Gabriel Leonard Kamiński – Mogę chodzić po wodzie

Time Machine 02

 

 

Cała jesteś

Cała jesteś babciu w męce pańskiej,
a ja nie potrafię rozgrzeszyć twoich myśli,
ani czynów, nawet tych niedokonanych.
Zamieszkałem w twoim sercu, rozgościłem się
w twojej duszy, rozsadziłem twoje myśli,
po to by zobaczyć ten ziemski ogród
w dalekiej perspektywie upadłych gwiazd,
aniołów i druidów, którzy musieli tu
przed nami mieszkać ryjąc jamy w spalonym
lesie, w bliznach skamielin.

Cała jesteś babciu jurodiwa w tych szeptanych
wypominkach do  bogów rządzących tą krainą,
do rzek, pagórków i mielizn, do oczeretu jeziornego,
do falochronów pokrzyw grodzących nasze
rodzinne gniazdo od nieprzebranych
czeluści, w których gnieździ się astralne
zaklęcie rządzące tą ziemią, tak inną od innych.

Cała jesteś w aniołach i biesach, od pokuty,
aż po zatratę, one zaprzężone w chmarę
mrok za sobą ciągnąc orzą skiby aż do gołej skały,
tak by pot łuną wystąpił nad polem znużonym,
otwartym na wszystko ziemskie i nieziemskie
co zamieszkało w tym sądnym czasie
między nami.

3/08/16

.

Zeszliśmy głęboko              

Matko zszedłem bardzo głęboko pod ziemię,
głębiej niż Kimerzy, po to by zobaczyć
czy wszystko u ciebie w porządku, ale
cię nie zastałem. Wiem, że wychodzisz
na dalekie spacery i że miasto rozrosło się
ponad ludzką miarę, ale czy warto w czasach
bez pamięci supłać brzegi ziemi tylko po to, by
uzyskać absolutną pustkę i nurzać się w niej
bez końca i początku powtarzając na głos
imiona, nazwy przedmiotów i rzeczy poddanych
zatracie.

Wyszliśmy z tej ziemi na kolanach i wrócimy
do niej, jak wędrowcy bez macierzy, jak apostaci
bez ojcowizny, bez swoich małych ojczyzn
albowiem jesteśmy jeno matko scalonym
na to jedno życie prochem i w proch
obrócimy się na palcach jak jednodniowe
jątki albo baletnice i nie będzie nam dane
poznać sensu świata do końca stawiając
przeciw sobie ostatni oddech licząc
w ostateczności na prolongatę
jego spłaty. I słyszę
jak osypuje się nam spod nóg ziemia.
Jak wiesz, to wszystko dla naszego dobra.

12/08/16-15/-8/16

.

Wojna przyszła…

.
Wojna przyszła za szybko babciu, jeszcze
sady nie oddały owoców, a okopy
wykrapiały z siebie supełki krwi.

Po pierwszej łunie siodłaliśmy odwrót
z tej krainy owianej wieczną mgłą
Ptasie gniazda szły za nami krok w krok,
światło co chwilę zamykało się w sobie.
Znając każdą ścieżynę na pamięć
szliśmy na wiarę, przydrożne świątki
rozmodlały nasz strach na drobne.

Szafa, którą zostawiliśmy za sobą
była ciemna i głęboka niczym noc.
Oszukując strachy jako dzieci
szykowaliśmy się w niej do snu.
Ciemność mając zwiniętą pod głową
prosiliśmy o opiekę duchy Wilejki.
W dali majaczyła Góra Trzykrzyska
i kapelusz prababci Nagórskiej; szybował
nad nami jak spadochron lub namiot;
wiatr wypełniał każdą nitkę i splot.
Im był bliżej ziemi, tym więcej czepiało się
go śmiertelnie przestraszonych sąsiadów,
a także kurzu i piasek. Później lepiliśmy z nich
nasze zabawki, nietrwałe i śmiertelne
jak czas, w którym przyszło nam
zmierzyć się z kruchością  żywota.

Gdy zatrzymaliśmy się w końcu
w pustej szkole, wyjąłem pudełko po butach
i delikatnie rozwiązując szary papier
przyglądałem się miniaturze naszego domu,
lilipucie meble przykryto całunem, stół
zionął pustką, szyby zaklejone gazetami
nie przepuszczały oprócz światła
cienia nadziei. Od tego momentu
byłem pewny, iż życie dorosłych
składa się z nieustannych wyrzeczeń
i daremnych próśb  rzucanych
przydrożnym świątkom pod nogi.

.

Mogę chodzić po wodzie 

Matko mogę chodzić po wodzie,
o każdej porze dnia i nocy, staram się
powoli dochodzić do sedna rzeczy, do istoty
jestestwa rzeczy ożywionych i martwych,
tak jak w pierwszej Ewangelii, albo tej,
która nastanie po nas.

Matko, nie bój się, wyciągnę cię
na powierzchnię i brodzić będziemy
w płyciznach tataraku, jesteś teraz
poza zasięgiem mojego pióra, lecz wiedz,
że ogarniam wzrokiem twój alfabet życia,
ten od Kosmowszczyzny, Antokolu, aż po
poddasze na Przodowników Pracy.

Przykryję cię czeremchą, abyś mogła
czerwone korale odmówić różańcem
i światło zostawić w domu zapalone,
tak by nikt nie miał wątpliwości,
iż jest w nim zaryglowane życie. Klucz
zawieszę na szyi niczym stygmat
lub talizman i pójdę przed siebie
na cztery wiatry albo na zatracenie.

Nie uchodź matko, tak szybko
z tego świata, zerwiemy jeszcze
niejedną noc, przegadamy drzewa
i wiatr, kłaść ci będę liście opadłe
pod głowę, żebyś wzrokiem ogarnąć
mogła horyzont, od łuny, aż po tęczę.
Całą resztę  opowiem ci bez słów.

2/12/16-9/12/16

.

   W otchłani

Wołam do ciebie z otchłani matko,
ze studni czasu, a ileż w niej ślepych kręgów,
że nie śmiem zliczyć, czuję się
jak kret klucząc z zamkniętymi oczami
po cembrowanym piekle, oswajam się
z wizją synestezji, przepowiedniami
Nostradamusa, św. Jana od Krzyża,
myślę, że doświadczyli drugiego dna
ludzkiej duszy, tego niesłyszalnego dla nas
jednostajnego wycia, pozostawionej
samej sobie, na tym pustkowiu
zamieszkanym przez czyste zło, stąd
tylko krok do absolutnego dna,
do tej chwili, kiedy wszystko staje się
obojętne, życie, rodzina, jutro, pozwól
więc, że będę cię niepokoił, dostrajając swój
krzyk do twego milczenia, pozwól,
iż będzie to nasza wspólna improwizacja,
taki duet na dwa zdarte  gardła
od niemego krzyku, może otworzą się
niebiosa i spadać będziemy oboje,
każdy zdany na własny
osobny kaleki język.

14/11/18.11.16

6
Dotknąłem cię 

Dotknąłem cię Gabryniu
gorejącym głogiem, kiedy łuna
załamując się pod ciężarem
sklepienia niebieskiego wtula się
w twoje ramiona.

Okadziłem cię różańcową jarzębiną,
dojrzała sypać się będzie na ziemię
jak soczewica, z jej owoców uczynię
cierpką koronę i smakować będziemy
własny ból niczym postną polewkę,
a język kołkiem będzie stawał w poprzek głodu.
Granice naszego świata zawsze będą
umierać w naszej pamięci niczym
gwóźdź  z krzyża pańskiego.

Bo tylko my Lechici widzimy świat
jako nieskończony nieboskłon,
od stóp ziemi aż po wierzchołek nieba
zanurzony w sacrum, w nieprzejednanym duchu
praw królestwa tego danego nam
od przodków na wieczną jurysdykcję,
aż do końca zapoznanego świata.

14/11/16-29/11/16

.

Pielgrzymka Anny Teodozji

Twoja nieustająca pielgrzymka Anno
do wrót Wilna, i anielskiej Wilejki
opasującej miasto wstęgą wieczystą
nigdy się nie skończy. Wiesz, to tak
jak ofiarowanie siebie
nienarodzonemu dziecku
albo hołd złożony wstęgą żywiołów
naszej życiodajnej karmie.

Pielgrzymujesz Teodozjo do Matki
Boskiej Ostrobramskiej,  do stóp
Góry Trzykrzyskiej i Ziemi Obiecanej.
Słyszę w oddali kroki tych, którzy
niedoszli do rozstajnych dróg, jeno
odlani w lawie pamięci zastygli
niczym pompejańskie rzeźby
o krok od rodzinnego progu.

Będziemy jeszcze witać wiosnę
u wrót Wilczej Łapy, lub toczyć
pojedynki z jesienią tuż przy Rossie,
albo zapadać w sen zimowy mając
za plecami zodiak Zwierzyńca.

14/12/16-18/12/16

.

Gabriel Leonard Kamiński

.

 

Wiersze z ksiązki poetyckiej “Wróżenie z pamięci”, która ukaże sie w tym roku. Tomik bedzie rozliczeniem z polsko-litewskimi korzeniami Autora.

.

O autorze:

GLK.foto. Ostrowska.270

Gabriel Leonard Kamiński, (1957), absolwent IV LO i Instytutu Bibliotekoznawstwa Uniw. Wrocławskiego. W 1987 roku rozpoczął pracę w Domu Książki Wrocław. Kierownik księgarni Wyd. Dolnośląskiego  im. Worcella (1989/1990). W latach 1991-2000 prowadził kolejne księgarnie, hurtownie i wydawnictwo Arhat”. Od 2001 roku dziennikarz i recenzent w Portalu Księgarskim. Od 1990 roku członek SPP. Laureat ok. 40 ogólnopolskich konkursów poetyckich. Autror dziesięciu książek: „Opis rzeczy szczególnie martwych”, „Nie ma między nami różnicy”,„Ulica Przodowników Pracy”,”Deja vu”,”Wratislavia cum figuris”, „Roth. Nowy Testament”, „Pejzaże”,”Wratislavia cum figuris I”,(zapis na  DVD), wznowienie “Roth. Nowy Testament”. W druku zbiór opowiadań “Pan Swen albo Wrocławska Abrakadabra”. Hobby: muzyka poważna, jazz, podróże.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments