Jan Tomkowski – Użyteczność i zabawa

MP 433; Matejko, Jan (1838-1893) (malarz); Stańczyk; 1862; olej; płótno; 88 x 120 [106 x 135 x 9]

Pamiętacie, co pisał w swoich kronikach niezawodny Bolesław Prus?

Ach, zajmował się tyloma różnymi rzeczami: na przykład ulicznymi latarniami, warunkami pracy rzemieślników, higieną w szkołach, bibliotekami publicznymi, upowszechnianiem nauk ścisłych, nowymi wynalazkami. Długa lista tematów, którą objąć można właściwie jednym słowem: sprawy użyteczne.

Bardzo to ciekawe, że w roku wybuchu powstania styczniowego angielski filozof John Stuart Mill opublikował manifest utylitaryzmu, w którym dowodził, że wszystkie nasze czyny mają jakiś sens tylko pod tym warunkiem, że są użyteczne.

Dla Prusa użyteczność oznaczała odwrót od tego, co patetyczne, kolorowe, marzycielskie, pełne fantazji i mierzenia siły na zamiary. Użyteczność bywała szara, trudna, mało efektowna, ale w ostatecznym rozrachunku – nieodzowna dla istnienia jednostki i narodu.

Użyteczność ma w naszych czasach jedną wielka wadę: wcale nie jest zabawna.

Bo to, co zabawne, bywa po prostu bezużyteczne.

Z mediów zniknęły ambitniejsze programy, nikt nie pragnie już widza edukować, nadawanie programów społecznie użytecznych, prezentujących współczesną sztukę, naukę, filozofię grozi nieuchronnie utratą oglądalności. Bo popularność w dzisiejszych czasach zapewniają skandale, pospolite wygłupy, prostacki humor, kabarety ośmieszające głównie jedną orientację polityczną.

Zauważyłem, że publiczność uwielbia programy telewizyjne, podczas których piosenkarze nie śpiewają, lecz tańczą, śpiewają natomiast aktorzy, wszyscy zaś gotują zupę,  pieką chleb, wbijają gwoździe, jedzą robaki, skaczą do wody albo zajmują się polityką. Po co się tak wygłupiają, pytam. Czy nie mogliby robić czegoś bardziej użytecznego?

Mówienie i wypisywanie głupstw w programach o filmie, literaturze, teatrze czy muzyce stało się już właściwie regułą – redaktorzy i odbiorcy wybaczą wam największą bzdurę pod warunkiem, że będziecie zabawni.

Może to nic złego, bo i w przeszłości artysta bywał czasem kapłanem, a czasem błaznem.

Mimo wszystko – najpierw powinien być artystą.

Marna błazenada artystą jeszcze nikogo nie uczyniła.

Jan Tomkowski

 

O autorze:

Screenshot 2015-03-21 15.32.13

Jan Tomkowski  (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments