Katarzyna Szrodt – PO DRUGIEJ STRONIE LUSTRA WODY

Screenshot 2016-06-20 00.29.48

 .

„Nie mogę dać tu realności faktów,
mogę dać tylko ich cień”- Stendhal

 

„O jejku, o jejku! Ale dzisiaj wszystko jest dziwne! A wczoraj było jak zwykle. Czyżby może coś odmieniło mnie? Muszę się zastanowić: kiedy wstawałam rano, czy byłam sobą? Prawie jak gdybym pamiętała, że czułam się trochę inna. Ale jeśli nie jestem ta sama, to następne pytanie – kim ja teraz jestem? O, to jest wielka zagadka” – powtarzam za Alicją z Krainy Czarów. Lipy i jaśminy kwitną w tym roku wyjątkowo bujnie i pachną oszałamiająco. Gdy pojawiłam się tutaj, jeszcze królowały bzy i krzaki dzikich róż, a ptaki radośnie wiły gniazda, nieustannie śpiewając swoje arie dźwięczne i lekkie jak powietrze. Wszystko mnie cieszyło i ciekawiło. Przemierzałam zapomniane ulice, idąc zawsze po słonecznej stronie, przywoływałam w pamięci bohaterów powieści Patricka Modiano, błądzących ulicami Paryża, starając nie zgubić się w dzielnicy: „Nigdy nie czuł się równie lekki jak w tej samotności, doznawał osobliwych chwil uniesienia z rana albo wieczorem, jakby wszystko jeszcze było możliwe, jakby – niczym w tytule starego filmu- przygoda czekała za rogiem. W letnich miesiącach nigdy, nawet w młodości, życie nie wydawało mu się tak pozbawione ciężaru, jak od początku tego lata. Bo też w lecie wszystko ulega zawieszeniu – to metafizyczna pora roku”. Mijałam kawiarniane ogródki wypełnione młodzieżą: dziewczynami o długich włosach topielic i niewidzialnych spódniczkach czy szortach, chłopców barwnie ubranych w czerwone, pomarańczowe spodnie, kuse marynareczki koloru indygo i słomiane kapelusiki. Wszyscy podłączeni do telefonów komórkowych, jakby to z nich biło ich źródło życia. W sobotnie popołudnie barwny tłum na potańcówce w Międzynarodowym Centrum Kultury Nowy Teatr. Duży plac przed budynkiem i hall teatralny – wszystko oddane we władanie gościom. Można wziąć książkę i zagłębić się na cały wieczór w miękkiej sofie, można przyglądać się bez końca radości baraszkujących dzieci, które przyszły tu z rodzicami, można poddać się rytmom przebojów, do których nogi same tańczą. Zapamiętaj tę chwilę lekkości wśród nieznanych, uśmiechniętych ludzi, w słońcu i muzyce. Kilka dni wcześniej, w tej samej przestrzeni, w hallu Nowego Teatru, oglądałam na video dwie opery wyreżyserowane przez Krzysztofa Warlikowskiego. Zachwyciła mnie „Alcesta” Glucka, uciekłam z „Don Giovanniego” Mozarta, którego akcja przeniesiona do współczesności, porażała cynizmem i rozkładem moralnym elit finansowych.
Dokąd dzisiaj, w którą stronę? „Leć z nami” zachęca mnie BigBook Festival. To już czwarta edycja organizowana przez Fundację Kultura Nie Boli. Również uważam, że „kultura nie boli” i że warto niestrudzenie zachęcać do czytania, polecać książki, cytować myśli ważkie, by oświetlały mroki codzienności. Leżaki rozstawione wśród drzew, wszędzie półki z książkami do poczytania na miejscu, co godzina nowe wydarzenie: spotkania z pisarzami, pogadanki o literaturze, czytanie książek przez aktorów, spektakle w plenerze, bicie rekordu czytania. Zanurzona w leżaku, w pełnym słońcu, przysłuchiwałam się wykładowi teatrologa, który analizował podejmowanie wątków z dramatów szekspirowskich przez literaturę póżniejszych epok. Oczywiście, nieśmiertelny Szekspir do dziś inspiruje twórców pióra. Jak żyje i tworzy pisarz w imperium zła – szukając odpowiedzi na to pytanie znalazłam się w namiocie festiwalowym na spotkaniu z Dmitrijem Bykowem, jednym z najważniejszych pisarzy i poetów współczesnej Rosji. Bykow okazał się człowiekiem wesołym, jak chochlik wymigiwał się od poważnych odpowiedzi, każde z pytań obracając w żart, co trochę męczyło, trochę dziwiło, ale wywnioskowałam, że stanowi to formę samoobrony wobec oceanu zła i absurdu zalewających Rosję. Jednak w poezji Bykow odsłania się, znajdujemy tam mnóstwo obaw, lęków, strach przed śmiercią, grozę nieuchronnie nadciągającej historycznej katastrofy. Życie wrażliwego twórcy w dzisiejszej Rosji, będącej postrachem świata, musi być wyzwaniem, odpowiedzialnością i męką, stąd, jakże rosyjski, „ smiech skwoz sljoz” Dmitrija Bykowa.
Kilka dni wcześniej w Instytucie Teatralnym spotkanie z herosem teatru – Eugenio Barbą, przy okazji spektaklu Odin Teatret „The Dead Brother”. Barba prowadzi swój teatr w zacisznej Danii, ale jak membrana wyłapuje konwulsje naszego świata. Aktorka Odin Teatret, Julia Varley, interpretowała wiersze, z których utwór Octavio Paz zaczarował mnie swoją tajemną siłą:
Jest to ulica długa i spokojna.
Idę w ciemnościach, potykam się, padam
I podnoszę się, moje ślepe stopy
depczą nieme kamienie, suche liście,
ktoś za mną również po nich stąpa:
gdy ja staję, on staje, biegnę, on też biegnie;
Odwracam się i patrzę: żywej duszy.
Wszystko tonie w ciemnościach, nie ma wyjścia,
skręcam, kluczę, zawracam, znowu skręcam,
lecz wszystkie skrzyżowania wychodzą na ulicę
gdzie nikt nie czeka na mnie, nikt za mną nie idzie,
gdzie ja idę za kimś, ktoś potyka się, pada,
podnosi się i widząc mnie mówi: żywej duszy.
Eugenio Barba, osobowość jasna, silna, radosna, mający w sobie płomień boskości, opowiadał o swojej najnowszej książce „The Moon Rises from the Ganges. My journey through Asian Acting Techniques”, podkreślając, że nie tyle ukształtowały go w życiu teatralne doświadczenia, ile spotkania z ludżmi, doświadczenie dzielenia się, porozumienia, wsparcia. Prosta, bardzo oczywista prawda, bezcenna.
Kupuję bilet i odrywam się od rzeczywistości przenosząc do północnych Włoch epoki renesansu dzięki wystawie w warszawskim Muzeum Narodowym – „Brescia. Renesans na północy Włoch: Moretto-Savoldo-Moroni-Rafael-Tycjan-Lotto”. Tematem wystawy jest renesansowe malarstwo północnych Włoch, Brescii, miasta położonego między Wenecją a Mediolanem. Ponad 50 obrazów przybyło na wystawę z Pinakoteki Tosia Martinenga w Brescii, z Akademii Carrara w Bergamo, z włoskich kolekcji prywatnych i z polskich zbiorów muzealnych. Oprócz obrazów można zobaczyć świadectwa kultury materialnej i duchowej północnych Włoch: meble, starodruki, medale, szklane naczynia, majolikę i zbroje. Wystawę otwiera arcydzieło Rafaela „Chrystus błogosławiący”, maleńkie rozmiarem dzieło o ogromnej sile wyrazu. Chrystus młodzieńczy, bez brody, zamyślony patrzy w dal i błogosławi nam prawą ręką, gdy lewa wskazuje przebity bok. Cierpienie i śmierć przemienione w transcendencję i siłę wiary. Obraz-modlitwa. Cztery sale wypełnia malarstwo religijne, w którym odbijają się wpływy twórców Toskanii i Wenecji. Dwie kolejne sale to portrety arystokratów, a wśród nich rzadkość, autoportret malarki renesansowej Safonisby Anguissola i znakomita praca jej pędzla „Portret mężczyzny z córką”. Wystawę zamyka sala zatytułowana: Villeggiatura, idylla pastoralna. Kultura villeggiatury polegała na wypoczynku z dala od miasta na łonie natury, przy poezji i muzyce, co odwoływało się do tęsknoty za Arkadią, mityczną krainą szczęścia. Wypoczywające osoby, w teatralnych pozach, chętnie utrwalane były przez malarzy na płótnach. We wszystkich salach, wystylizowanych scenografią na renesansowe palazzo, słyszy się dyskretne dźwięki „Koncertu wiejskiego” Carianiego. Wystawa jest podróżą w czasie do Włoch, przypomina główne wątki tematyczne podejmowane przez malarzy czasów humanizmu, w których człowiek znalazł się w centrum zainteresowania. Przypadek zwany losem sprawił, że w oknie antykwariatu dostrzegłam szukaną od dawna książkę wybitnego historyka sztuki Aby Warburga „Narodziny Wenus i inne szkice renesansowe”, co znakomicie dopełnia treść wystawy. „Nie zapomnieć, co się przeżyło. Chwili światła, gdy wszystko miało znaczenie, jakby łączyły się krańce czasu, który mijał. Nie zapomnij tego, co przeżyłeś, marząc o innych rzeczach, innych ludziach, innych czasach” – szepce mi do ucha zaklęcia Anna Arno w swoich „Oknach”.

.
Życzę Państwu słonecznego, pogodnego lata – KATARZYNA SZRODT

Obrazy: Dosso Dossi

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments