Barbara Gruszka – Zych – Świadek koronny

Screenshot 2015-05-04 18.02.58

Dziewczyny przechodziły deptakiem ubrane jak na wybiegu modelek. Widać było, że od wczorajszego wieczoru obmyślały zestawienia kolorów, długość spódnic, głębokość dekoltów, wysokość bucików, sięgających w tym sezonie, nawet w środku lata – po kolana. Niektóre tylko pozwalały sobie na beznamiętne podanie swojej urody w sportowym dresie, albo zwykłej bluzce i spodniach bez zaczepiających oko detali. Większość poruszała się z  wdziękiem, jakby mimochodem unosząc te swoje kilkadziesiąt kilogramów, pachnących perfumami i mleczkami tuż nad ziemią. Kilkunastocentymetrowe słupki ich szpilek to był tylko pozór kontaktu z ziemią. Mężczyźni widzieli nad chodnikiem osobno ich delikatne, nie pocięte nawet projektem zmarszczki buzie, osobno nogi ściśnięte z góry przepaską spódnicy, osobno piersi chwilami pokazujące ciemne guziczki sutek. Wszystko to fruwało w męskich oczach przy dźwiękach muzyki dochodzących z wesołych miasteczek ustawionych co kilkadziesiąt metrów przy trasie deptaku.

– Po co płacić za wstęp do wesołego miasteczka, tu też wesoło – powiedział wciskając głębiej ręce w kieszenie. Widać było jak mocno wciągnęło go oglądanie mijanych dziewczyn. Kobiety się nie liczyły. Miały powyżej trzydziestu lat i nosiły na ciele mniej lub bardziej widoczne znaki zepsucia.

– Zobacz jakie ta ma warkoczyki, kołyszą się jak idzie, to mi się podoba… – dzielił się wrażeniami z idącą obok kobietą. Też miała ręce wsunięte do kieszeni i twarz zakrytą włosami zwianymi przez wiatr. – A jakie ta ma nóżki w czerwonych bucikach… Przebiera nimi jak konik, nikt tak nie chodzi– rozmarzył się i przyśpieszył kroku, żeby dłużej obserwować dwudziestokilkulatkę z białymi włosami całkowicie skrywającymi jej granatową bluzeczkę.

– Kiedy patrzę na nie od razu mi lepiej, jakbym miał więcej siły – odgarnął włosy z czoła i wyprostował się w tej swojej sportowej, białej marynarce. – Chce się żyć i pisać wiersze – odruchowo sprawdził czy w kieszeni ma notes i wieczne pióro, którym na wieczne czasy zapisywał swoje spostrzeżenia. – Takim dziewczynom każdego dnia powinno dawać się różę – powiedział, zerkając na mijającą ich wysoką, rudowłosą panienkę w zielonej sukni na ramiączkach, z tysiącem piegów jak brązowe cekiny zsypujących się z ramion.

– Od niej pachnie mocną kawą… Jaka piękna…– prawie krzyknął i potrącony przez tłum o mało nie wpadł na idącą obok niego kobietę. Musiał przez chwilę mocno objąć ją w pasie, żeby nie stracili równowagi.

– Kupi pan różę dla pani? –  na tym przymusowym przytuleniu zastał go ciepły głos delikatnej szatynki, z grzywką przedzielającą czoło i ukrywającą prawe oko. To jej niebieskie prawe kokietowało go znad koszyka pełnego ciętych róż, ułożonych jedna przy drugiej jak wyłowione z ogrodu muszle. Zamiast szumu ze zwiniętych płatków ich wnętrz dochodził obezwładniający zapach, który poczuł nawet z tej odległości.

– Długo sięgał do portfela, ukrytego w wewnętrznej kieszeni marynarki. Róże sprzedawane na deptaku były kilkakrotnie droższe niż w kwiaciarni. Żeby nie popełnić gafy, należało jeszcze dodać napiwek. Kwiat podany przez taką kwiaciarkę jest przecież bezcenny – musiałby napisać w kolejnym wierszu.

– Dziękujemy pani bardzo – usłyszał uprzejmy głos towarzyszącej mu kobiety i natychmiast opuścił rękę w roztargnieniu szukającą pieniędzy. Poczuł się rozgrzeszony i dobrze wypadł przed dziewczyną z różami, która przecież nie mogła pomyśleć: „Facet bez fantazji”, ale raczej: „Jaką oszczędną ma babę”.

Przyśpieszył kroku, żeby strzepnąć z siebie ciężar niezręczności. Tak naprawdę umiał zachwycać się kwiatami i dziewczętami. Przed laty poświęcił nawet jednej wiersz. Kwiaty, które wtedy dla niej kupił nie więdły. Przypominały jej buzię i nigdy nie starzejące się uczucie. Zapomniał tylko, że ta, o której pisał, szła teraz obok z rękami w kieszeniach. Świadek koronny w postępowaniu o niewiarygodność jego słów.

 

Barbara Gruszka-Zych

Fot. poetki: Grzegorz Hajkowski,  fot. tytułowa: Eugen Wiśkovsky

 

O autorze:

Barbara Gruszka-Zych (fot. Grzegorz Hajkowski)

Barbara Gruszka-Zych jest poetką i dziennikarką „Gościa Niedzielnego”. Wydała kilkanaście zbiorów wierszy. Ostatnio „Szara jak wróbel” 2012 (książka znalazła się w dwudziestce tytułów nominowanych do nagrody „Orfeusz” 2013), „Koszula przed kolana” (2014), „Nie ma nas w spisie” (2014). Wybory jej wierszy ukazały się też w kraju – „Mężczyzna i kobieta przed kremacją” (2011), i „Dowody na istnienie ciemni” (2014) oraz za granicą – polsko-litewski „Śpię z tobą pod skórą” (Kowno 2006), rosyjsko-polski „Dzban pełen ognia” (Sankt -Petersburg 2009), „Dwoje o miłości” z Juliusem Kelerasem (Wilno 2012). Jest autorką dwóch zbiorów reportaży: „Mało obstawiony Święty. Cztery reportaże z Bratem Albertem w tle” (2002), i „Zapisz jako…” (2004), oraz wspomnienia o Czesławie Miłoszu „Mój Poeta” (2007). Jej wiersze tłumaczone były na litewski, rosyjski, ukraiński, białoruski, niemiecki, czeski, węgierski, włoski, serbski, rumuński, angielski, arabski.

W 2015 roku za tomik „Koszula przed kolana” została uhonorowana nagroda ks. Jana Twardowskiego.

 

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments