała Hania Wachnowska, gdzie zaglądał czasem Paweł Hertz.
Zszedłem do biblioteki i wiedziony jakimś nieomylnym tropem wziąłem z półki wielotomową włoską encyklopedię. Potężna księga otworzyła się sama na właściwej stronicy i ujrzałem reprodukcję obrazu mało znanego malarza francuskiego. Pierre-Narcisse Guérin namalował po prostu swoją córeczkę, prześliczną, słodką i oczywiście to jej wizerunek powinien znaleźć się na okładce „Dziejów myśli”.
Mamy okładkę – powtarzano na korytarzach PIW-u, a za chwilę cały orszak redaktorów pod wodzą Tadeusza Nowakowskiego ruszył w kierunku biblioteki. Nikt nie protestował. Moją propozycję przyjęto bez jednego sprzeciwu.
Na Międzynarodowych Targach Książki zaprezentowano „Dzieje myśli” i wtedy „pani z telewizji” zapytała mnie z jadowitym uśmiechem:
– Napisał pan „Historię filozofii” (sic!) dla dzieci. Po co dzieciom filozofia?
– Dlaczego właśnie dla dzieci?
– Bo na okładce jest dziecko!
– Ach – rzekłem melancholijnie – a gdyby na okładce znalazła się fotografia słonia, to książka byłaby dla słoni?
Pani redaktor przerwała nagranie i zarządziła ewakuację.
Moja kariera telewizyjna zakończyła się już na starcie.
Prawdziwej premiery doczekałem się zresztą już na jesieni, w cudownym Tarnowie. Odbywały się tam „Dni Państwowego Instytutu Wydawniczego”, pierwszy raz (w 1997 roku!) widziałem ludzi pijących kawę w księgarni i grzecznie stojących do kasy z koszyczkami wypełnionymi książkami. Na spotkanie z autorem „Dziejów myśli” przyszło chyba pół miasta, a wszystko, co mówiliśmy, megafony przekazywały dla drugiej połowy. Były jeszcze niesamowite tarnowskie noce z cudownymi ludźmi, rozmowy, wywiady, wyznania, wędrówka z olbrzymią wiewiórką, która odgrywała rolę maskotki „Dziejów myśli”.
Kiedy kilkanaście lat później, w stanie bliskim zupełnego załamania pisałem książkę „Nie ma Pauliny”, przypomniałem sobie, że chyba nigdy w życiu nie przeżyłem czegoś równie cudownego i pomyślałem, że to był raj.
Raj utracony – jak wszystkie ziemskie raje…

.

Jan Tomkowski

.

O autorze:

Screenshot 2015-03-21 15.32.13

Jan Tomkowski  (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments