Grzegorz Zientecki – Dziennik [październik]

Warszawa,
2 października 2020

 

Żyję w słowach, jak drzewo w liściach:

Ten autocytat, pochodzący z tomiku moich aforyzmów „ Wspomnik”, prawdopodobnie  stanie się moim epitafium.

Zapis bywa bolesny jak akupunktura. I jak akupunktura uzdrawiający.

Przed wejściem do genewskiego laboratorium CERN, tam gdzie znajduje się potężna machina zderzacza hadronów, stoi pomnik Sziwy. Obecność tego hinduskiego boga-niszczyciela światów, nie jest tam chyba przypadkowa. W laboratorium tym bowiem, naukowcy chcą odtworzyć warunki, które zainicjowały Wielki Wybuch. Ale równie dobrze może się zdarzyć, że pędzące z prędkością światła ku sobie cząsteczki doprowadzą do unicestwienia naszego świata.

Chcemy nie tyle poznać Prawdę, co raczej Tajemnicę. Prawdy zawsze się obawiamy. Nie chcemy w jej blasku zostać zdemaskowani.

 

Warszawa,
3 października 2020

Po dwóch mrocznych, deszczowych dniach, słońce. Ale to słońce października jest wyjątkowe. Jego łagodny blask ma zarazem coś z ułaskawienia i coś z pożegnania. To blask konającego bóstwa.

Miałem już o nim nie pisać. Z tej samej przyczyny, dla której nie powinno się przysparzać rozgłosu terrorystom i mordercom. Ale to akurat jest bardzo ważne. Otóż na covid 19 zachorował prezydent USA, Donald Trump. Być może jedynym pozytywnym aspektem tego wydarzenia będzie przyśpieszenie prac nad szczepionką. Gorzej natomiast, że kampania wyborcza w Stanach wkracza teraz w decydującą fazę. Obawiam się, że ten wirus może zmienić historię świata w nie mniejszym stopniu, niż wcześniej czyniły to wielkie kataklizmy.

Historia zatacza kręgi. To już sprawdzona i skuteczna taktyka polowania, stosowana choćby przez padlinożerne sępy. A kto poluje na historię? Kto nad nią zarzuca cienisty krąg?

 

Warszawa,
4 października 2020

Drzewa bez żalu tracą swoje rękopisy. Obumieranie przyrody ma sens. Nie można bowiem sobą blokować innych istnień.

Życie rzuca na nas urok. Śmierć z nas go zdejmuje.

„ I wielokrotnie piszę bez zastanowienia, pozwalając, by słowa mnie kołysały niczym dziecko trzymane na rękach. Są to zdania bez sensu, bezradnie płynące niczym wody rzeki o zmąconych falach, zmiennych, następujących po sobie. Tak samo idee, obrazy, dwuznaczne w swym wyrazie, przechodzą przeze mnie dźwięcznymi orszakami, a niekiedy zadrży niepewne światełko jakiejś myśli”.

(Fernando Pessoa-1888-1935,  „ Księga Niepokoju”)

Nikt nie rozumie poezji. Ale jeszcze bardziej przykre jest, że nikt poezji nie czuje. Świat postpoetycki jest światem spustoszonym.

Podobnie jak kochankowie nie mają przed sobą żadnych tajemnic, Bóg jako obiekt miłości przestaje być zagadką.

Odwracam kartki tego dziennika niczym rolnik skibę ziemi. Ale on w swoim mozole przygotowuje łono ziemi pod zasiew, ja zaś między przewracane stronice wkładam nasiona nicości.

Trzeba cierpliwie czekać aż Głos się odezwie. Bez tego Głosu żadne słowo nie powinno być napisane. Ale ten Głos musi mieć pewność, że to właśnie ty będziesz dla Niego najlepszym rezonatorem.

Odkryłem dość osobliwe prawo. Mianowicie zakończenia wierszy są niemal identyczne z finałem naszego życia. Bywają tak samo nagłe i bezsensowne.

 

Warszawa,
7 października 2020

Przekroczenie bariery oddźwięku dezintegruje twórcę.

Zaszczyty powinny być natychmiast zaszczute.

Niektórzy pojawiają się na tym świecie, aby go zniszczyć. Inni, aby go odbudować. Jeszcze inni zjawiają się czyniąc w świecie dobro. Bóg najbardziej zaś zazdrości i obawia się tych, którzy świat czynią piękniejszym. Dopóki nie pojawił się człowiek, piękno było domeną Boga.

Matematyka wzruszeń staje się muzyką.

Jakże przenikliwa diagnoza Miłosza: „ Pokolenia ścigające się z czasem, przekonane, że co kilka lat zmienia się  dziesięcioro przykazań- utożsamiają postęp środków i form z postępem prawdy i narażają się na ryzyko, że już co nie  kilka lat, z postępem prawdy i narażają się na ryzyko, że już nie co kilka lat, ale co rok i co parę miesięcy obowiązują nowe rozwiązania zagadek świata.”

(„ Prywatne obowiązki”)

 

Warszawa,
10 października 2020

 

Nie zdajemy sobie sprawy, że słowo częściej jest narzędziem zbrodni niż nóż.

Czas jest przypływem: zabiera z brzegu żywych.

Czas jest odpływem: przywraca słońcu umarłych.

 

Myśli przy koszeniu trawnika:

Jedyną istotą całkowicie naprawialną jest człowiek. Przy czym nie chodzi mi o jego anatomię, czy fizjologię, ale o sferę ducha. Człowiek jak dobry łotr na Golgocie, może w ostatniej chwili dokonać prawdziwej transformacji duchowej.

Człowieka tak jak źdźbła trawy trzeba co jakiś czas przycinać. Zwłaszcza jego chore ambicje, wybujałe ego. Jeżeli brak kogoś, kto mógłby tę tytaniczną pracę wykonać, wówczas interweniuje Bóg, jak choćby w czasach Potopu czy Sodomy i Gomory.

Zaczęło się od muzyki. Kiedy straciła ona powagę, również inne sztuki natychmiast to odczuły. Nastąpiła degrengolada literatury, malarstwa i teatru. Zwłaszcza ten ostatni przekroczył już wszelkie granice szmiry (patrz choćby „ Klątwa” w warszawskim Teatrze Powszechnym). Człowiek gwałtownie traci poczucie Piękna, Harmonii, Ładu. Siły Chaosu intensywniej niż kiedykolwiek współpracują z siłami Zła. Ludzkość nie pławi się teraz w szczęśliwym, hedonistycznym, Tęczowym  Świecie, ale pogrąża się nieświadoma w nieprzeniknionych mrokach abysalu.

Chwila kiedy myśl znajdzie się na trawersie języka. Szczęście nawigatora-filozofa.

Śliwki mają skórę o barwie tęsknoty.

 

Motyl przysiada
Na kwiecie wiciokrzewu
Kto snuje piękniejszą opowieść?

 

W świecie panoszącej się  brutalnej głupoty, dopuszczam myśl, że ludzkość może dokonać samounicestwienia przez skrajne zidiocenie. Tego nie przewidzieli nawet bogowie.

Śmierć jest teraz bardziej oczywista niż kiedyś. Ktoś może w tobie zasiać jej ziarno. Ktoś może wyprawić cię bez ostrzeżenia do raju albo do piekła.

Publikacja to samo reprodukcja. Nic ponad to.

 

Warszawa,
16 października 2020

Czytam „ Księgę przeciwko śmierci” Canettiego (1905-1994). Lektura notabene wyjątkowo na czasie. Księga ta niczym dziennik prowadzona była przez Canettiego do końca jego dni. Jak w Posłowiu pisze Peter von Matt, pisarz „zmarł we śnie na krótko przed swoim stenografowanym zdaniu”.

Ars Moriendi od zawsze obecna była w Ars Poetica. Śmiem nawet twierdzić, że temat ten obficiej przez poetów był eksplorowany niż miłość. W Japonii powstawały haiku śmierci. Georg Trakl traktował ten temat niemal obsesyjnie.  A kogóż na przykład nie wzruszały przepiękne Treny Kochanowskiego?

Uświadomić sobie, że nasz zegar zaczął bić jeszcze przed biciem serca płodu, którym ponad pół wieku temu się staliśmy.

Niczym bombajski zaklinacz węży, staramy się zaklinać rzeczywistość. Z tą jednak różnicą, że to my przed nią tańczymy, a ona niestety odwdzięcza się nam jadem silniejszym od królewskiej kobry.

Ocean to fundament praw starszych od ludzkości. Ocean to także doświadczenie egzystencjalne: tchnienie wieczności, nieustanna reinkarnacja fal.

Dziś na werandzie oszałamiający spektakl w wykonaniu wypasionych kolibrów. Oczywiście nie były to egzotyczne ptaki, lecz swojskie szpaki. Przylatywały w ogromnych stadach i zawisając właśnie w stylu kolibrów wydziobywały z naszego dzikiego wina granatowe jagódki. Trwało to dobrych kilka minut. Wspaniale było przyglądać się tym furkocącym eskadrom.

W swojej najnowszej książce „palkiewicz.com”, podróżnik, Jacek Pałkiewicz pisze: „ Żyłem bez granic i nieraz myślę, że moje istnienie można zaliczyć do arcydzieł sztuki, które stawia mnie w szeregu obłędnie uprzywilejowanych”. Fantastyczna summa!

 

Warszawa,
18 października

Wszechświat nie jest wszechrzeczą, raczej wszechcudem.

Mój sonar chyba się zepsuł. Ostatnio coraz trudniej jest mi odbierać sygnały z dna duszy.

Śmierć jest tematem trudniejszym niż miłość. Ciężko jest bowiem pisać o czymś, czego bezpośrednio się nie przeżyło. Dostrzegam pewną analogię między fizyką Czarnych Dziur, a śmiercią postrzeganą jako przekroczenie Horyzontu Zbawień.

Wojny oprócz tego, że niosły zagładę, często przyśpieszały też rozwój ludzkości. Myślę tu o Wernerze von Braunie, który był wielką nadzieją Hitlera. Jego Wunderwaffe miała ocalić III Rzeszę, a jego rakiety przekroczyć Atlantyk i zniszczyć przyszłą ojczyznę genialnego konstruktora. Stało się inaczej i po wojnie von Braun zaczął pracować dla NASA. To dzięki jego dziełu, rakiecie Saturn V, człowiek mógł stanąć na Księżycu.

Mam niemal pewność, że również wojna z pandemią przyśpieszy rozwój pewnych dziedzin. Już teraz widzimy jak gwałtowne procesy zachodzą choćby w informatyce. Liczę jednak na donioślejsze dokonania w medycynie, czy przemyśle farmaceutycznym.

 

Jakże trafna, choć pochodząca sprzed stu pięćdziesięciu lat, jest ta diagnoza znakomitego diarysty, Henriego Frederica Amiela (1821-1881):

„ Cywilizacja to przede wszystkim sprawa moralna. Bez uczciwości, bez szacunku dla prawa, bez czci dla obowiązku, bez miłości bliźniego, słowem-bez cnoty, wszystko jest zagrożone i wszystko upada. I ani literatura, ani sztuki, ani zbytek, przemysł, retoryka, żandarm i celnik nie zdołają utrzymać budowli, która opiera się na złych podstawach”.

( zapisek z 26 października 1870 roku)

 

Starzeję się z szybkością jesiennego zmierzchu.

Pisarz nie tyle musi być stale podłączony do kroplówki tuszu, co raczej do kroplówki myśli.

Kłopoty są jak buntownicy na statku. Postarajmy się więc je wyłapać, wsadzić wszystkie do szalupy i spuścić na wody oceanu.

 

Warszawa,
21 października 2020

Zamykamy ich w drewnianych, solidnych szkatułach. Wieko zabijamy na gwoździe. Następnie przysypujemy grubą warstwą ziemi. Całość zwieńczamy ciężkim granitowym lub marmurowym nagrobkiem. Gdybyśmy naprawdę pragnęli ich powrotu, nie robiliśmy im tego.

Rozprzestrzenianiu się wirusa najbardziej sprzyjają media. Temat jest tylko jeden. Covid 19 to już nie pospolity wirus, to wirus-celebryta. Informacje stały się tak monotonne, jak długi oceaniczny przelot statku między portami.

We Francji nauczyciel prowadzący lekcje na  temat wolności słowa, ilustrował to przykładami karykatur Mahometa. Został bestialsko zamordowany przez młodziutkiego Czeczena, który odciął mu głowę. To akt niemal symboliczny, bo czyż w gruncie rzeczy, nie mamy do czynienia z dekapitacją całej Francji, a nawet całej Europy, która jest tylko bezwładnym tułowiem.

 

Warszawa,
23 października 2020

Złamane serce należałoby raczej zastąpić sercem wyżętym.

Stara kobieta
Myje grób męża
Z troskliwością jakby myła jego ciało

Na morzu
Diamentowa igła księżyca
Wskrzesza muzykę fal

 

Warszawa,
24 października 2020

Po fali uchodźców, fala religijnych profanacji i wreszcie fala epidemii. Czy Europa to wytrzyma?

Chcemy wierzyć, że non omnis moriar. Ale nie miejmy złudzeń, sczeźniemy do szczętu. Ale później też, z ciałem i duszą integralnie się przebudzimy.

Dziwaczny sen o monstrualnej róży. Mój kolega kupuje ją swojej dziewczynie. Kwiat przewozimy samochodem. Łodyga ma około trzech metrów wysokości i potężne, drapieżne kolce, a na szczycie purpurowieje róża. Pamiętam jak zastanawiałem się we śnie do jakiego wazonu mogłaby się ona zmieścić.

Chciałbym jeszcze trochę pobuszować w Upaniszadach.

W pisaniu oprócz stołu i pióra, (a mało kto tego się domyśla) potrzebna jest także kotwica. To stabilizuje piszącego, gdyż wówczas jest on pewnie zakotwiczony w tradycji, w kodach kulturowych, w niezmiennych niczym te z Sevres wzorcach. Taka kotwica strzeże go przed roztrzaskaniem jego dzieła. Pisarz oprócz stołu i pióra musi mieć też kotwicę.

 

Warszawa,
25 października 2020

„Książki mają wydrukowane wyrazy, których dawniej ludzie nie śmieli powiedzieć głośno”.

Ta wypowiedź prof. Wandy Półtawskiej (tygodnik „ Sieci” z 19-25 października), dowodzi, że kiedyś język dla człowieka był dumą, teraz zaś stał się hańbą.

Zmiana czasu na zimowy. Dziś odzyskaliśmy godzinę skradzioną nam na wiosnę. Co uczynimy z tak wielkim skarbem? Dla takiego skazańca jak ja, ta godzina ma niewymierne wprost znaczenie.

 

Cudowny, jesienny dzień. W powietrzu wibruje złocisty pył, skrzy się tęczowo bisior pajęczyn. Liście o barwie onyksu, bursztynu czy rubinu nadają przedśmiertnemu orszakowi drzew królewskiego przepychu. Piękna świata nie zniszczy żadna wojna, żadna pandemia. Ale też każde piękno powinno być przez człowieka artystycznie przekształcone. Dopiero wtedy zyskuje jakby ostateczny certyfikat.

Ten różny wiek zgonów: 90, 48, 67, 1, 101, podany na nagrobnych tablicach, czy nie jest jakąś szaloną, koszmarną grą liczbową, metafizyczną ruletką?

Możecie wierzyć lub nie, ale po śmierci nie pozostawią nas w spokoju.

 

Warszawa,
26 października 2020

Dwadzieścia lat temu zmarł mój ojciec. Jest wręcz niemożliwym, abym napisał ile mu zawdzięczam. Był osobą skrytą i niezwykle życzliwą. Psy, koty wprost do niego lgnęły.  W dzieciństwie hodował ćmy, udało mu się między innymi znaleźć poczwarkę już wtedy bardzo rzadkiej trupiej główki. Ojciec wyjaśniał mi zjawiska przyrody i początki kosmosu. Jego pasją była makrofotografia kwiatów i owadów. Był naturą wielce kontemplatywną. Miał w sobie coś z japońskiego mistrza haiku. Uwielbiał słuchać klasyki, zwłaszcza fortepianowych utworów Szopena czy Mozarta. Pamiętam jak w dzieciństwie zabierał mnie do stołecznych muzeów. To w nich pierwszy raz zetknąłem się z egzotycznymi okazami chrząszczy i motyli, to tam zobaczyłem szkielet i rekonstrukcję przerażającego tyranozaura. Razem też podziwialiśmy eksponaty w Muzeum Techniki czy artefakty różnych kultur Muzeum Etnograficznego. Ojciec był niewątpliwie tą osobą, która rozpaliła we mnie ciekawość świata. Ale nade wszystko zapamiętam go jako człowieka prawego, cichego i skromnego.

Za oknem świat w żółtej tonacji. Jak stronice z aforyzmami pewnego piszącego po francusku rumuńskiego pisarza. Cioran, ten Kohelet XX wieku nie pozostawił żadnych złudzeń, że świat i materia, nasze plany i marzenia, wszystko to czeka całkowita dezintegracja.

 

Warszawa,
31 października 2020

Śmierć- jedyna rzecz, która mnie nie dotyczy. Jedyna rzecz, która dotyczy mnie najbardziej.

Chaos  wirusowy i chaos społeczny. Przy czym furia tego drugiego jest iście piekielna. Na ulicach prawdziwa barbaria. Nie mam siły o tym pisać.

Moja 57 jesień. Zdumiewające jak szybko nadeszła.

Serce przepompowało więcej krwi niż mój mózg przefiltrował myśli. Ale wydajność mózgu jest wydajnością arystokraty. Od czasu do czasu, rzadkie tylko akty wspaniałomyślności.

„Śmierć tym większym bywa postrachem, im życie jest uboższe i bardziej wegetatywne; a im bardziej duchowe, kulturalne , bogate w siły i w pełni rozwinięte, tym lęk przed śmiercią jest mniejszy”.

( Henryk Elzenberg-1887-1967 – zapisek z 15 maja 1910)

 

W związku z pandemią zamknięto cmentarze. Uważam, że w czasie gdy trwają potężne  manifestacje, zamykanie nekropolii jest absurdem. Nie tylko nie ma już gdzie żyć, nie ma też gdzie umierać.

Grzegorz Zientecki

.

O autorze:

Grzegorz Zientecki – ur.1962 w Lublinie. Absolwent Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni. Na statkach Polskich Linii Oceanicznych odbył wiele podróży, m.in. trzy rejsy dookoła świata na m/s „Profesor Mierzejewski” i m/s „Profesor Rylke”. Następnie został zatrudniony na statkach Chińsko-Polskiego Towarzystwa Okrętowego „ Chipolbrok”, dzięki czemu mógł podróżować dalekowschodnim szlakiem Conrada, zwiedzając m.in. Singapur, Hong Kong, Bangkok, Dżakartę i porty Chin. Te liczne podróże stały się inspiracją jego twórczości, w szczególności utworów haiku i aforyzmów.

Dotychczas w krakowskim wydawnictwie Miniatura wydał następujące pozycje:

Tomiki haiku:
• Wiersze Podróżne- 2010r.
• Popiół i rosa -2012r
• Zoom Sindbada- 2012r -tom wierszy
• Pory zmroku- 2012
• Mile i wersy- 2013 r.
• Milion powodów do oświecenia-2015 r
• Urodzaj na nieobecność-2015 r.
• Nefrytowa ważka-2017 r.

Oraz następujące tomiki aforyzmów:
• Szlifierz Oka -2012r.
• Wspomnik-2013 r.
• Amneznik -2013 r .
• Wycisznik -2014 r.
• Resetnik-2015 r.
• Minutnik-2016r.
• Z 1001 nocy na oceanie – 2019 r.

W 2015r. Grzegorz Zientecki otrzymał jedno z wyróżnień literackiej nagrody Naji Naamans w Libanie w dziedzinie aforystyki. Od 2016r. członek Polskiego Stowarzyszenia Haiku.
W sferze zainteresowań Grzegorza Zienteckiego oprócz literatury znajduje się także historia, sztuka,reportaż, astronomia, natura /jest kolekcjonerem egzotycznych muszli/.

 

Fot.: Hanka Kościelska

Subskrybcja
Powiadomienie
3 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Mariusz+Wesołowski
3 years ago

Aforyzmy jak zwykle piękne i pobudzające do refleksji, ale niezbyt rozumiem ten fragment: “Miałem już o nim nie pisać. Z tej samej przyczyny, dla której nie powinno się przysparzać rozgłosu terrorystom i mordercom. Ale to akurat jest bardzo ważne. Otóż na covid 19 zachorował prezydent USA, Donald Trump”. Trump może być nieapetyczny jako człowiek, ale tylko on – taki, jaki jest – stoi na drodze tym, którzy chcą zniszczyć wszystkie humanistyczne i kulturalne wartości w Ameryce, a potem na całym świecie. Popieranie go w tej sytuacji jest wręcz obowiązkiem rozsądnych ludzi.

Mariusz Wesołowski
3 years ago

Szanowny Panie,

Uprzejmie dziękuję za uściślenie znaczenia tego fragmentu i oczekuję na dalsze wpisy do dziennika – zawsze je czytam z podziwem i przyjemnością.

Serdecznie pozdrawiam,

Mariusz Wesołowski