Jan Tomkowski – Żaglowce literatury: dwumasztowiec „Speedy”

Screenshot 2015-07-12 21.36.20

Trudno znaleźć pisarza, który uwieczniłby w swoich książkach więcej statków i okrętów niż Juliusz Verne. Jego podróżnicy, o ile nie mogą skorzystać z szybszych lub wygodniejszych pojazdów, takich jak pocisk armatni zamieniony w statek kosmiczny, ewentualnie balon, którym można precyzyjnie sterować, wsiadają na pokład małych albo dużych żaglowców, albo jachtów parowych, takich jak sławny „Duncan”.

Zapewne, pośród całej flotylli Juliusza Verne`a można znaleźć jednostki ważniejsze niż szybki dwumasztowy bryg „Speedy”, który 17 października 1867 roku pojawia się w pobliżu Wyspy Lincolna. A jednak właśnie ten okręt, uzbrojony w cztery działa, uprowadzony z wyspy Norfolk przez skazańców zbiegłych z więzienia, pozostaje w pamięci czytelników Tajemniczej wyspy.

Screenshot 2015-07-12 21.34.30

Cyrus Smith i jego towarzysze przebywają już dwa i pół roku na bezludnej wyspie, odcięci od świata, skazani na własne siły. Radzą sobie znacznie lepiej niż Robinson Crusoe, bo dysponują potężną wiedzą z zakresu fizyki, chemii, geologii, astronomii, botaniki. Są pozytywistami i racjonalistami, lecz kiedy nadpływa „Speedy” z działami wymierzonymi w Granitowy Pałac, stanowiący ich jedyne schronienie, są zmuszeni liczyć na cud.

Oczywiście, u Verne`a taka wiara zawsze się opłaci, bo cud następuje, bo inaczej niemożliwe byłoby szczęśliwe zakończenie wielkiej przygody. Jednak tym razem rolę Opatrzności przejmuje demoniczny kapitan Nemo, dobroczyńca trochę podejrzany, mający na sumieniu pewną liczbę niezupełnie winnych ofiar. Prawdziwy anioł zemsty, który uczynił z „Nautilusa” nie tylko narzędzie zagłady, ale także muzeum, bibliotekę i świątynię. Czytelnicy kochają samotnych mścicieli, zwłaszcza gdy wreszcie odzywa się w nich miłosierdzie i postanawiają uratować innych – powodowani może kaprysem, a może pychą, tak czy inaczej, zawsze wspaniali, nieustraszeni i niezwyciężeni. Kapitan Nemo pomaga rozbitkom kilka razy, w różnych sytuacjach, lecz dopiero niszcząc piracki okręt, ukazuje się nam w postaci gniewnego boga, wymierzającego sprawiedliwość bez oglądania się na prawo, moralność i religię.

Screenshot 2015-07-12 21.35.59

Któż w tej sytuacji żałowałby pięknego okrętu, który nigdy już nie popłynie przez Ocean Spokojny, by stawić czoła burzom i wiatrom? Postrzegamy dzieło zniszczenia z satysfakcją, bo czujemy się pewniejsi, dostrzegając oczywistą symetrię winy i kary. Nie ma więc żadnego powodu, by przejmować się losem złoczyńców, choć może nie wszystko wydaje się tu tak proste jak w innych powieściach Juliusza Verne`a, skutecznie oddzielających dobro od zła.

Bo w Piętnastoletnim kapitanie czy Dzieciach kapitana Granta po wielu perypetiach wygrywali niezmiennie mądrzy i szlachetni, zaś chciwi i okrutni ponosili klęskę. Świat dążył do stanu harmonii, którego w ostatecznym rachunku żadne zło nie mogło zakłócić.

Tymczasem kapitan Nemo to bohater o wielu twarzach, symbolizujący przedziwne splątanie dobra i zła. Niszczycielska technika, którą dysponuje, mogłaby zostać użyta zapewne lepiej, gdyby za sterami „Nautilusa” siedział ktoś bardziej wspaniałomyślny i bardziej powściągliwy, umiejący przebaczać.

Screenshot 2015-07-12 21.34.52

„Speedy” nie odpłynął nigdy z Wyspy Lincolna, lecz jego wrak bardzo przydał się kolonistom z Wyspy Lincolna. Uratowali tyle skarbów: rum i tytoń, narzędzia i bawełnę, skrzynki i beczułki, a nawet cztery działa. Mieli teraz prawie wszystko, brakowało im tylko odpowiedniego statku, którym można by wyspę opuścić. Zniszczony dwumasztowiec do tego celu już się nie nadawał.

W tym starciu „Speedy” nie miał żadnych szans, a sposób unicestwienia brygu przywodził na myśl rutynowe postępowanie tych wszystkich kapitanów okrętów podwodnych, którzy odpalali torpedy, nie patrząc w twarz swego przeciwnika i nie przejmując się losem rozbitków. Skrupuły wydawały się tu zresztą nieistotne, skoro liczył się przeważnie „tonaż” zatopionych jednostek. Kiedy Verne umierał, rozpoczynała się już wielka kariera U-Bootów. W nadciągającej wojnie żaglowce – przynajmniej jako okręty bojowe –  nie miały oczywiście żadnych szans.

Jan Tomkowski

O autorze:

Screenshot 2015-03-21 15.32.13

Jan Tomkowski  (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments