Grzegorz Kozyra – Mój jazz [24] – Miles Davis i Gil Evans

 

Miles Davis z Gilem Evansem tworzyli duet doskonały. Porgy and Bess, Sketches of Spain oraz ulubiona płyta Hancocka Miles Ahead wzruszały, ale i tworzyły trójkąt równoboczny o takich samych kątach. Trudno bowiem wyróżnić którąś z nich. Gila Evansa bodaj Lee Konitz nazwał „nieskończonym poetą”. Jest to określenie najbardziej adekwatne do jego twórczości i nic więcej nie trzeba dodawać.

Miles Ahead dwudziestka muzyków dokonuje cudów, a Miles rzeczywiście prze do przodu z zadziwiającą łatwością, nie przedzierając się wcale przez gęstwinę lasu, ale idąc powoli przez pola, grając na skrzydłówce z polotem i nieskazitelnym tonem. Nie słychać tutaj słynnej chropowatości, szorstkich dźwięków, lirycznie brzmi flugelhorn na tle sekcji dęciaków, m.in. trąbek, saksofonu, puzonów, tuby. Zaczyna się bluesowo i ostro, ale potem następuje The Maids of Cadiz Delibesa, ciepło Południa ogarnia nas, i oczekujemy na wiatr, który orzeźwi naszą spaloną skórę.

Kolejne tematy zmieniają się jak w kalejdoskopie i nie wiemy, który jest najpiękniejszy. Tytułowy Miles Ahead jest tak znany, że wystarczy posłuchać początku, by zamienić się w słup soli. Nie oglądajmy się w tył, skazani zostaniemy bowiem na zawsze w człowieka bez przyszłości. Następne utwory skażone są już bluesem, ale jakim? Ożywczym, świeżym, inspirującym. Miłośnicy bluesa muszą przyznać rację tym, którzy w tej właśnie muzyce odnajdują ślady prawdziwej wolności.

Najczęściej słuchałem jednak hiszpańskich klimatów, a więc Sketches of Spain i dwóch genialnych utworów: Joaquina Rodriga Concierto de Aranjuez oraz Gila Evansa Solea. Nie było w owym czasie mojej samotności nic bardziej poruszającego. Tuby, klarnet basowy, flety, rogi, oboje pastelowymi plamami rzucanymi jakby od niechcenia zakreślają dźwiękowe tło, Miles porusza się swobodnie pomiędzy nutami, czasami brzmi słodko, czasami ponuro, raz ekspresyjnie, jeszcze innym razem melancholijnie. Solea oznacza samotność, a we flamenco to jakby podstawa. Jak zagrać kolejne nuty, by wyrażały nasze odosobnienie, izolację…? Evans tworzy taki mikroklimat, zabiera nas na samotną wyspę i nawet wtedy, gdy widzimy poruszające się sylwetki tancerzy, nie idziemy za nimi. Ostatecznie zamykamy się w swoim Ja.

Geniusz Evansa najpełniej może zabrzmiał na płycie Out of the Cool w utworze Nevada, wielokrotnie cytowanym i wykonywanym przez innych muzyków. Fragment kompozycji Evansa pojawiał się także na początku audycji „Trzy kwadranse jazzu” prowadzonej przez Jana Ptaszyna-Wróblewskiego. Lider rozpoczyna na pianinie, towarzyszą mu Elvin Jones wystukujący rytm, bas Rona Cartera, gitara Raya Crawforda i dęciaki na czele z bardzo dobrym trębaczem Johnnym Colesem. Oczywiście znajdujemy się poza coolem, swingujemy razem z orkiestrą, może nawet w Dolinie Śmierci odnajdujemy jakiś nieznany motyw melodii, która znieczula nas na temperaturę. Czy damy radę? Czy uciekniemy od grobu? Pasjonująca to historia opowiadana kolejnymi improwizacjami instrumentów: od trąbki i puzonu po tubę, saksofon i gitarę. Nie zawsze jest tak, że mamy wrażenie poznania Absolutu poprzez dźwiękowe pasaże… w muzyce Gila Evansa jest to możliwe. Od 10 minuty Nevady dzieje się coś niezwykłego – nieśmiertelny poeta zamienia się w mistyka.

..

Grzegorz Kozyra

..

Książka

“Mój Jazz”

już się ukazała

 .

O autorze:Screenshot 2015-04-29 00.31.42

Grzegorz Kozyra: eseista, poeta, dziennikarz. Autor czterech tomów eseistycznych: W CZASIE NIEDOKOŃCZONYM (2005), DUCH SŁOWIAŃSKI (2009), CIEŃ I MAGNOLIE (2013), PODRÓŻE Z ORFEUSZEM (2016).

.

.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments