Anna Rybczyńska – Pod żaglami “Zawiszy” do Skandynawii

Bywają rejsy wspaniałe, urokliwe, niezapomniane. Rejsy dobre. Do takich niewątpliwie zaliczam niegdysiejsze rejsy do krajów Skandynawii, zwłaszcza na jachtach “Zawisza Czarny” oraz “Gen. Mariusz Zaruski”.

W Norwegii, w Oslo, po raz pierwszy zwiedziłam słynny Park Vigelanda. Gustav Vigeland, Norweg, uważany za najpłodniejszego rzeźbiarza wszech czasów, jest najbardziej znany ze swego głównego dzieła — kompleksu monumentalnych rzeźb pod gołym niebem. Rzeźby te wywierają na zwiedzających niezatarte wrażenie — nie tylko ze względu na wielkość samego dzieła, ale też z uwagi na ogrom pracy włożonej przez jego twórcę, który poświęcił trzydzieści pięć lat życia, ażeby największy park w Oslo, Frogner Park, zapełnić kamiennym lasem kilkuset ludzkich postaci indywidualnych lub ugrupowanych. Centralny monolit wyrzeźbiony z bloku granitu, przedstawia różne okresy w cyklu życia człowieka – od urodzenia, poprzez dzieciństwo, wiek młodzieńczy, dojrzały, starość – aż do śmierci. Niezapomniane przeżycie. Interpretacja monolitu jest trudna. Pnące się w górę postaci są dla jednych walką o egzystencję; innym przypominają o przemijaniu pokoleń; mogą się także kojarzyć ze zmartwychwstaniem człowieka po śmierci. Sam Vigeland nie daje odpowiedzi jednoznacznej: “Granitowe grupy opisują życie, są łatwe do zrozumienia; monolit należy do świata fantazji, może być interpretowany wieloznacznie”.  [Tone Wikborg].

W Sandefiordzie zauroczył mnie pomnik wielorybnika stojącego z harpunem gotowym do rzutu. Zrobiłam kilka zdjęć, ale w obawie, że mogłoby się jakieś nie udać, po dwóch godzinach, przed kolejnym wyjściem w morze wróciłam do portu rybackiego, by jeszcze raz sfotografować piękny pomnik. Lecz konsternacja: w tym samym co poprzednio wybranym miejscu słońce świeciło prosto w obiektyw. To pomnik obracał się zwolna, niezauważalnie. Zrobiłam kilka nowych ujęć. Na wszelki wypadek kupiłam w kiosku z pamiątkami pocztówki z harpunnikiem. Zdjęcia udały się wszystkie.

Od tamtego pamiętnego rejsu minęło wiele lat … Wiosną 2003 roku rozpoczęłam pracę nad bibliografią naszego żeglarskiego czasopisma “Żagle”. W roczniku pierwszego dziesięciolecia znalazłam — czytane dawno i częściowo zapomniane — ciekawe opisy wypraw na północ, również do Norwegii, do siedziby wielorybników. Zastanowiła mnie jedna rzecz: nikt z żeglarzy nie zaobserwował tego niezwykłego fenomenu — rotacji wspaniałego pomnika, stojącego w małym, uroczym rybackim porcie Sandefiord. Odżyły dawne fascynacje i powróciły wspomnienia …

Pomnik wielorybników jest dziełem Knuta Steena. Odsłonięcie miało miejsce 23 czerwca 1960 roku. Osobliwość trudno zauważalnego obrotu pomnika datuje się od tego samego roku, od uruchomienia specjalnego mechanizmu. Przez 35 lat rzeźba obracała się co cztery godziny na hasło “8 szklanek” — jednej wachty na statku. Od 1995 roku pomnik wykonuje pełną rotację w ciągu jednej godziny. Rejs do Sandefiordu odbyłam w 1974 roku, a więc wówczas, po dwóch godzinach, pomnik wykonał pół obrotu, czyli dokładnie 180°.

Rejs do Szwecji, na mniejszym jachcie i z mniej liczebną załogą, nazwała-bym rejsem trudnym. Prawie nieprzerwanie towarzyszyła nam sztormowa pogoda. Docelowym portem był Sztokholm. Po drodze mieliśmy odwiedzić kilka małych portów szwedzkich oraz Kopenhagę, z kolejnością zawijania, terminami wejścia i wyjścia ustalonymi i zatwierdzonymi przez władze zarówno polskie jak i szwedzkie. Złe warunki pogodowe, przewidywane opóźnienie przybycia do stolicy Szwecji, skłoniły nas do wyznaczenia kursu nieco odmienną trasą i pozostawienia wyspy Gotland na drogę powrotną. Załoga była w połowie, oględnie mówiąc, niezbyt doświadczona. Którejś nocy nękający nas silny wiatr zmusił mnie do pełnienia wachty przy sterze nieprzerwanie przez sześć godzin. Szliśmy ostrym bajdewindem i jacht właściwie nie wychodził z głębokiego przechyłu. Praktycznie oznaczało to, że w kokpicie nie siedziałam na ławeczce sternika, a prawie stałam, trzymając jedną ręką rumpel ciągnący mnie jak szatan, a drugą obejmując w zgięciu łokcia sztormreling, aby przy większej fali zwyczajnie, pięknym łukiem, nie wylecieć za burtę. W ciągu dnia wiatr zaczął się jeszcze bardziej wzmagać. W trosce o przeciążony takielunek wezwałam załogę na dek do refowania grota. Pomimo zmniejszonej powierzchni ożaglowania gwałtowny przechył spowodował utratę wody pitnej ze zbiornika. Musieliśmy wejść do Visby na północno–zachodnim wybrzeżu wyspy Gotland. Do portu schronienia.

Policjant, po odprawie paszportowej i po stwierdzeniu, że Visby zaliczamy nie w ustalonej kolejności, zabronił nam wyjścia na ląd i polecił po napełnieniu wodą zbiorników opuścić natychmiast port. Były to wprawdzie lata już po “odwilży” październikowej, ale wciąż jeszcze nad naszymi pływaniami zagranicznymi ciążyło odium kraju zza żelaznej kurtyny.

Zapytałam przedstawiciela lokalnej władzy, czy mógłby mnie zabrać na Komendę Policji. Skinął głową. Moje próby nawiązania konwersacji, najpierw po angielsku, później w języku niemieckim, przekonały mnie, że jest osobą niezbyt komunikatywną. Wyciągnęłam z torebki żeglarski atrybut — związkowy proporczyk. — Czy mogę panu ofiarować na pamiątkę? — Nie mogę przyjąć, jestem na służbie. — Ale może ma pan synka? Więc dla niego.  — Dziękuję.

Czym można by poruszyć tego “zimnego” Szweda? — zastanawiałam się.

— Słyszałam, że Visby jest bardzo piękne. Miasto ruin i róż .… Spojrzał na mnie z odrobiną zaciekawienia i zaszczycił mnie zdawkową uprzejmością:

— Mogę pani to miasto pokazać.

Objechaliśmy całe Visby; zobaczyłam słynne ruiny, jeszcze dzisiaj noszące  ślady XIII–wiecznej świetności, z murem otaczającym średniowieczną dzielnicę; nieliczne domy dawnych kupców i rybaków. Rozmowa straciła służbowy charakter.

— Byłam kiedyś zimą w Norwegii. Czy mógłby mi pan wyjaśnić, skąd taki miły zwyczaj zapalania w oknach lampionów w kształcie gwiazdy, w okresie Bożego Narodzenia, już od 1 grudnia?

— To w celu wskazania rybakom drogi do domu, kiedy przed wiekami wracali z morza z połowu … A ja chciałbym panią zapytać — bo przecież nie jesteście profesjonalistami — co was żeglarzy zmusza do wychodzenia w morze w sztormową pogodę? — Pan mnie o to pyta? Potomek Vikingów? Czyż pan nie wie, że navigare necesse est ? !

Znaleźliśmy się w nowoczesnej dzielnicy mieszkaniowej. Mój cicerone pokazywał mi róże — niezwykłe, przepiękne; pierwszy raz w życiu zobaczyłam róże niebieskie. Nagle przy jednym z domów zatrzymał się.

— To jest mój dom i moje róże, ale nie mogę pani zaprosić, bo jestem na służbie. Pokazałem już pani wszystko, i ruiny, i róże. Czy odwieść panią teraz do portu?

— Ależ, ja prosiłam na Komendę!

— To już niepotrzebne. Ja jestem komendantem. Możecie w Visby pozostać przez cały tydzień. Lecz pod jednym warunkiem: jutro oprowadzi pani swoją załogę po Visby i pokaże im wszystko, co ja pani pokazałem dzisiaj …

Anna Rybczyńska

Fragment autobiografii “Habent sua fata libelli”, opublikowanej w bibliofilskim nakładzie przez oficynę F.Patrick Press, Toronto.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Inline Feedbacks
View all comments