Grzegorz Kozyra – Moje stare płyty (5) Eloy

W muzyce niemieckiej grupy progresywnej Eloy jest jakiś posmak czegoś, co już poznaliśmy, i co znamy doskonale. Nie znaczy to oczywiście, że można ją całkowicie uznać za epigonów Pink Floyd czy King Crimson. Płytę Ocean, najlepszą i w pełni reprezentacyjną w jej dorobku, wypełniają kompozycje ciekawe, składające się na suitę – opowieść o końcu Atlantydy. Bohaterem jest znany nam już Posejdon. To on przecież był władcą tej wyspy.

O jej historii Solon dowiedział się od egipskich kapłanów. Tak o tym pisał Platon w Timajosie: Otóż długiego podania jakiś taki był wtedy początek. Jak się poprzednio o przydziałach bogów mówiło, że podzielili między siebie całą ziemię i taki przydział był raz większy, a nie raz i mniejszy, i urządzili sobie świątynie i ofiary, tak też i Posejdon dostał w udziale wyspę Atlantydę i osadził tam potomków swoich i jednej kobiety śmiertelnej w jakiejś takiej okolicy wyspy.

Eloy odtwarza historię opowiedzianą przez Platona dokładnie, tworząc muzykę pełną powagi, w której najważniejszą rolę odgrywają wokalista i gitarzysta Frank Bornemann oraz Detlev Schmidthen grający na instrumentach klawiszowych, w tym na melotronie i organach. Instrumenty elektroniczne, tak lubiane przez niemieckich muzyków w latach 70., podkreślają majestatyczność historii o Posejdonie, który stworzył ludzi z mieszkanką Atlantydy o imieniu Klejto. Kiedy dziewczyna była już na wydaniu, umiera jej matka i ojciec. A ją sobie upodobał Posejdon, więc obcuje z nią i pagórek, na którym mieszkała, ogrodził pięknie i odciął od reszty lądu naokoło, bo porobił z morza i z ziemi na przemian szereg większych i mniejszych kół…

Kraina srebra i złota, niezmiernych bogactw, którą Posejdon szczególnie sobie cenił, szybko się rozwijała dzięki boskiej opiece i ludzkiej zaradności. Nie uchroniło to jednak wyspy przed kataklizmem. W ostatniej części suity Agonia Atlantydy narastającą grozę przed ostatecznym upadkiem podkreślają melorecytacja i organowe improwizacje, które wręcz wbijają człowieka w fotel. To oczywiste, że wyspa musi zginąć. Po wielu wiekach odwiedzi ją słynny kapitan Nemo, bohater Dwudziestu tysięcy mil podmorskiej żeglugi Juliusza Verne`a.

Grzegorz Kozyra

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments