Artur Ułamek – Znikanie i mijanie

FOT 01

   Zimno. Spadina. Ten Editions na rogu ceglastego budynku. Lewa noga. Drzwi. Cieplej. O! i… jacyś nawet czytelnicy ciągle jeszcze wymierają na stojąco w antykwariatach, w tych przecież coraz węższych przejściach, między regałami – niczym owi wspaniali Spartanie pod Termopilami, broniąc Zachodu przed Wschodem – za co im chwała, zawsze to jakiś cień znaku, ze znikającej przeszłości, ale jednocześnie i wizualny stygmat pożegnania, albowiem ich biologiczne awatary, już relaksują się wielce pretensjonalnie w rozciągniętej na cały kraj pajęczynie Indigo, w masujących ofertach tego i owego, pijąc podprogową “premium cafe” z emblematem syrenki w ekologicznie zielonkawej pieczęci, albo modną wodę, kupując wcześniej semiotyczne gadżety,  kalendarze, czekoladki, maskotki, smukłe drewniane tace, notesy…

   Wchodzi się tam jak do fryzjera, do kosmetyczki, do sal gimnastycznych, sal pocieszeń, załatań, dodań, aby wyjść z torbą, ze znakiem pozytywności używania życia, jak z Hudson Bay lub Bannana Republic. Ten sam poziom trzpiotowatości powierzchni  istnienia.

*

   Znikają antykwariaty – a zniknęły już małe księgarnie – znikają sklepiki, kawiarenki, bary, puby, sklepy z fajkami i tytoniem; znikają stare, niezdrowe nałogi, a na ich miejsce pojawiają się nowe, bardziej wyrafinowane, ponownie usankcjonowane kulturowo i politycznie. Później zastąpią je inne.

   Zeszłego lata zniknęła jedna z księgarni Book City na ulicy Bloor,  pozostały jeszcze tylko trzy. Odpowiedzialny jest duch czasu, czyli wycieranie, ale także i zawzięte ambicje takich czy innych jednostek, myślących w kategoriach korporacyjnych, czyli nie kulturowych.

FOT 02

   Znikają archiwa bibliotek (skanowanie starych czasopism i gazet, jest nazbyt kosztowne i czasochłonne); ba, biblioteki wyprzedają za pół darmo swoje zbiory, po śmierci rodziców znikają biblioteczki domowe: młodzi, jakże chciwi bycia nowoczesnymi, brzydzą się posiadaniem kurzących się książek (po zakończeniu edukacji, pozbywają się ośmieszających reliktów). Nie ma czasu na przeszłość, gdyż czas jest pędzącą przyszłością.

   Stare samochody zniknęły na początku lat dziewięćdziesiątych, i wszystkie nagle były nowe; jeszcze kilka lat wcześniej widziało się wszędzie pojazdy z co najmniej trzech dekad, co za bogactwo stylów, smaków, kalkulacji ekonomicznych, odniesień do wszystkiego, aluzji, echa wspomnień i filmów. Znikanie budynków, placów, dolin, okolic, brzegów rzek, jezior, jest normą urbanistyczną, normą rozwoju i prestiżu konkurujących administracji. Wysokopienne szklane kondominia jeżą się wzdłuż ulic, pod nimi tylko komercjalnie totalitarna nuda Starbucks i Tim Hortons.

FOT 03

   Gdy wszystko bez przerwy znika, to co powstaje w to miejsce, jest czymś nowym tylko dla tych, którzy nie pamiętają stanu poprzedniego, dla pamiętających jest rodzajem koszmaru, choćby wyglądającego nie wiadomo jak wspaniale; widzialność zatraca swój sens, przestrzeń staje się niczym: trywialną funkcją przemieszczania.

   Czas teraźniejszy jest rodzajem trampoliny, jazdy samochodem, który nie jest samochodem, ale projektorem skojarzeń zaaplikowanym przez mas media, dbające bardzo skrupulatnie o ich treść: wolność, luksus, szybkość, seks.

   Czas przeszły przewija się przez rzeczywistość jak meduzy przez oceany.

   Czas, krok po kroku, pokrywa przestrzeń.

FOT 04

   Zimą, miasto wygląda coraz bardziej jak wnętrze kaplicy Rothko, zamiast obrazów, czarne prostokąty; latem, jak jego kolorowe ,,wizje”, Orange, Red, Yellow z 1961, jesienią, No. 16 (Brown, and Black), Black on Maroon…

   Przepychające się z wnętrza i z zewnętrza szumy nie pokrywają się; przeczuwasz entropie względności wydarzeń i przeżyć. Mijają zatrwożone sobą lata, i wszystko wydaje się wyglądać mniej więcej normalnie, lecz tylko dlatego, iż wciskasz się histerycznie w nieistniejące szufladki, szczególnie rano podczas toalety, zmywając z siebie pot ze snów, razem z ich ponurymi wieszczeniami, zza których migotają cienie czegoś jeszcze gorszego, a za nimi płyną następne, i następne….

 Apostołowie są bardziej nierealni, niż dinozaury, a Horacy czy Alighieri, bardziej niż Pangea.

   Chodzenie po znikającej przestrzeni jest patrzeniem na puste akwarium, jakby się słuchało Mertona Feldmana For Philip Guston, znikającego na You Tube, przez prawie pięć godzin.

   W każdej chwili ktoś albo coś może zniknąć lub znika, mówiąc: nigdy więcej albo, najczęściej, nic nie mówiąc. Budzisz się i przypominasz sobie nocną rozmowę; wychodzisz na spacer, i spostrzegasz  puste miejsce, jedziesz metrem w głąb miasta, i szukasz wzrokiem niewidzialnych już miejsc, słyszysz muzykę… i stwierdzasz, że jest ci już obca, jej adoracja zniknęła z ciebie niepostrzeżenie, nie wiadomo kiedy… Robisz zdjęcie telefonem – wszyscy ściskają te płaskie prostokąciki, jak logo tożsamości. Im więcej znikania, tym więcej zdjęć, których i tak się nie ogląda później.  Ponieważ nic już nie kosztują i nic nie ważą, są niczym. Migawkowym odczuciem ciążenia grawitacji momentu.

   Chodzenie po znikającej przestrzeni jest  przeskakiwaniem z jednej topniejącej kry na drugą, tylko trochę większą, do czasu. Każdy krok zamienia się w białą plamę w pamięci.

   A skrzyżowania przypominają ,,Quad”, Becketta.

*

   W ostatnich kilku latach zniknęło w twojej okolicy kilkanaście miejsc, stały się lub stają się nowymi przestrzeniami: puste oczodoły pod fundamenty i głębinowe garaże. Niemal Berlin, w transformacji urbanistycznej, po drugiej stronie Atlantyku, w miniaturze, ale bez tamtej historii…

   Najwięcej wybudowanych wieżowców w Ameryce Północnej.

*

   Mijanie jest samą otwartością powietrza tylko w świetle dnia, nocami zamykają drzwi i już nic nie widać, wówczas przypominasz sobie o wielkich spotkaniach i rozpoznaniach z dalekiej przeszłości.  Już można umrzeć, wierząc, iż gwarancji jest więcej niż nie gwarancji, a mijania więcej, niż nie mijania…

   Niewidomi nie mijają się; niewidomych się omija z nieczystą litością.

*

   Cóż bardziej powszechnego, niż mijanie się “na przestrzeni czasu”. Kilka sekund. Przestrzeń jest mijaniem wszystkiego, co się w niej w danym momencie znajduje, a co za chwilę zacznie zmieniać się względem swego położenia. Jak powiedzenie: Dobranoc, i usłyszenie: Night – night. I koniec.

   Po kropce, z reguły, nic nie następuje. Z pustki powstaje, jak życzenie ducha, bardziej pusta pustka. Jak nad grobem  westchnienie.

   Wygięta przestrzeń czeka na swój koniec, który ją spotka, wcześniej niż później. Czas nie zna tych zakrętów zza gór i mostów, śledzi przestrzeń dokładniej, niż cień obiekt, jest zawsze na czas. Przestrzeń nigdy.

   Tak, mijanie w ogóle nie jest już żadnym wydarzeniem, żadnym doświadczeniem życia, jest samym ulotnieniem, zmignięciem; nie jest nawet efemerycznym żalem (żal potrzebuje pamięci wyobrażającej), i żadnym cierpieniem; starożytny już wiersz Ch.B. ,,Do przechodzącej”, jest manuskryptem odciśniętym na glinianej tabliczce. Dzisiaj,  mijanie jest jedynie niemym pikselem, w czarnym punkcie oka .

   JA nie ma już żadnego związku z TY: ja nie jestem ja, a ty nie jesteś  nawet ty. Wszyscy jesteśmy już kimś innym…

   Mijanie-znikanie staje się z wiekiem domeną upokarzającego abrakadabra – za którym ukrywa się przemilczana za każdym razem, bajkowa fraza: Sezamie, otwórz się…

   Przestrzeń często można ominąć, czasu nigdy.

   Mijanie jest pozornie rozciągniętą w czasie formą znikania; choćby najdłuższe mijanie zakończy się zawsze zniknięciem, nawet po godzinie mijania pojawia się jego koniec, kiedy już nie ma mijających, są jedynie dalej zmierzającymi punktami istnienia, zaprzątniętymi już nowymi perspektywami, jak i początkiem nowego mijania, i tak  do końca drogi…

,, Każdy wiersz z czasem staje się elegią. “ (…) Nie ma rajów innych, niż raj utracony.” J.L.B

*

   Dla specyficznie pokątnych melancholików, zostaje jeszcze karnawał wyboru tabletek na sen, albo Silver Point Noir z Nowej Zelandii, bo odbija lodowe echo z Antarktydy, z kodem telefonicznym +672, jakbyś bardzo chciał zadzwonić, aby do białego rana porozmawiać o niczym, bo o czym więcej można, na ostatnim brzegu tego świata?

.

Artur Ułamek

Fot. Artur Ułamek

.

O autorze:

Autor

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Artur Ułamek

Urodzony w 1961. Studiował literaturę polską na Uniwersytecie Gdańskim. Od 1989 mieszka w Kanadzie, w Toronto.

 

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments