Grzegorz Kozyra – Moje stare płyty (4) Genesis

 

Genesis, zespół wybornych muzyków, długo dochodził do perfekcji. Tony Banks, Phil Collins, Steve Hackett, Mike Rutheford, Peter Gabriel ćwiczą, grają, koncertują, kłócą się, szaleją, by po niezłych pierwszych płytach, stworzyć dzieło wielkie, w annałach art rocka zawsze klasyfikowane w pierwszej dziesiątce – Foxtrot  z przejmującą i sugestywną 23-minutową suitą Supper`s Ready.  

Pierwszy utwór Genesis, jaki usłyszałem w „Trójce”, Powrót olbrzyma, wyróżniał się motorycznym graniem sekcji rytmicznej i dominującym ponad wszystko śpiewem Gabriela, który mnie totalnie zaskoczył i zwalił z nóg. Pomyślałem, że takich wokalistów, jak on, jest może trzech na świecie – Greg Lake, Roger Plant i właśnie Peter. Później starałem się szukać ich płyt wszędzie, w radiu, na Giełdzie Staroci, na taśmach u kolegów. Nie było to łatwe, bo Genesis nie był popularny w owym czasie w Polsce. King Crimson, Pink Floyd, Yes to klasa światowa, a Genesis? Na Wyspach Brytyjskich uważano ich muzykę za pretensjonalną i wydumaną. Tymczasem Foxtrot zaskoczył krytyków.

Teksty Gabriela czasami niezrozumiałe, ale obrazowe i ekspresyjne, krytyczne wobec Anglii, jej wodzów i bohaterów, opowiadają o ludziach pogrążonych w smutku i melancholii, nie radzących sobie  z życiem. Wokalista wyśpiewuje o tym, że istniejemy jakby pod ziemią, że wszyscy nas oszukują, a flaga brytyjska przypomina worek foliowy. W ostatniej części Supper`s Ready wykrzykuje „Pan Panów/Król Królów/ powraca do domu swoich dzieci/by wziąć ich do Nowego Jeruzalem”. 

Niby optymistyczne zakończenie, ale Gabriel je inaczej interpretuje:  Dla mnie to było kroniką swoistych doświadczeń duchowych, tej podstawowej walki między życiem a śmiercią, dobrem a złem. Pod koniec utworu, śpiewając z największym mocą i uczuciem, na jakie mogłem się zdobyć, czułem się tak, jak gdyby od tego zależało moje życie.

Muzyka poprzez zmienne schematy rytmiczne i harmoniczne nie przypomina niczego, co dotąd stworzono w progresywnym rocku. Jest bajecznie taneczna, a przy tym apokaliptyczna, fascynująco ekspresywna. Suita składa się z siedmiu części. Początek wprowadza nas w dramat codzienności. W życie banalne. Gabriel śpiewa o miłości, ale sarkastycznym tonem. Organy Banksa nadają pieśni charakter kpiny. Gitara Hacketta jest instrumentem wiodącym. Kiedy słyszymy jej dźwięki, zdaje się nam, że kolacja jest naprawdę gotowa. Czas zasiąść za stołem.

W muzyce Genesis najbardziej ujmująca jest melodyczność, umiejętność rozpisywania dźwięków na głosy, chórki. Ta śpiewność ma oczywiście swoje zalety i wady. Banks wspominał, że większość jego pomysłów do suity pochodziła jeszcze z okresu szkolnego, co niestety ma też swoje konsekwencje. Proste melodie mogą bowiem stać się nazbyt zwyczajne, niewyszukane, pospolite. Takie są zagrożenia, z którymi jednak Genesis doskonale sobie poradził.

W środkowej części suity, spokojnej i wyważonej, kiedy Gabriel śpiewa o Narcyzie zamienionym w kwiat… oczekiwalibyśmy narastającego buntu. I tak za chwilę się staje. Między 11 a 14 minutą dzieje się najwięcej. Krzyki, grzmoty, wygłupy. Instrumenty eksperymentują. A potem słyszymy cudowne dźwięki fletu, pogrywa gitara, to wstęp do najbardziej dynamicznej części szóstej Apocalype in 9/8 budzącej grozę, z doskonałymi partiami organów i  stworzonej w metrum nieparzystym, ale tanecznym…  na 9/8. Następnie biją dzwony i rozpoczyna się część ostatnia. Gitara wchodzi przejmująco, Hackett pokazuje swój lwi pazur, jego gra znamionuje mistrza. To wybitne podsumowanie ogromnej roli instrumentów strunowych w tym utworze. Zresztą, zadziwiające, że trzy gitary, organy, melotron, pianino, flet, wiolonczela oraz instrumenty perkusyjne potrafiły oddać atmosferę muzycznego napięcia, a przy tym zbliżyć się do koncertu orkiestry symfonicznej.

Steve Hackett mówił: Gdy nagraliśmy Supper’s Ready nie byłem pewien, czy to się sprawdzi. Wydawało mi się, że ten utwór jest za długi, by publiczność mogła go zaakceptować. Myliłem się, bo przyjęcie tego utworu było niesamowite. Okazało się, że ludzie chcą właśnie czegoś tak awanturniczego – muzyki, która byłaby jak podróż i nawet w ramach jednego utworu prowadziłaby ją w różne miejsca.

Podróż w świat walki dobra i zła udała się. Supper`s Ready przybliżył Genesis do sukcesu. Gabriel odkrył swoje nowe powołanie i zaczął występować podczas koncertów w dziwnych strojach, kostiumach, w maskach. Muzycy poczuli się pewnie na scenie. Rozpoczęła się nowa era zespołowego grania.

Ciekawa jest okładka płyty. Baśniowa, surrealistyczna, kolorowa. Autorem jej był Paul Whitehead, dyrektor artystyczny magazynu Time Out. Przedstawia akwen wodny, a na nim płynącą na tafli z lodu dziwną postać w masce lisa. Widać także w oddali delfina wyłaniającego się z wody, a nad kobietą w masce wrak statku. Na plaży pojawia się grupa ubranych na czerwono jeźdźców o twarzach potworów. Whitehead opowiadał, że słuchając muzyki Genesis podczas śniadania czy obiadu wyobrażał sobie taki pejzaż, który budził zarówno dobre, jak i złe skojarzenia.

Grzegorz Kozyra

 

O autorze:

Grzegorz Kozyra: eseista, poeta, dziennikarz. Autor czterech tomów eseistycznych: W CZASIE NIEDOKOŃCZONYM (2005), DUCH SŁOWIAŃSKI (2009), CIEŃ I MAGNOLIE (2013), PODRÓŻE Z ORFEUSZEM (2016), MÓJ JAZZ (2017), Pieśni dla Żywych i Umarłych (2018), Godziny z Polihymnią (2018)

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments