Jan Tomkowski – Mój pamiętnik literacki [25]

dlp

Zawsze miałem słabość do pięknych książek – niestety, w czasach mojej młodości skazany byłem raczej na czytanie szarych, brzydkich i pozbawionych nie tylko ilustracji, ale i jakiejkolwiek myśli graficznej tomów.

Po roku 1989 książki polskie wypiękniały.

W latach dziewięćdziesiątych do najbardziej atrakcyjnych pozycji na rynku należały kolejne tomy z serii „A to Polska właśnie” publikowanej przez Wydawnictwo Dolnośląskie. Do tego wspaniałego przedsięwzięcia chciałem dołożyć książkę według własnego pomysłu.

Zajęty innymi pracami, pewnie trochę się spóźniłem.

Kiedy napisałem do Jana Stolarczyka, seria przeżywała już pewien kryzys – nie tylko komercyjny. Mój pomysł przyjęto z wyraźnym wahaniem. Wcale się nie dziwiłem, bo książki luksusowe rozchodziły się coraz gorzej, a pozyskiwanie materiału ilustracyjnego bez stosownych opłat stało się – po okresie żywiołowej anarchii –  coraz bardziej ryzykowne.

Chciałem napisać książkę o polskich latach sześćdziesiątych, zatytułowaną „Siódma dekada”. Jak „Siódma pieczęć”? Jak „siódma góra” i jak „siódme niebo”? Być może. Poszczególne rozdziały dotyczyć miały muzyki, mody, młodości, kultury, fascynacji lotami kosmicznymi, wreszcie nudy, charakterystycznej dla tamtej epoki, mimo wszystko malowniczej i niezapomnianej. Dziesięć czy dwanaście lat temu taka pozycja, przywracająca równowagę między polityką a życiem prywatnym miałaby sens. Dziś oczywiście byłaby już spóźniona.

Do zawarcia umowy nie doszło, ale redaktor Stolarczyk poszukiwał akurat autora do syntetycznego opracowania historii literatury polskiej. Zdecydowałem od razu, że „Dzieje literatury polskiej” różnić się będą od „Literatury polskiej” w maksymalnym stopniu. Książka z Lwem na okładce była szalona, mozaikowa, prowokująca. „Dzieje” miały być dostojnym, ekskluzywnym wydawnictwem opatrzonym mnóstwem ilustracji łączonych z tekstem dość tradycyjnie, bez jakiejkolwiek ekstrawagancji. A poza tym omówienie całego naszego piśmiennictwa zmieścić się miało na stu dwudziestu stronach, bo resztę wypełniał materiał ikonograficzny.

Z „Literatury polskiej” zachowałem jedynie uproszczony podział na cztery zaledwie epoki: literatura staropolska, wiek XVIII, wiek XIX i wiek XX. Po raz pierwszy taka konstrukcja pojawiała się w ciągłej narracji. Bo „Dzieje literatury polskiej” były właściwie opowieścią, książką do czytania, a nie do nauki. Oczywiście, na końcu znajdowało się obszerne kalendarium, skromna bibliografia oraz indeks, lecz starałem się przede wszystkim, by czytelnika nie zanudzać. A przy okazji z mnóstwa podawanych faktów, nazwisk i tytułów wydobyć jakiś wątek jednoczący całość.

Czy literatura polska w ciągu kilku stuleci, powiedzmy od Reja do Herberta, od „Bogurodzicy” do „Dziennika” Gombrowicza, od średniowiecza do końca XX wieku, może być traktowana jako sensowna i zwarta opowieść? A jeśli tak, to jaki płynie z niej morał?

Nie chciałem poprzestać na ustaleniach, do których ograniczają się zwykle poloniści zajęci rozpatrywaniem gatunków, badaniem poetyk i prądów literackich, dowodzący ich przemienności, żywotności i zamierania. Wydawało mi się o wiele istotniejsze związanie z życiem narodu, na które literatura polska – zwłaszcza w okresie niewoli – zawsze była skazana.

Niezwykle pouczające (a dla czytelników jakże szczęśliwe) okazywało się występowanie we wszystkich epokach dwóch przeciwstawnych, ale zarazem uzupełniających się tendencji: proeuropejskiej, dążącej do adaptacji obcych wzorów, „postępowej” i rodzimej, broniącej tradycyjnych wartości. „Europejskiemu” Kochanowskiemu Rej przeciwstawiał swojską kuchnię, domowe wychowanie i dobre szlacheckie obyczaje. W XVIII wieku o kompromis było już znacznie trudniej. Z jednej strony – wzory francuskie, a z drugiej – dworki szlacheckie, ostoja patriotyzmu. Jędrzej Kitowicz z melancholią żegnał odchodzący w przeszłość świat sarmatyzmu. A co mówił nam o tym ustami tytułowego bohatera swego poematu Adam Mickiewicz, który Europę znał nie gorzej od oświeceniowych reformatorów? Czy uczestniczą również w tym dialogu Miłosz, Gombrowicz, Herbert, Rymkiewicz?

Dobór materiału ilustracyjnego wydawał się równie ważny. Usiłowałem odejść od schematu nakazującego pokazywanie fotografii pisarza (zwykle marnej jakości albo doskonale znanych) i reprodukowanie okładek książek (wyłączając nieliczne wyjątki, zwykle mało atrakcyjnych). Motywem przewodnim miały stać się zdjęcia i ryciny przedstawiające pracownie pisarzy – ich wspaniale urządzone gabinety, a nieraz skromne sublokatorskie pokoiki. Patrzcie, tu powstała „Grażyna, tu Trylogia, a tutaj – przy tym biurku – „Noce i dnie”!

Z realizacją bywało różnie, bo za ilustracje nikt nie chce płacić, a mało kto zgadza się udostępniać je za darmo. Moi koledzy z Paryża i Londynu pytali grzecznie, ale stanowczo, ile też zarobią wykonując zaplanowane przez mnie fotografie. Na szczęście miałem już aparat cyfrowy, robiłem co się da na własną rękę. Niektóre ilustracje po prostu aranżowałem, by na stronach nie dominował tekst.

„Dzieje literatury polskiej” były chyba moją pierwszą książką, której powstanie umożliwiła poczta elektroniczna – wynalazek jeszcze nieznany, gdy w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych chodziłem do wydawnictwa z teczkami maszynopisów. Tym razem wszystko odbywało się inaczej. Nie poznałem nigdy moich redaktorów ani korektorów, nie widziałem na oczy autora oprawy graficznej. Nie uwierzycie chyba, ale chociaż przez kilka miesięcy mieszkałem we Wrocławiu, nigdy nie zaszedłem do siedziby Wydawnictwa Dolnośląskiego. Nie było potrzeby, nie było zaproszenia?

Czy ja wiem?

Książka ukazała się ostatecznie w większym formacie i opatrzona logo poznańskiego wydawnictwa „Publicat”. Była droga, ekskluzywna i chyba słabo promowana. Ja w każdym razie nie doczekałem się nigdy okazji, by na jej temat porozmawiać z czytelnikami.

Bywa i tak.

.

Jan Tomkowski

.

O autorze:

Screenshot 2015-03-21 15.32.13

Jan Tomkowski  (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.

,

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments