Krzysztof Niewrzęda – Czwarty fragment zamętu

Screenshot 2016-08-07 23.49.19
Wszystko zaczęło się dosyć niewinnie – od zjedzenia jednego owocu. Co prawda był to owoc, którego spożycie dało ludziom umiejętność odróżniania dobra od zła, ale ta zdolność wcale nie jest przecież aż takim dobrodziejstwem. Wydaje się nawet bardziej karą niż nagrodą. I to dosyć srogą. A do tego klątw tyle i głos mówiący do każdego z nas z osobna: “W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie”. Dopóki jednak to, co było własnością ogólnoludzką, nie stało się własnością nielicznych, zdobywanie pożywienia nie wymagało angażowania się w ten projekt przez większą część życia. Sytuacja zaczęła się radykalnie zmieniać dopiero w drugiej połowie XVIII stulecia. Właśnie wtedy na użytek ekonomii i przemysłowej rewolucji powstał określający naszą codzienność wymysł – tak zwana praca zarobkowa. Albo najemna – jak ktoś woli. Wymysł ten wykorzystano skrzętnie do wciągnięcia jednostki w nowe struktury. Ci którzy uzyskali pewną kontrolę nad tymi strukturami, dzięki zależnościom kształtującym się w efekcie tworzących się wówczas przemian, doprowadzili do podporządkowania interesu jednostki ogólnemu interesowi ekonomicznemu. To zaś stało się podwaliną nowego systemu, który zaczął obowiązywać w całym świecie. Ale dopiero jego przeciwnicy zdali sobie sprawę z ogromnej możliwości manipulowania społeczeństwem za pomocą stworzonych przez wczesny kapitalizm powiązań. Idąc tym tropem, stworzyli frazeologię, w której praca nazwana została pierwszą potrzebą życiową. O tyle to dziwne, że już wiele lat wcześniej Aleksander Dumas jednoznacznie stwierdził przecież, iż: “Człowiek nie jest stworzony do pracy”, podając za dowód to, iż: “Praca go męczy”. A jednak PRACA zawędrowała na transparenty. Zjawiła się tam obok CHLEBA. Tak jakby sam CHLEB nie wystarczał. Ale wiadomo przecież, że chleb lepiej sprzedawać niż rozdawać. Tym bardziej gdy chce się być nie tylko właścicielem piekarni, młyna i zboża, ale również ziemi, na której potrzebne do wytwarzania chleba zboże rośnie. Żeby zaś ludzie chleb mogli kupić, musieliby mieć pieniądze. Te zaś mogliby zarobić, tylko pracując. Sami więc PRACĘ umieścili na transparentach obok CHLEBA. I właśnie w cieniu tych transparentów rewolucjoniści z łatwością sięgnęli po władzę, przeprowadzając powszechną nacjonalizację. Począwszy od piekarń. Praca zaś w ich rękach okazała się nie tylko idealnym narzędziem do manipulowania społeczeństwem, ale również doskonałym narzędziem przemocy. Posługując się nim, stworzyli bowiem instytucję obozu pracy przymusowej nierozerwalnie związaną z dyktaturą proletariatu. Co prawda nie tylko. Bo hasło: “Arbeit macht frei” dotarło przecież do wielu miejsc w Europie wcześniej niż stachanowskie tchnienie. Tak czy inaczej, dewiza o “pierwszej potrzebie życiowej” zaczęła służyć zarówno ogólnemu interesowi ekonomicznemu, jak i interesowi politycznemu. Korzystano z niej zatem przy tworzeniu hymnów pochwalnych nowego porządku, podpierając się przy tym “dynamiką rozwoju, wydajnością i brakiem bezrobocia”. W zestawieniu z faktami okazywało się to oczywiście jedynie pustosłowiem, ale przez całe dziesięciolecia karmiono nim połowę europejskiego społeczeństwa. Zaczynając od NRD, a na ZSRR kończąc.

„W chwili całkowitej kompromitacji modelu socjalistycznego, zachodni wzorzec pracy stał się jedynym. Tym samym został pozbawiony jakiejkolwiek konkurencji. Zaczęto więc eliminować z niego to, co sprawiało, iż wcześniej miał on w miarę sympatyczny charakter. Dlatego na Wschodzie i Zachodzie wszyscy dowiedzieli się dość szybko czym jest mobilność, dyspozycyjność i konieczność dopasowania się do grupy, występującej już jednak jako team. I mało kto zauważył, że określenia te w rzeczywistości oznaczają współczesne niewolnictwo i że właśnie dzięki nim możliwe jest podtrzymywanie przy życiu społecznej masy, w coraz większym stopniu odmawiającej jednostce prawa do zachowania indywidualnego charakteru. Stało się tak wskutek ogłupiającego zamknięcia w monotematycznym świecie pieniądza, w którym pozycja społeczna utożsamiana jest z wysokością zarobków; w którym o jakości życia zaświadcza marka posiadanego samochodu i w którym ludzie ubożsi traktowani są z pogardą. Do tego stanu rzeczy przyczyniło się z pewnością również permanentne przemęczenie, nie odstępujące frustracje i przebywanie w ciągłym stresie. Obezwładnione tymi czynnikami ofiary poznajemy jako komiczne figury modelowych “workaholics”, permanentnie z sobą rywalizujących i szczujących się wzajemnie. Dlatego właśnie tak częstym zjawiskiem jest obecnie molestowanie psychiczne współpracowników, czyli “mobbing”. Całkiem niezła to nazwa, bo pochodzi przecież od angielskiego słowa: “mob” – oznaczającego rzucanie się na kogoś. Te biurowe napaści służą oczywiście umocnieniu własnej pozycji. Bo doprowadzając innych do stanu emocjonalnego rozchwiania, można obniżyć ich koncentrację, a co za tym idzie również rzetelność i wydajność. To zaś na pewno nie pomoże im w awansie. Może natomiast pomóc prześladowcom. Szczególnie w walce o utrzymanie miejsca pracy. W Unii Europejskiej ponad dziewięćdziesiąt procent pracowników przynajmniej raz doznało nękania psychicznego. Mimo to niewiele osób decyduje się na odejście z pracy z powodu szykan, ponieważ większość boi się, że nie znajdzie nowego zatrudnienia. Trudno zatem się dziwić, że co piąty samobójca w Europie jest ofiarą “mobbingu”.

Octavio Paz w swojej książce Labirynt samotności napisał: “Praca, jedyne współczesne bóstwo, przestała być twórcza. Bezcelowa, nieustanna praca odpowiada bezcelowemu życiu współczesnego społeczeństwa. A samotność, którą rodzi, rozprzężona samotność hoteli, urzędów, warsztatów i kin, nie jest próbą, która doskonaliłaby duszę, koniecznym czyśćcem. Jest całkowitym skazaniem, zwierciadłem świata bez wyjścia”.

Co jednak sprawia, że tak wielu z nas ulega manipulacji, wskutek której codzienność nasiąka atmosferą nieprzerwanego wyścigu? Co sprawia, że tak niewielu się temu sprzeciwia? Psychologia odpowiada: kultura ojcowska. To ona zaszczepiła nam poczucie konieczności posiadania pracy. Ostatecznie pozwoliliśmy wpoić sobie zasadę o upodmiotowieniu życia jedynie poprzez pracę, której istotą stał się dochód, a nie jakiś sens, czy samorealizacja. Taki stan rzeczy potwierdzają nagminnie występujące przypadki chowania w szufladach dyplomów i rezygnacja z pracy w wyuczonym zawodzie, jeśli poza nim ma się możliwość osiągnięcia większych zarobków. Dochód stał się bowiem wyznacznikiem kariery. Dla dochodu pracownicy koczują do późnego wieczora w swoich biurach i napędzają machinę, w której trybach ginie zarówno możliwość korzystania z czasu wolnego, jak również z zarabianych pieniędzy. Im dłużej to trwa, tym trudniej uwolnić się od tego uzależnienia. Z czasem staje się ono wręcz obowiązującą normą. A strach przed “bezrobociem” powoduje jeszcze większą uległość, która uchodzi za dowód pracowitości i lojalności wobec systemu. Wciąż przybywa więc wyznawców kultu pracy, którzy w końcu – jak określił to Max Weber – “stają się starcami umierającymi nie dlatego, że mają dosyć życia, lecz dlatego, że są po prostu zmęczeni”.

.

Krzysztof  Niewrzęda

.

O autorze:

niewrzeda foto

Krzysztof Niewrzęda (ur. w 1964 r. w Szczecinie) – poeta, prozaik i eseista. Finalista Nagrody Poetyckiej SILESIUS (2011) i Europejskiej Nagrody Literackiej (2009). Nominowany do Nagrody Mediów Publicznych COGITO (2008). Wydał tomy wierszy: „w poprzek” (1998), „poplątanie” (1999), „popłoch” (2000), „popołudnie” (2005), „popiół” (2012), powieść poetycką „Second life” (2010), zbiór esejów „Czas przeprowadzki” (2005) oraz powieści: „Poszukiwanie całości” (1999, 2009), „Wariant do sprawdzenia” (2007), „Zamęt” (2013). Publikował w licznych pismach literackich i społeczno-kulturalnych oraz antologiach w Polsce, a także w tłumaczeniach na języki obce m.in. w Chorwacji, Japonii, Francji, Niemczech i Ukrainie. Mieszka w Berlinie.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments